Obraz nadzorczyń we wspomnieniach dzieci-więźniów


Nadzorczynie SS w oczach małych więźniów

Zastanawialiście się kiedyś, jak dzieci będące więźniami obozów koncentracyjnych postrzegały kobiety z personelu nadzorczego? Temat ten jak do tej pory został poruszony tylko przez jedną badaczkę Zagłady i opublikowany w formie krótkiego felietonu w książce "O współczesnych praktykach genderyzacji ciała" (Katowice 2014, Wydawnictwo Uniwersytetu Śląskiego, s. 133-148).

Dr Wanda Witek-Malicka od wielu lat zajmuje się naukowo problemem obecności dzieci na terenie nazistowskich obozów koncentracyjnych. Większą część jej dorobku naukowego stanowią prace dotyczące najmłodszych więźniów obozu KL Auschwitz. Na tekst o wizerunku nadzorczyń SS w oczach dzieci-więźniów pod tytułem "Czy to jest kobieta...? Obraz SS-Aufseherinnen we wspomnieniach Dzieci Oświęcimia" natrafiłam trzy lata temu, a dziś za zgodą jego autorki publikuję go w całości na blogu. Dr Wanda Witek-Malicka jest obecnie pracownikiem działu naukowego Centrum Badań Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu.
 
Jeśli zaś chodzi o nadzorczynie SS i dzieci osadzone w obozie, takich relacji nie zachowało się zbyt wiele. Jeśli już natrafi się na jakiekolwiek wspomnienia kogoś, kto był dzieckiem w obozie, sylwetki nadzorczyń w jego relacjach nie pojawiają się wcale lub są bardzo ogólne. Małe dzieci nie miały raczej bliższego kontaktu z nadzorczyniami. Mogły je widzieć na apelach lub w baraku, jednak dzieci nie były dla nadzorczyń docelową grupą, którą strażniczki miały się zajmować. Małe dzieci nie pracowały, nie uczestniczyły aktywnie w życiu codziennym obozu, większość z nich od razu po przybyciu do obozu zagłady szła na śmierć w komorze gazowej. Dziecięce relacje o nadzorczyniach pochodzą raczej ze wspomnień więźniarek, które w czasie wojny były nastolatkami i pomimo swojego młodego wieku uważane były za pełnoprawne więźniarki. Nadzorczynie miały kontakt z małymi dziećmi zazwyczaj w trakcie czasie selekcji. W obozie na Majdanku nadzorczynie wybierały małe dzieci i wrzucały je na ciężarówki, które odjeżdżały w kierunku krematorium. Więźniarki zapamiętały strażniczki, które potrafiły wrzucić małe dzieci lub niemowlęta na platformę ciężarówki bez ukazywania jakichkolwiek emocji.
 
"Nagle zauważyłam - prostuję: usłyszałam przerażający dziecięcy krzyk i zauważyłam, że jakieś dziecko, dziewczynka cztero- lub pięcioletnia, miała rączkę przytrzaśniętą w drzwiach pojazdu. Mam na myśli platformę. W tym samochodzie była Braunsteiner, którą rozpoznałam i która nie reagowała na krzyki dziecka. Nie pozwoliła uwolnić rączki dziecka i kazała kierowcy jechać. Powiedziała, że nie ma potrzeby wyjmować ręki dziecka, sama to usłyszałam".
Przesłuchanie Antoniny Kurcz z 29.11.1972 roku w Warszawie

Co ciekawe, wiele nadzorczyń było matkami lub spodziewało się dziecka w czasie swojej służby w obozie. Dzieci nadzorczyń miały zapewnioną pełną opiekę w czasie, kiedy ich matki pracowały za murami obozów katując lub mordując dzieci nie będące "czyste rasowo".

 
 
 
 
 
 
 
 
 
Maria Mandl i dziecko cygańskie
 
Jedną z najbardziej znanych historii dotyczących relacji nadzorczyń SS z małymi dziećmi osadzonymi w obozie koncentracyjnym, jest historia głównej kierowniczki obozu kobiecego w Birkenau - Marii Mandl oraz pewnego cygańskiego chłopca. Przeczytajcie, jak o tym wydarzeniu pisał Stanisław Kobiela w "Wiadomościach Boheńskich" w 2008 roku:
 
Zeznająca na procesie (załogi KL Auschwitz w Krakowie w 1947 roku - przyp. J.Cz.) Zofia Ulewicz nr obozy 30700 opowiedziała historię pewnego cygańskiego dziecka w obozie. Mówiono, że jego ojciec był w Niemczech królem Cyganów. Oboje rodzice zginęli w komorze gazowej Auschwitz. Chłopczyk - maleńkie dziecko mówił tylko po niemiecku. Esesmani lubili go bardzo, pieścili i wozili na koniu. Zainteresowała się nim Maria Mandl - komendantka obozu kobiecego. W grudniu 1943 roku Zofia Ulewicz widziała jak Mandl woziła cyganiątko na saneczkach. Był owinięty w koce i przywiązany do saneczek. Umyślnie przewracała saneczki, podnosiła i śmiała się głośno. Cyganiątko też się cieszyło i śmiało. Ciąg dalszy tej historii można przeczytać w książce Fanii Fenelon p.t. 'Grałam w orkiestrze Auschwitz'. Oto jej fragment:
 
Kadr z filmu "Playing for Time", 1980
 
'Kiedyś na próbie orkiestry kobiecej zaanonsowano: Lagerfuhrerin Mandl!. Weszła z dzieckiem w ramionach. Ubrała je przepięknie, jakby to był mały milioner. Nosił niebieskie ubranko, urocze spodenki i bluzeczkę. Był śliczny. Spojrzenie pełne ufności kierował do niej i ukazując perełki ząbków szczebiotał. Ona wdzięcząc się, odpowiadała: nein, nein!
- Piękny, prawda? - pyta.
Dziecko kręci się, żwawo drepce, znowu wspina się po jej udach, a ona nie troszczy się, że te malutkie buciki brudzą jej, tak zawsze starannie utrzymaną spódnicę uniformu służbowego. Mały objął ją rączkami za szyję, całuje, a usteczka ma umazane w czekoladzie. Po raz pierwszy, pełne niedowierzenia, widzimy, że Mandl śmieje się.
Parę dni później, wieczorem, gdy wiał wiatr, a krople deszczu uderzały w nasze okna - pisze Fania Fenelon - weszła Mandl okryta dużą szarą peleryną. Nienormalnie blada, z zapadniętymi oczami - i zażądała wykonania duetu z 'Madame Butterfly' Pucciniego. Czy słuchała? Usta zaciśnięte, twarz zamknięta, wydawała się nieobecna. Po zakończeniu śpiewu milcząc odeszła. Następnego dnia Renata przyniosła wiadomość o tym, że Mandl osobiście odniosła dziecko do komory gazowej.
Czy ta gorliwość miała uczynić ją jeszcze bardziej twardą?".
 
Kadr z filmu "Playing for Time", 1980
 
Historię z małym chłopcem, który stał się niejako maskotką dla niemieckiej załogi SS z obozu Auschwitz przedstawiono także w filmie "Playing for Time" z 1980 roku na podstawie wspomnień Fanii Fenelon. Jednak w filmie zamiast cygańskiego dziecka, pokazano dziecko polskie, a można to wywnioskować po słowach więźniarek, które chwilę wcześniej obserwują duży transport Polaków przywiezionych samochodami do Birkenau. Mandl podchodzi i bierze chłopca na ręce, jego matka na próżno próbuje przywołać chłopca do siebie.  Mandl odchodzi z chłopcem, jego matka natomiast odjeżdża ciężarówką do komory gazowej, jak można wywnioskować z filmu. Mandl nosi czarny uniform z runami SS, co nie jest zgodne z prawdą historyczną. Nadzorczynie nigdy nie nosiły czarnych mundurów, zwłaszcza z runami, opaską ze swastyką czy trupimi czaszkami na furażerkach. Nie posiadały także żadnych stopni wojskowych. Zauważyłam natomiast w filmie inną nadzorczynię, która była ubrana w całkiem poprawny mundur. 
 

Kadr z filmu "Playing for Time", 1980
 
Kadr z filmu "Playing for Time", 1980
 
Czarny uniform Mandl miał w filmie prawdopodobnie podkreślić jej wysoką funkcję w obozie. Jednak w rzeczywistości Mandl nosiła taki sam szaro-zielony uniform jak pozostałe nadzorczynie. Jedynie srebrna wypustka na furażerce mogła świadczyć o tym, że jest to kierowniczka obozu kobiecego. Poniżej kadry z filmu "Playing for Time", na których widać dwie aktorki w uniformach nadzorczyń SS - pierwsza z lewej ma całkiem poprawny ubiór, po środku stoi Mandl w czarnym uniformie z czarną peleryną.



Przeczytaj też:
  
http://ssaufseherin.blogspot.com/2018/08/nadzorczynie-matki-macierzyntwo-w-obozie.html
 
 

Komentarze

Popularne posty:

Translate