Betonowa tajemnica: DAG Malchow


Munitionswerk DAG Malchow

Fabryka w Malchow powstała w 1938 roku i należała do koncernu Dynamit-Aktien-Gesellschaft (DAG), którego założycielem był Alfred Nobel. W fabrykach DAG wytwarzano przede wszystkim materiały wybuchowe o dużej sile rażenia. W dniu śmierci założyciela DAG w 1896 roku na świecie funkcjonowały 93 fabryki koncernu. W wyniku XX-wiecznych działań wojennych, zarówno pierwszej jak i drugiej wojny światowej, systematycznie wzrastało zapotrzebowanie na coraz bardziej efektywne i silniejsze substancje wybuchowe. Koncern mógł utrzymać wysoką produkcję dzięki pracy przymusowej tysięcy więźniów, również starannie wybrane lokalizacje poszczególnych fabryk zmniejszały ryzyko ewentualnego zbombardowania obiektu przez wojska alianckie. Do płynnego prowadzenia produkcji potrzebny był stały dostęp do wody, dogodna komunikacja pociągowa, dzięki której zabezpieczone materiały mogły być natychmiast przesyłane do wojska, a przede wszystkim bezpieczeństwo w postaci zalesionego obszaru maskującego działalność dużej fabryki. Malchow spełniał wszystkie powyższe kryteria: fabryka ukryta w gęstym lesie na Pojezierzu Meklemburskim mogła funkcjonować bez obawy, że stanie się celem nalotów. Nowa fabryka miała też inny ważny cel, poza działalnością na rzecz przemysłu wojennego - ożywiła rozwój gospodarczy i dała zatrudnienie lokalnym mieszkańcom.




Inwestycja opatrzona kryptonimem 'Albion' (starożytna nazwa Wysp Brytyjskich) była realizowana z myślą o produkcji jednego z najsilniejszych materiałów wybuchowych - pentrytu, przeznaczonego m.in. do wypełniania pocisków. zaplanowane zostały trzy linie, z których każda miała osiągnąć produkcyjność w wysokości 150 ton miesięcznie, ponadto planowano produkcję kapiszonów, lontów i zapalników elektrycznych. W ten sposób plan zakładów złożył się z czterech sektorów.
M. Pszczółkowski, Betonowa tajemnica. Fabryki materiałów wybuchowych DAG, Bydgoszcz 2010
 
Wśród wspomnień więźniarek dotyczących obozu Malchow zachowały się szczegółowe opisy charakterystycznego terenu fabryki, który ulokowany był w lesie w odległości około 4 kilometrów od samego obozu. Czytając relacje Geni Rotman oraz Cecylii Skóreckiej można dokładnie wyobrazić sobie, jak wyglądał obóz Malchow oraz miejsce, w którym znajdowała się fabryka.
 
Początkowo wydawało nam się, że będzie dobrze. Nie bito nas, apele nie trwały długo. Jedzenia było mało, ale sądziłyśmy, że się unormuje, że to są tylko początki trudne. (...) Po tygodniu zaprowadzono 250 osób (było nas 1000) do fabryki. Droga do fabryki była długa, około 6 kilometrów. Prowadziła przez las sosnowy. Krajobraz bardzo ładny. Las przecięty 'bunkrami'. Były to małe zabudowania, dachy pokryte były mchem i rosły małe drzewka. Wprowadzono nas do większego domku, gdzie była stołówka. Zrobiła na nas wrażenie eleganckiej kawiarni. Ściany były białe, kaflowe, stoliki małe, przy każdym cztery krzesła.
Genia Rotman, zeznanie nr 194 z dnia 2.03.1946, Voices from Ravensbrück, Lund University Library




Można przypuszczać, że obiekty fabryczne były doskonale zaprojektowane i przygotowane do użytkowania ich przez dużą ilość osób. Dziennie przez teren fabryki przechodziło kilka tysięcy pracowników cywilnych, robotników przymusowych oraz więźniarek z obozu Malchow. Żydowskie kobiety były pilnie strzeżone przez nadzorczynie SS w czasie pracy, posiłków oraz przemarszu między poszczególnymi odcinkami fabryki.
 
Po paru dniach poszłyśmy do fabryki, uprzednio naszyto nam numery, które otrzymałyśmy jeszcze w Ravensbruck. i namalowano 2 białe krzyże na płaszczach i sukniach. Fabryka oddalona była o 8 kilometrów od obozu. Droga prowadziła przez sosnowy las przecięty asfaltowymi alejami. Sama fabryka była rozmieszczona po lesie, ciągnęła się podobno na przestrzeni 10 kilometrów. (...) Charakterystyczny był wygląd terenu fabrycznego. Składał się z wielkiej ilości małych parterowych budynków, tzw. 'bunkrów'. Wszystkie budynki były maskowane. Dachy były płaskie, rosły na nich sosny i była trawa. Później maskowana była również droga do fabryki. Bunkry fabryczne miały centralne ogrzewanie i skanalizowanie. Rury rozprowadzające parę do ogrzewania też były maskowane   i malowane na zielono. Nasz transport składający się z Żydówek: polskich, czeskich, węgierskich i francuskich zatrudniono w dziale, gdzie wyrabiano korpusy do nabojów. Praca nie była brudna, ani ciężka. Przede wszystkim było centralne ogrzewanie, więc było ciepło. Każdy bunkier był obsłużony przeciętnie przez 20 więźniarek. Zażalenia kierowano do aufseherek. Do pracy prowadzili nas posteni i aufseherki. Te ostatnie pozostawały z nami przez cały czas pracy w bunkrze. Od naszego wyjścia posteni pilnowali fabryki, wciąż byli w obawie, że uciekniemy. (...) Podczas pracy robili listę obecności, sprawdzano czy wszystkie więźniarki są obecne. O 12ej była przerwa obiadowa jednogodzinna. Sprowadzano nas do specjalnego bunkra, gdzie była elegancka sala jadalna, a przed tym bunkrem również nas liczono, pomimo, że prowadzili nas posteni i aufseherki z bunkra pracy na obiad. Po obiedzie rozpoczynała się praca o godzinie 1ej  i trwała do 6ej. Praca była na dwie zmiany. Kiedy kończyłyśmy, druga zmiana czekała przed bunkrem. Jeden tydzień pracowałyśmy w dzień, drugi nocą.
Cecylia Skórecka, zeznanie nr 174 z dnia 30.01.1946, Voices from Ravensbrück, Lund University Library 










 
 

Komentarze

Popularne posty:

Translate