Maria Mandl na szubienicy: "Niech żyje Polska!"


Maria Mandl na szubienicy: Niech żyje Polska!

24 stycznia 1948 roku wykonano wyroki śmierci na niemieckich zbrodniarzach z obozu KL Auschwitz.

Tekst: Stanisław Kobiela  |  www.tajemnicehistorii.pl

Wstawał mglisty poranek 24 stycznia 1948 roku. Była sobota, dzień egzekucji 21 oprawców z KL Auschwitz. Prokurator postanowił wieszać skazańców w czterech grupach po pięć osób, a w ostatniej grupie sześć osób wybieranych według kolejności wynikającej z sentencji wyroku. W pierwszej piątce znaleźli się więc: Artur Liebehenschel, Maksymilian Grabner,  Hans Aumeier, Karl Ernst Möckel i Maria Mandel.

Na polecenie naczelnika więzienia w miejscu wyznaczonym na egzekucję więźniowie wznieśli  konstrukcję szubieniczną. Mogła to być zwykła szyna kolejowa z której zwisały powrozy i zapadnia.
O godzinie 6.40 temperatura powietrza wynosiła -3,4 stopni Celsjusza. Wiał lekki, wschodni wiatr, było pochmurno. Przed godziną 7.00 funkcjonariusze więzienni udali się po wyznaczoną pierwszą piątkę skazanych. Musieli liczyć się z różnymi reakcjami skazanych, ale może nie spodziewali się tego co ich teraz spotka. Z pierwszej celi wyprowadzono na korytarz byłego komendanta KL Auschwitz-Birkenau Artura Liebehenschla i jego zastępcę Carla Möckla. Obaj byli w jednym wieku 47 lat i mieli długi staż partyjny w NSDAP i SS (1932 i 1935).  Teraz obaj byli przygnębieni ale spokojni. Liebehenschel zostawił na stoliku biblię, z którą nie rozstawał się w czasie pobytu w więzieniu. Ze wspomnień Edwarda Kurtyki wiemy, ze obaj codziennie przed snem na kolanach odmawiali modlitwy. Obu skazańcom związano ręce na plecach. Strażnicy otwarli kolejną celę.  

43-letni Maksymilian Grabner, były szef Politische Abteilung w KL Auschwitz, kiedyś wszechwładny pan życia i śmierci, któremu zabijanie sprawiało radość,  na widok strażników rzucił się na kolana, chciał całować ich buty, a kiedy chwycili go pod ramiona  wyrywał się z rąk. Skamlał i bronił się rozpaczliwie, na przemian  łkając i krzycząc. Dopiero Hans Aumeier siarczystym kopniakiem pomógł strażnikom okiełznać go. Nie tak dawno w wielkiej przyjaźni, organizowali, na bloku 11-tym,  nomen omen w każdą sobotę, słynne „odkurzanie bunkra” czyli selekcje w wyniku których tysiące więźniów zginęło pod Ścianą Śmierci. Hans Aumeier miał 42 lata, a katowskie doświadczenie zdobywał w obozach koncentracyjnych: Lichtenburg, Buchenwald, Flossenburg, a po odejściu z KL Auschwitz-Birkenau pod koniec wojny założył obóz koncentracyjny Vaivra w Estonii, w którym przemienił się w anioła i opiekuna więźniów, a następnie był bardzo krótko w Kaufering, podobozie Dachau.

Także w służbie III Rzeszy, po trupach więźniarek poprzez obozy koncentracyjne w Lichtenburgu, Ravensbrück, aż do KL Auschwitz-Birkenau, pięła się na coraz wyższe szczeble ludobójczej kariery Maria Mandel. Od  aufseherin, oberafseherin aż po SS-Lagerführerin w tym największym w Europie kombinacie śmierci. 12 dni wcześniej ukończyła dopiero 36 lat. W sadystycznym zadowoleniu z cierpień swoich ofiar nikt jej nie przewyższył spośród obozowej załogi. Teraz pozwoliła się związać. Była ostatnia w tej grupie skazanych. W celi, z której wyszła, pozostała jej towarzyszka więziennej niedoli, nieobecna i nieprzytomna ze strachu Teresa Brandl oczekująca na swoją kolej.

Maria Mandl, fotografia więzienna, 1947

Skazańców sprowadzono na dół. Przeszli wzdłuż skrzydła budynku centralnego, następnie przez dziedziniec, do budynku w którym miała odbyć się egzekucja. Na  miejscu oczekiwali: prokurator Mirosław Kulesza, zastępca naczelnika więzienia Piotr Pazderski, protokolant M. Rogowski, lekarz więzienny dr Eryk Dormicki tłumacz Stefan  Gorcza. Obecni byli także dwaj duchowni: rzymsko-katolicki ks. Marian Stark, kapelan więzienny i pastor ewangelicki Karol Grych oraz kaci z  pomocnikami. Nazwiska tych ostatnich znał tylko naczelnik więzienia, Zgodnie z obowiązującą praktyką nazwisk ich nie ujawniano w protokołach z egzekucji, dlatego trudno ustalić ilu ich faktycznie było. Można przypuszczać, że było ich kilku.

Piątkę skazańców ustawiono na zapadni pod zwisającymi powrozami zakończonymi stryczkami w następującej kolejności: Artur Liebehenschel, Maksymilian Grabner, Hans Aumeier, Carl Möckel  i ostatnia Maria Mandel. Kolejność tę potwierdza numeracja protokołów z egzekucji: Liebehenschla - W 6/48, Grabnera - W 7/48, Aumeiera - W 8/48, Möckla - W 9/48 i Mandel - W 10/48. Była godzina 7.09.



Therese Brandl także została powieszona 24 stycznia 1948 roku

Artur Liebehenschel wykrzyknął : Es lebe Polen!!!   A za nim, jak echo, ten sam okrzyk zdążyła jeszcze powtórzyć, stojąca ostatnia  w szeregu Maria Mandel. Po chwili, zapadnie otwarto i pięciu skazańców zawisło w  powietrzu. W czasie agonii duchowni odmawiali cichą modlitwę za konających.  Zgodnie z  obowiązującą procedurą ciała straconych musiały wisieć 15 minut, aż do ustania wszystkich czynności życiowych. Lekarz więzienny dr Eryk Dormicki  o godz. 7.32 stwierdził zgon każdego z powieszonych i dopiero wtedy trupy zdjęto z szubienic.

Maria Mandl na ławie oskarżonych, Kraków 1947

"Es lebe Polen!" Czy ten okrzyk (Niech żyje Polska!) miał być rekompensatą za ogrom popełnionych w KL Auschwitz-Birkenau zbrodni? Czy miały być dowodem i skruchy za popełnione zbrodnie. Dzisiaj tak  mógłby ktoś tłumaczyć te słowa, wykrzyczane na kilka sekund przed śmiercią. Trzeba jednak pamiętać, że ani w ostatnim słowie na procesie, ani w prośbie o łaskę nie przyznali się oni do popełnionych czynów. Do końca uważali, że są niewinnymi ofiarami systemu, któremu tak gorliwie służyli. 



Zobacz też:

Komentarze

  1. Bardzo ciekawy wpis. Mam pytanie, czy wiadomo coś jeszcze o Stefanie Gorczy, tłumaczu obecnym podczas egzekucji? W moim zbiorze curiosów jest książeczka autorstwa Fryderyka Engelsa pt. "Rola pracy w procesie uczłowieczania małpy" wydana w 1947 r. i opatrzona pieczątką o treści "Stefan Gorcza, Podprokurator Sądu Okręgowego w Krakowie".
    Czy mógłby mi Pan użyczyć protokołu tej egzekucji? Powinien tam być podpis "Pańskiego" Gorczy, a ponieważ moja książka jest podpisana (podpis stosunkowo charakterystyczny) - mogłabym sprawdzić, czy chodzi o jedną osobę.
    Pozdrawiam, z góry dziękuję

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzień dobry! Tekst jest autorstwa pana Stanisława Kobieli, który zmarł dwa lata temu. Niestety nie posiadam innych dokumentów procesowych lub egzekucyjnych. Wszystkie dokumenty znajdują się prawdopodobnie w archiwum IPN w Krakowie. Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za odwiedziny i komentarz! Joanna

      Usuń
    2. Dziękuję za odpowiedź. Tymczasem udało mi się potwierdzić tożsamość osób. Tak, mam książkę (kupioną na Allegro za 5 zł) po tym właśnie człowieku. I już idę dalej tropem.... Prawdopodobnie Gorcza to nazwisko wymyślone po wojnie - a rzeczywiste brzmiało Szlanderbach - pan zmarł w 1954 r. - w tej książce, którą wczoraj odebrałam z paczkomatu jest ciekawa karteczka: prawdopodobnie nikt do dzieła Engelsa nie zaglądał przez ostatnie 70 lat - nawet nie kartkował...
      A jeszcze ciekawsze, że na protokole egzekucji Gorcza jest określony jako "tłumacz". Prawdopodobnie tłumaczył, ale w rzeczywistości reprezentował prokuraturę: prokurator musiał być z urzędu obecny przy egzekucji, a jakoś nie ma prokuratora na zamieszczonej liście świadków....

      Usuń
    3. Anonimowy20.12.23

      Pan Stefan Gorcza był moim pradziadkiem, zmarł w 1954 jego grób znajduje sie na wojskowych powąskach. Jego żona nadal żyje i ma sie dobrze

      Usuń
    4. Anonimowy20.12.23

      Pani Iwono Stefan Gorcz był moim pradziadkiem, zapewniam że jego nazwisko było jak najbrdziej prawdziwe. rzeczywiście zmarł w 1954 a jego grób znajduje się na powązkach wojskowych

      Usuń
  2. Anonimowy31.5.24

    Ale ta wzmianka o okrzyku "Es lebe Polen" podobno została przekazana przez prokuratora, który nie był naocznym świadkiem, a w protokołach takich rzeczy nie zapisywano?
    Jeśli to prawda, to w przypadku Mandel to mógł być wyraz skruchy, przecież prosiła o przebaczenie Stanisławę Rachwał, byłą więźniarkę Oświęcimia...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy31.5.24

      Też wydaje mi się, że był to rodzaj skruchy, a nie próba obrażenia narodu polskiego. Zmarli często są zapamiętywani po swoich ostatnich słowach. Może Mandl miała tą świadomość? Nie było mnie przy niej, kiedy wykonywano egzekucję, więc nie mogę potwierdzić ani zaprzeczyć. Mimo wszystko ten okrzyk brzmi intrygująco…

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty:

Translate