Kommando pracuje! Formowanie i przemarsz komand roboczych
Dziś chcę poruszyć bardzo ważny temat: pracy komand więźniarskich. Dlaczego ten temat jest tak ważny? Ponieważ to właśnie na pracy więźniów opierał się cały system funkcjonowania obozów koncentracyjnych. Wyniszczenie poprzez pracę - to była naczelna zasada wykorzystania wielotysięcznej siły roboczej osób zamkniętych w obozach. Tutaj Ravensbrück też nie był wyjątkiem - więźniarki od początku założenia tego obozu pracowały niewolniczo w majątkach ziemskich, prywatnych firmach, warsztatach czy fabrykach produkcyjnych dużych koncernów i cały przebieg dnia w obozie był podporządkowany temu, aby maksymalnie wykorzystać czas przeznaczony na pracę. Trzeba sobie też uzmysłowić, że aby te tysiące kobiet codziennie mogły wykonywać swoją pracę, jakoś musiały przejść do miejsca, gdzie tą pracę miały wykonać. Same poruszać się ani na obszarze obozu ani tym bardziej poza terenem obozu nie mogły i tutaj właśnie pojawia się dość skomplikowany system przydziału więźniarek do pracy oraz ich dozoru.
Omówmy sobie pracę więźniarek w komandach wychodzących "na aussen" czyli poza ścisły obszar obozu. Tutaj procedury były najbardziej zaostrzone - wszystko po to, aby zminimalizować ryzyko ucieczki więźniarek. Moment formowania kolumn roboczych naszkicowała francuska więźniarka Ravensbrück, Simone Auburtin. Widać pośrodku sylwetkę nadzorczyni prawdopodobnie stojącą przy pulpicie, specjalnym stoliku oraz esesmana. Nadzorczynią może być kierowniczka pracy, Arbeitsdienstführerin, która była odpowiedzialna za przydział więźniarek do pracy w konkretnych komandach. Po lewej stronie można zaobserwować idące więźniarki niosące już łopaty.
Kolumny robocze formowano tuż po apelu liczebnym. Wówczas padała głośna komenda: "Arbeitskommando formieren!" oraz słychać było gwizdek. Natychmiast na placu apelowym rozpoczynał się niezwykle intensywny ruch więźniarek oraz tzw. funkcyjnych, które zaganiały określoną liczbę kobiet do swojego komanda. Na ogół więźniarki wiedziały, w którym komandzie pracują i wiedziały gdzie się ustawić. Komanda ustawiały się w długich kolumnach, po pięć więźniarek w szeregach, jeden za drugim, i czekały na sygnał odmarszu. Przy każdym komandzie stała już "kolonka" - więźniarka funkcyjna odpowiedzialna za dane komando. Liczyła dokładnie ilość więźniarek, wiedziała ile konkretnie kobiet ma być danego dnia w komandzie. Prace, zwłaszcza te wykonywane wewnątrz obozu, były przypisywane do różnych komand i tak naprawdę więźniarki nie wiedziały do końca czy w danym dniu będą wykonywały tą samą pracę czy zostaną skierowane do innego zadania. Jednak w przypadku komand zewnętrznych, skład więźniarek był zazwyczaj ten sam przez dłuższy czas. Zmieniały się tylko nadzorczynie.
Kolumny wychodziły poza bramę obozu między godziną 6:30 a 8:30 rano. Jeśli dane komando musiało dojechać do miejsca pracy np. pociągiem lub ciężarówkami, wówczas wychodziło jako pierwsze, aby zdążyć na czas. Każde załadowanie więźniarek do ciężarówki czy pociągu zajmowało nieco czasu. Jeśli chodzi o pociąg, to komanda korzystały z wybudowanej rampy kolejowej niedaleko obozu, zwłaszcza komanda "Hohenlychen" czy "Uppenthal" w Himmelpfort poruszały się codziennie pociągiem. Razem z więźniarkami jechały też nadzorczynie i psy służbowe. Komanda pracujące bliżej obozu szły pieszo nawet 5 kilometrów. O godzinie 9:00 wszystkie komanda powinny rozpoczynać pracę. O swojej pracy jako nadzorczyni pilnującej komanda zewnętrznego mówiła w czasie przesłuchania w 1947 roku Erna Bodem:
"Następnego dnia przydzielona zostałam do kommanda Planierung, które przez trzy dni prowadziła wraz ze mną dozorczyni z psem (Hundeführerin). Po trzech dniach kommando podjęłam sama. Liczyło ono 25-50 więźniarek, które odbierałam rano o godzinie 8.30 przy bramie obozu, odprowadzałam do bramy na przerwę obiadową o godzinie 12-ej. Przerwa obiadowa trwała do godziny 1-ej. Po przerwie odbierałam więźniarki przy bramie o godzinie 1-ej i po skończonej pracy koło godziny 5-ej odprowadzałam je do bramy. (...) Codziennie zmieniał się skład komanda, pewna część więźniarek pozostawała w obozie".
Olena Wityk Wojtowycz, 1988
Każde komando podlegało pod dozór nadzorczyń. Od ilości więźniarek pracujących w komandzie zależała też liczba nadzorczyń przydzielonych do pilnowania komanda. I tak na około 30 więźniarek przypadała 1 nadzorczyni. Jeśli komando liczyło 120 więźniarek, wówczas przydzielano 4 nadzorczynie, w tym jedna lub dwie z nich musiały mieć psy służbowe. W regulaminie obozu Ravensbrück ("Lagerordnung") można wyczytać kilka ważnych informacji na temat procedury podejmowania komanda oraz odprowadzania go do obozu po skończonej pracy. Każda nadzorczyni będąca kierowniczką komanda (Kommandoführerin) odpowiadała za porządek i dyscyplinę w swoim komandzie. Musiała też poinformować przydzielone jej nadzorczynie o tym, jakie mają obowiązki, jaką pracę mają wykonać więźniarki, co im wolno, a czego nie wolno było im robić. I co ciekawe: głównym obowiązkiem nadzorczyń było TYLKO pilnowanie więźniarek! Nie mogły one same z siebie zlecać dodatkowej pracy, skracać jej ani decydować o tym, jak więźniarki mają tą pracę wykonać! Praca miała być wykonana możliwie szybko, zgodnie z wytycznymi od zleceniodawcy czyli zazwyczaj od prywatnego przedsiębiorcy, który wynajmował komando. I na końcu podkreślono, że więźniarki, które będą uchylać się od pracy lub będą stawiać opór, zostaną natychmiast ukarane, co chyba było oczywiste.
Co jeszcze mówił regulamin obozowy o pracy nadzorczyń w komandach zewnętrznych? W kolejnym wersecie podkreślono, że nadzorczynie pilnujące pracującego komanda muszą utrzymywać dystans między sobą 6-10 metrów! Miało to na celu odseparowanie nadzorczyń, aby nie próbowały rozmawiać, zajmować się innymi czynnościami, tym samym tracąc czujność. I oczywiście musiały mieć pod ręką pistolet. Każda nadzorczyni wychodząca z komandem poza obóz powinna mieć broń, zwłaszcza wtedy, gdy komando było małe i nie było nadzorczyni z psem służbowym (przewodniczki psów asystowały tylko w większych liczebnościowo komandach). To jest jeszcze jeden dowód na to, że nadzorczynie broń palną miały, a co tak bardzo starały się zataić w trakcie powojennych przesłuchań.
Jest jeszcze jeden ważny dokument, w którym podkreślono obowiązki nadzorczyń pilnujących komand zewnętrznych. To rozkaz komendanta Ravensbrück nr 3 z dnia 24 lipca 1942 roku. W punkcie 4. jeszcze raz podkreślono, co wolno, a czego nie wolno było robić nadzorczyniom. Przytoczę te zasady jeszcze raz:
4. Wygłosiłem kilka uwag na temat tego, co nadzorczynie powinny, a czego nie powinny robić. Poniżej krótko podsumowałem ostatnie skargi:
- gwizdanie, śpiewanie i rozmawianie z więźniami lub osobami prywatnymi podczas pełnienia służby są zabronione.
- żadna nadzorczyni nie może oddalić się tak daleko od swojego komanda, aby nie móc obserwować więźniów.
- żaden więzień nie może opuścić komanda ani zostać odesłany. Załatwianie potrzeb fizjologicznych więźniów odbywa się bezpośrednio przy komandzie, nadzorczyni pozostaje co najmniej 20 m od komanda.
- powracające i wychodzące komanda muszą zachować co najmniej 10 minut odstępu czasowego. Nadzorczyni idzie ok. 5 metrów za kolumną. Przy wejściu przez bramę nie wolno wyprzedzać innej kolumny, gdyż inaczej liczenie przez strażnika będzie utrudnione. Nadzorczyni pozostaje za kolumną, dopóki stan osobowy nie zostanie policzony.
- w czasie służby nie wolno nosić prywatnych torebek. Wystarczy chlebak i manierka.
- zabrania się zbierania kwiatów i jagód w czasie służby.
- w czasie służby obowiązuje noszenie pistoletu i czapki (furażerki).
- żadna strażniczka nie ma prawa ukarać więźnia. Ma jednak obowiązek zgłosić meldunek o naruszeniu przez więźnia regulaminu obozowego.
- nadzorczynie, które podejmują komando, muszą dokładnie dowiedzieć się, gdzie jest ono zatrudnione i jaką pracę musi wykonać. Obowiązkiem kierowniczki komanda jest dopilnowanie, aby te prace zostały wykonane szybko i prawidłowo.
Codziennie tworzone były specjalne listy, plany pracy ("Arbeitseinteilung") zawierające nazwy komand więźniarskich pracujących zarówno wewnątrz obozu, jak i na zewnątrz. Powyżej zamieściłam dwie takie listy. Nanoszono na nie korektę już po uformowaniu się komand roboczych i po sprawdzeniu ich z kartami pracy przygotowywanymi przez nadzorczynie pilnujące konkretnego komanda. Plany pracy tworzono o godz. 13:00 w głównej Blockführerstubie, gdzie mieściło się biuro Oberaufseherin. Jej podpis widnieje także na każdym z tych arkuszy, w tym wypadku są to podpisy Johanny Langefeld.
Zachowała się także jedna z pierwszych ksiąg wartowniczych ("Wachbuch") z obozu Ravensbrück 1939/1940, w której ręcznie wpisywano codzienną listę komand. W pierwszych miesiącach funkcjonowania obozu nie było jeszcze tak wielu komand więźniarek, które wychodziły do pracy poza teren obozu. Większość prac odbywała się w obrębie obozu i polegała na przygotowywaniu terenu pod jego rozbudowę. Zakres prac komand był bardzo szeroki: od czynności lżejszych (sprzątanie, praca w biurze), poprzez ogrodnictwo i rolnictwo (ferma drobiu, majątek) po najcięższą pracę, która również mogła być zlecona jako kara (budowa dróg, odgarnianie piasku, wyładunek kamieni).
Strażnik SS przy bramie obozowej wpisywał pod aktualną datą w książce wartowniczej odpowiednie dane każdego komanda, liczbę więźniarek wyprowadzanych i przychodzących, odpowiednie godziny i nazwisko strażniczki przypisanej do danego komanda.
Za okres od 3 października 1939 roku do 9 maja 1940 roku w księdze zarejestrowanych jest ogółem 3605 komand, z których siedem zostało usuniętych. 40 komand było regularnie kontrolowanych przez wysokich rangą funkcjonariuszy SS administracji obozowej.
"Das Wachbuch für die Arbeitskommandos 1939/40"
Książka A4, 126 stron | MGR / SBG KL 18-16
Liczbę więźniarek w komandach sprawdzano też na głównej wartowni. Każda nadzorczyni kierująca komandem wypełniała specjalną kartę "Arbeitsdienst" - kartę służby pracy. Podany był na niej dzień, ilość więźniarek wychodzących z komandem, jego nazwa oraz godzina powrotu komanda do obozu i znów podpis nadzorczyni prowadzącej komando oraz wachmana czyli esesmana przyjmującego komando na wartowni. Jeżeli wszystko się zgadzało (liczba więźniarek, które wyszły z komandem z liczbą tych, które wróciły), wówczas wartownik pełniący służbę na bramie podpisywał na dole kartę i komando mogło wejść do obozu.
France Audoul
"Naprzeciw kuchni był duży plac, przez który kolumny, meldując się przed dozorczynią, odbierającą raporty, przechodziły do wyznaczonych prac. Po ogólnym apelu formował się z pracujących stale kolumn drugi apel roboczy, z którego kolumny rozchodziły się do prac. Więźniarkom bez stałej kolumny pracy groziła wtedy zawsze łapanka do bardzo ciężkich prac lub na transport. W południe o godz. 12-tej pracujące kolumny powracały na obiad, niektóre zaś z nich otrzymywały jedzenie na miejscu pracy lub wieczór po powrocie. O godz. 13-ej znów apel roboczy i praca do godz. 5–6-ej, zależnie od pory roku i rodzaju pracy".
Jarzycka Wanda Maria, protokół przesłuchania, 8.01.1946
Nadzorczynie przyporządkowane do komand, czekały na więźniarki przy głównej wartowni. Dopiero wtedy, kiedy po apelu roboczym komanda były już uformowane, podchodziły kolejno pod bramę, a wówczas nadzorczynie jeszcze raz liczyły stan osobowy swojego komanda i wypełniały "Arbeitsdienst" oddając go wartownikowi. Poniższy "Arbeitsdienst" został wypełniony przez nadzorczynię Edith Fraede w dniu 1.8.1941 roku dla komanda liczącego tylko 7 więźniarek. Obok dokument wypełniony dla komanda więźniarek wychodzących w dniu 16.3.1943 roku do pracy w fabryce Siemensa, tutaj komando liczyło aż 286 więźniarek!
Kolumnę więźniarek prowadziła kolonka - więźniarka funkcyjna. Szła w pierwszym szeregu i nadawała tempo marszu. Jeśli tempo było zbyt wolne, wtedy nadzorczyni mogła ponaglić kolumnę. Jeśli do komanda przydzielono dwie nadzorczynie, to pierwsza z nich szła na wysokości trzeciego szeregu więźniarek. Mogła to być nadzorczyni pomocnicza, bez psa. Natomiast nadzorczyni z psem szła zazwyczaj z tyłu kolumny, tak, aby mieć na oku całą kolumnę i móc spuścić psa, jeśli jakaś więźniarka próbowałaby zbiec w czasie marszu - co zresztą nigdy się nie wydarzyło. Więźniarki szły w szeregach "po pięć" i ta zasada obowiązywała w każdej chwili, kiedy kolumna się przemieszczała. Była jeszcze zasada, że więźniarki idąc przez miasto (np. przez Fürstenberg) nigdy nie szły chodnikiem! Kolumna szła ulicami, a stukot chodaków niósł się po całej okolicy. Miało to też upokarzać więźniarki, gdyż w pojmowaniu załogi obozu, chodniki były zarezerwowane tylko dla Niemców.
Ciąg dalszy w kolejnym wpisie!
Poniżej kilka przykładów z ilustracjami byłych więźniarek, przedstawiających maszerujące do pracy więźniarki:
Eliane Jannin-Garreau, Ravensbrück 1944
Eliane Jannin-Garreau, 1994
Janina Tollik, "W drodze do pracy"
Komentarze
Prześlij komentarz