Pierwszy raz strzelam z pistoletu Walther PPK!

 

Co wspólnego ze sobą mają James Bond i nadzorczynie SS? Oczywiście, że broń! Zarówno panie z formacji pomocniczej SS-Gefolge, jak i tajny agent 007 używali tego samego pistoletu do zadań specjalnych: Walthera PPK! Czy kiedykolwiek mieliście w rękach prawdziwy pistolet z ostrą amunicją? Nie? Ja też nie miałam, ale dzisiaj to się zmieniło. Przetestowałam strzelanie z najsłynniejszego pistoletu drugiej wojny światowej dla niemieckich formacji policji kryminalnej i... to doświadczenie dużo dało mi do myślenia! 

Nie można pisać o czymś, w moim przypadku o nadzorczyniach obozowych, nie mając żadnej styczności z elementami ich życia codziennego. Owszem, dziś nie ma już w Europie obozów koncentracyjnych, i nie da się doświadczyć tamtej przemocy ani być pracownikiem takiego miejsca. Można jednak mieć styczność z atrybutami, których nadzorczynie używały i z których używania były szkolone, a takim atrybutem była przede wszystkim broń. Dziś już ten pistolet nie jest aż tak popularny i nie jest on w masowej produkcji. Można powiedzieć, że to taka broń retro. Można uznać, że Walther PPK to "kieszonkowy" pistolet, bo naprawdę jest malutki, nawet w kobiecej dłoni! Trudno strzela się takim małym pistolecikiem, trzeba się mocno skupić, aby dobrze wycelować. Wiadomo, że w warunkach na strzelnicy ćwiczymy swoją celność, jednak w warunkach bojowych już to wszystko inaczej funkcjonuje i nie ma czasu na skupienie i długie celowanie. 


Strzelnica w Warszawie PM Shooter, którą wybrałam znajduje się nie tak daleko mojego domu. Ma bardzo dobre opinie w Internecie i to dodatkowo mnie zachęciło, aby tam pójść i na własnej skórze przekonać się, jak czuję się z prawdziwym (a nie na kulki) pistoletem w rękach. Zapisałam się na godzinę 10:00 rano i jak przyjechałam na miejsce to już stała spora grupka osób, głównie mężczyźni, ale było kilka pań - jak się potem okazało, to były pracownice biura i rejestracji. Było też kilka partnerek, które towarzyszyły panom, ale nie strzelały. Byłam jedyną kobietą, która na tamtą chwilę strzelała, ale nie przeszkadzało mi to. 

Wcześniej na stronie internetowej dokonuje się zakupu pakietu strzelania z wielu broni lub tworzy się swoje własne indywidualne pakiety - i ja właśnie wrzuciłam sobie do koszyka Walthera p-38 (10 strzałów) i Walthera PPK (też 10 strzałów) - płaci się 25 zł za obsługę instruktora i za każdy nabój, a ceny naboi są różne. Po podliczeniu, w moim wypadku wyszła kwota równo 100 zł. Cóż, nie jest to tanie hobby - a wzięłam tylko dwa pistolety i 20 strzałów! 

Ta strzelnica ma ogromny asortyment, więc jeśli chcecie (taka mała reklama) to naprawdę polecam - warto się odważyć, a potem to już można się przyzwyczaić. Dla mnie dużym zaskoczeniem było to, że jest okropnie głośny huk strzałów. Wręcz podskoczyłam, kiedy pierwsza osoba strzeliła! Mieliśmy wszyscy słuchawki na uszach, inaczej można dosłownie stracić słuch. Jest tam sporo stanowisk i przy dużym obłożeniu wszystkie są zajęte. Ja strzelałam z małych pistoletów, a i tak odgłos był spory. Bardziej doświadczeni biorą różne karabiny i to dopiero musi być huk nie z tej ziemi. Zapewne na powietrzu brzmiałoby to inaczej niż w zamkniętej hali. 

Strzela się do tarczy, ja poprosiłam, żeby ta tarcza nie była maksymalnie oddalona, bo nie trafiłabym. Najpierw dostałam pistolet Glock zamiast P-38, bo ten nie był dostępny, może był w konserwacji. Ale kaliber ten sam i ciężar też. Nie pasował mi absolutnie, taki toporny i ciężki, ale o dziwo - całkiem nieźle poszło mi strzelanie z niego! Trafiłam nawet w 10-tkę! Pod koniec czułam, że już mnie ręka boli i ostatnia kula trafiła w jedynkę na tarczy. Mimo wszystko, jak na pierwszy raz z bronią - poszło mi naprawdę dobrze!


I jaką przyjemnością było wzięcie do ręki Walthera PPK, który jest maleńki, ale swój ciężar ma - waży ponad pół kilo! Przekonałam się, że to był idealny pistolet dla nadzorczyń - mały, w miarę lekki, nawet nie trzeba było nosić go w kaburze - mieścił się w każdym chlebaku. 



Rzecz jasna strzela się prawdziwymi nabojami czyli amunicją ostrą, żadnymi tam kulkami. Przy oddawaniu strzału pistolet ma odrzut - to dla mnie było coś nowego i tego się bałam, że mi rękę odrzuci czy co... Ale po kilku strzałach przyzwyczaiłam się też i do tego. Oczywiście wyskakują też zużyte łuski po nabojach, i dzieje się to tak szybko, że miałam wrażenie, że coś się na chwilę zapala. W powietrzu unosi się dość intensywny zapach prochu. Zajęcia na strzelnicy uświadamiają nam jedno - że tak naprawdę niewiele osób ma jakiekolwiek pojęcie o broni. Przydałoby się jeszcze szkolenie z obsługi broni, jej czyszczenie i konserwacja. Bo to jest narzędzie, które ma służyć i działać jak najdłużej.



Podsumowując: było to dla mnie nowe, bardzo ciekawe doświadczenie. Z moją celnością jest wszystko ok - naprawdę dobrze mi poszło to strzelanie! Z różną bronią miałam do czynienia na rekonstrukcjach historycznych, jednak nic nie zastąpi kontaktu z prawdziwym, naładowanym pistoletem - jest to ogromny komfort strzelania. Z drugiej strony doszłam do wniosku, że wolę jednak łucznictwo i strzelanie z łuku sprawia mi więcej frajdy. Przebywanie w zamkniętej, dość ciemnej i baaardzo głośnej hali - jest w tym wypadku męczące. 

Jak dla mnie - to raczej była jednorazowa atrakcja. Nie pracuję w formacjach wojskowo-mundurowych i nie mam potrzeby odbywania regularnych wizyt na strzelnicy - może to i dobrze? Jeden raz można pójść, spróbować, ale jak już napisałam, więcej radości sprawia mi strzelanie z łuku. Poza tym, wiadomo, że nie każdy w Polsce może broń posiadać. Żeby mieć własną i z niej strzelać - trzeba mieć dokumenty, badania, pozwolenia... i nie można sobie od tak pojechać do lasu i postrzelać. No, chyba, że tak jak mój wujek, miało się licencję myśliwską (wrażenie z trzymania karabinu Mauser - bezcenne!). To jest duże ograniczenie. Niemniej - emocje spore i jeśli nigdy się nie odważyliście iść na profesjonalną strzelnicę - to może warto to teraz rozważyć?

Zobacz też:


Komentarze

Popularne posty:

Translate