Co słychać u Hildy? Nowy pistolet do zadań specjalnych!
Cały czas dopracowuję rekonstrukcję sylwetki nadzorczyni obozowej. Kostium wykorzystywany jest też czasami w produkcjach filmowych, dlatego ważne jest dla mnie, aby wyglądał dobrze i realistycznie. Na pierwszy rzut oka nie może przypominać filmowego stroju, tylko prawdziwy uniform. Z własnego doświadczenia już wiem, że osoby, które widzą po raz pierwszy statystkę lub aktorkę w tym stroju, mają skojarzenia z... zakonnicami. Ze względu na czarną pelerynę, którą noszą niektóre żeńskie zgromadzenia zakonne. Podobne peleryny szyte są też dla księży, dlatego czasami do wykonania repliki trzeba sięgnąć po naprawdę nietypowe rozwiązania!
Zakupiłam w ostatnich miesiącach kilka nowych elementów, które poprawiły wizerunek Hildy, dzięki czemu jest jeszcze bardziej realistyczna. Z niemieckiego sklepu perukarskiego (VK Event Fashion - polecam!) kupiłam za 16 Euro nowe włosy dla Hildy, tym razem krótsze, falowane i stylizowane na lata 20. XX wieku. Dobrze komponują się z jej twarzą i ogólnym wizerunkiem. Poprzednie włosy były dość długie, musiałam je ręcznie obciąć nożyczkami. Zostawiłam taką długość, aby móc podwinąć je w kok i upiąć wokół tyłu głowy. Wybitną fryzjerką nie jestem, eksperymentuję raczej z tym, co mam dostępne pod ręką. Inspiracją są dla mnie autentyczne archiwalne fotografie nadzorczyń i ich fryzur, jednak inaczej czesze się żywego człowieka, a inaczej upina włosy na manekinie...
Zawsze w filmach fabularnych, gdzie są nadzorczynie, patrzę na ich fryzury - po tym można też poznać, czy przyłożono uwagę do włosów strażniczek - one same w czasie wojny bardzo dbały o włosy. Czemu więc w filmie miałoby być inaczej?
W trakcie pracy na planie filmowym w 2020 roku, ktoś zwrócił mi uwagę, że powinnam zmienić pistolet. Już pisałam wcześniej na blogu, że mam problem z odnalezieniem informacji na temat rodzaju broni używanej przez nadzorczynie w obozach. Zakupiłam kiedyś w serwisie aukcyjnym Walthera P-38 z twardą kaburą. Po kilku latach wymieniłam tą niewygodną kaburę na miękką. Jednak dopiero teraz zaczęłam się zastanawiać, czy ten duży Walther jest aby na pewno właściwy? Jest ciężki, a replika, którą mam jest nawet o kilkanaście gram lżejsza od oryginału. Jest też duży i pomimo, że dobrze leży w dłoni, to używanie takiej broni wymaga siły. Poza tym, noszenie tak ciężkiego obiektu przy pasie przez kilka godzin dziennie skutkowałoby dla kobiety obtarciami i bólem.
Kilka osób ze środowiska rekonstrukcyjnego poleciło mi inny pistolet - Walther PPK - drugi, chyba najbardziej znany pistolet tej firmy. W czasie wojny był głównie używany przez policję niemiecką, gestapo oraz inne formacje, których członkowie potrzebowali mieć przy sobie mały i lekki pistolet. Nawet patrząc na kadry z filmu "Pasażerka", widać, że Aleksandra Śląska ma właśnie przytroczoną do pasa małą kaburę.
Tak, ten pistolet z kaburą o wiele lepiej pasują do całości rekonstrukcji! Broń nie jest przytłaczająca, nie obciąża pasa, i jak przypuszczam, mogłabym ją nosić (będąc nadzorczynią) normalnie w ciągu dnia pracy i specjalnie jej nie czuć. Nadeszła więc pora, aby pożegnać się z Waltherem P-38 i cieszyć się z pistoletu, który był także ulubioną bronią... agenta 007.
Komentarze
Prześlij komentarz