Praca nadzorczyń obozowych: lekka i przyjemna?
Jak naprawdę wyglądała praca nadzorczyń obozowych?
Wielokrotnie już na tym blogu pisałam o negatywnych aspektach pracy nadzorczyń. Możliwe, że z ich perspektywy praca w obozie koncentracyjnym spełniała oczekiwania kobiet i była na tyle 'atrakcyjna', że Niemki chciały pełnić służbę w tej formacji mundurowej. Jednak, jak to zazwyczaj bywa, każdy medal ma dwie strony i ja na tym blogu staram się pokazać Wam wszystkie możliwości i wyzwania, z jakimi wiązała się służba w szeregach SS-Gefolge. I myślę, że po tych kilku wcześniejszych moich wpisach i obecnym, nikt już nie będzie wierzył w to, że praca nadzorczyń obozowych była 'lekka i przyjemna' - jak przedstawiano ją w ogłoszeniach werbunkowych.
Kierownictwo obozów koncentracyjnych starało się wszelkimi sposobami pozyskać kobiety do służby wartowniczej. W pierwszych miesiącach wojny Niemki ochoczo zgłaszały się do tej pracy, w późniejszych latach - były odgórnie werbowane przez kierownictwo obozów lub zakłady pracy. Po początkowej fascynacji nowym miejscem, kobiety zderzały się z brutalnością obozów koncentracyjnych, a rzeczywistością ich pracy były: 12-godzinne zmiany, przebywanie w tłumie kilkudziesięciu tysięcy więźniarek, koszarowy styl życia, a także codzienny stres związany z przeróżnymi aspektami służby nadzorczo-wartowniczej.
Porządek i dyscyplina
Praca nadzorczyń polegała przede wszystkim na pilnowaniu więźniarek w czasie ich przebywania na terenie obozu oraz w czasie ich pracy, zwłaszcza poza obozem. Do takiej pracy niemieckie kobiety były szkolone i przygotowywane, stąd też w ogłoszeniach werbunkowych przewijały się zalety tej pracy jako lekkiej i przyjemnej, niewymagającej specjalnych predyspozycji. Kobiety miały być oczywiście zdrowe i w sile wieku, a dlaczego - o tym napiszę w dalszej części. Każdy, kto przeczytałby ogłoszenie o pracy z dobrymi zarobkami, z uposażeniem, zakwaterowaniem i dodatkowo - pracy lekkiej i przyjemnej - natychmiast zgłosiłby swoją chęć podjęcia takiej pracy. I niemieckie kobiety także łapały się na ten haczyk. W czasie wojny nawet w dużych miastach wszechobecny był głód i bieda zaglądała ludziom w oczy. Dla młodych kobiet otrzymanie stałej pracy było spełnieniem ich marzeń.
I tak oto niemieckie kobiety wchodziły w zamknięty świat obozów koncentracyjnych. Dziś patrzy się na nie jak na sadystyczne bestie czy potwory w ludzkiej skórze. Jednak ja zawsze staram się pokazać codzienność tych kobiet i różne sytuacje, z którymi musiały się zmagać w czasie swojej służby. Funkcjonowanie w obozie koncentracyjnym opierało się przede wszystkim na regulaminach, porządku i wszechobecnej dyscyplinie. Tym czynnikom podlegali przede wszystkim więźniowie, ale też i załoga SS. Życie na terenie obozu zamknięte było w sztywnych ramach różnorodnych zasad, przepisów i regulaminów. Dziś taki niemiecki dryl znamy pod nazwą 'pruskiego porządku' - i taki był charakterystyczny sposób działania niemieckiej armii już od XIX wieku. Obozy koncentracyjne powielały ten sam schemat wojskowej dyscypliny. Odstępstw od tych zasad nie przewidywano.
Hierarchia władzy, bezwzględne podporządkowanie przełożonym, dzień pracy od apelu do apelu - taka była rzeczywistość życia nadzorczyń obozowych. Na to wszystko nakładało się koszarowe zakwaterowanie, musztra, cotygodniowe szkolenia światopoglądowe i szereg kar dla tych kobiet, które nie były w stanie dostosować się do obozowego regulaminu. Sami przyznacie - nie były to idealne warunki pracy przeciętnej kobiety... Nawet dla kobiety wdrożonej już do narodowosocjalistycznego ustroju. Nadzorczynie obozowe pomimo, że nie należały do SS, były traktowane niczym szeregowi żołnierze i wymagano od nich takiej samej dyscypliny i karności jak od ich umundurowanych kolegów z załogi SS.
Papierologia na co dzień
Jak w każdej pracy, także w pracy nadzorczyń obozowych, istniała olbrzymia ilość dokumentacji do wypełniania każdego dnia i przy każdej niemal sposobności. Niemcy słyną z zamiłowania do papierologii. Nie inaczej było w systemie obozów koncentracyjnych. Na każde słowo wychodzące z komendantury obozu trzeba było mieć przygotowany dokument. Codziennie setki dokumentów było tworzonych, uzupełnianych i przekazywanych pomiędzy poszczególnymi wydziałami i instytucjami. Rozbudowana struktura administracyjna wymagała tworzenia każdorazowo tysięcy pism i kartotek, często też powielanych w kilku kopiach!
Prowadzenie dokumentacji obozowej to temat na kilka osobnych wpisów na blogu, tutaj zaznaczę tylko, jakie dokumenty musiały tworzyć nadzorczynie i za co były odpowiedzialne. W dzisiejszych czasach mamy systemy informatyczne i kartoteki w komputerach. W każdej chwili mamy więc dostęp do potrzebnych danych. Jednak w czasie drugiej wojny światowej personel pracujący w obozach koncentracyjnych miał dostęp jedynie do długopisów, maszyn do pisania i kartek. Wszystkie dokumenty trzeba było napisać odręcznie lub napisać je na maszynie. Istniały gotowe druki i formularze, jednak każdy taki dokument był fizycznie zapisaną kartką. Zanim niemiecka kobieta została skierowana na szkolenie musiała nadesłać kilka podstawowych dokumentów do swojego kwestionariusza osobowego: życiorys, zaświadczenie niekaralności, świadectwo zdrowia oraz zaświadczenie z urzędu pracy o przydziale do służby.
To na początek. Następnie, kiedy kobieta została przyjęta na szkolenie i je ukończyła, podpisywała kolejny pokaźny pakiet dokumentów: przysięgę Führerowi, oświadczenie o dochowaniu tajemnicy służbowej, oświadczenie dotyczące zasad kontaktu z więźniami, oświadczenie o karalności względem sądu SS i inne...
W zależności od tego jaką funkcję pełniła nadzorczyni w obozie, zmieniała się ilość prowadzonej dokumentacji. Nadzorczyni raportowa przygotowywała codzienny raport liczebnościowy całego obozu na podstawie formularzy wypełnionych uprzednio przez kierowniczki bloków. Taki dokument osobno był przygotowywany po rannym i po wieczornym apelu. Wypisywała także zaświadczenia o odbyciu kary przez więźniarki oraz miała wgląd w listę więźniarek skierowanych na egzekucję lub śmierć w komorze gazowej - ze względu na zmieniającą się ewidencję więźniarek.
Kierowniczki bloków więźniarskich wypełniały prawdopodobnie najwięcej dokumentów: prowadziły książkę bloku (Blockbuch), codzienne rejestry więźniarek, stany liczbowe więźniarek przeniesionych na inny blok lub do innego obozu, dokumentację zgonu więźniarek, a także wszelkie raporty i meldunki karne. Każda nadzorczyni mogła także wypisać meldunek karny (Meldung) na więźniarkę, która złamała regulamin obozowy.
Kierowniczki komand pracy także musiały podpisywać specjalne formularze dotyczące pracy swojego komanda. Osobną dokumentację prowadziło więzienie obozowe (Zellenbau), kuchnia obozowa, biura warsztatów czy też wartownia: każdego dnia nadzorczynie wyprowadzające komando poza obóz musiały wpisać do formularza godzinę wyjścia i powrotu komanda do obozu. Dokumentacja obozowa prowadzona przez nadzorczynie była bardzo dokładnie sprawdzana i katalogowana. Kartoteki personalne więźniarek gromadzone były w biurze Oberaufseherin (Blockführerstube), jednak kopie tych dokumentów znajdowały się też w komendanturze obozu.
Praca zmianowa
Duża część nadzorczyń, które były oddelegowane do pilnowania więźniarek w zakładach pracy czy fabrykach zbrojeniowych, pracowało na 12-godzinnych zmianach. Dotyczyło to przede wszystkich licznych podobozów, jakie powstawały od 1943 roku w całych Niemczech. Specjalne komanda więźniarek liczące po 500-1000 kobiet pracowały dzień i noc jako tania siła niewolnicza. Zadaniem nadzorczyń oddelegowanych do takiej pracy w podobozach było, oprócz prowadzenia codziennej ewidencji i apeli, konwojowanie więźniarek z terenu podobozu do fabryki, pilnowanie ich w czasie pracy i przyprowadzanie ich po 12-stu godzinach do podobozu. W podobnych godzinach pracowały więźniarki także na terenie obozu Ravensbrück, w zakładach Siemensa czy szwalniach. Kiedy więźniarki wychodziły rano do pracy, do obozu wracały kobiety z nocnej zmiany i spały w ciągu dnia.
Praca zmianowa była o tyle trudna dla samych nadzorczyń, gdyż wiązała się z wielogodzinnym staniem i patrzeniem na ręce więźniarek. Stąd też kobiety pracujące jako nadzorczynie powinny mieć dobre zdrowie i kondycję fizyczną - aby wytrzymać tyle godzin na służbie w specyficznych warunkach. Pomimo, że w fabrykach pracę kontrolowali cywilni robotnicy i majstrowie, nadzorczynie musiały pilnować porządku i wydajności pracy, a także zaprowadzać więźniarki do toalety. Na nocnej zmianie dużą pokusą zarówno dla więźniarek, jak i dla nadzorczyń, było spanie. Nadzorczynie, które ucinały sobie drzemkę w czasie służby były za to surowo karane poprzez odebranie im premii lub przeniesione do innego podobozu, jeśli sytuacja się powtarzała.
Po wojnie, w czasie przesłuchań, nadzorczynie wielokrotnie narzekały (wspominając czasy swojej służby) na charakter tej pracy: stanie godzinami bez możliwości rozmowy z kimkolwiek, w każdych warunkach pogodowych: w deszczu, w słońcu, w śniegu... Nadzorczynie pilnujące więźniarek w komandach zewnętrznych były w podobnej sytuacji co same więźniarki, z tą różnicą, że nie one były poganiane i bite. Praca pod dachem była najbardziej uprzywilejowaną pracą w obozie, zarówno dla personelu nadzorczego, jak i dla więźniarek. A więc w tym miejscu interesy obu stron zbiegały się na chwilę ze sobą.
Zawsze w tłumie
Czy wiecie jaka była najgorsza tortura w każdym obozie koncentracyjnym? Chłosta? Stanie nago na śniegu? Szczucie psem? Nie! Każdy więzień odpowiedziałby na to pytanie jednym słowem: tłum. Masa ludzi ściśnięta na niewielkiej powierzchni - to był koszmar dla każdego, kto przekroczył mury obozu. W obozie koncentracyjnym nigdy nie było się samemu. W każdej sytuacji, o każdej porze dnia i nocy - ciągle przebywało się w tłumie, zazwyczaj nieznanych sobie ludzi. Jeśli myślicie, że nadzorczynie były w lepszej sytuacji, to się mylicie. One też od początku wejścia do służby poddawane były ciągłej obserwacji przez przełożonych, ich dzień pracy był tak ułożony, aby żadna z nich nie mogła zbyt długo przebywać sama.
Nawet wtedy, kiedy nadzorczynie kończyły pracę i wychodziły na miasto, zazwyczaj szły w parach lub grupami, a miało to na celu dodatkową kontrolę tego, co mówią i co myślą. Nadzorczynie mieszkały w barakach służbowych, w pokojach minimum dwuosobowych lub trzyosobowych. Na osiedlu SS w Ravensbrück w jednym domu mieszkało 25 kobiet. Jedynie Oberaufseherin mogła liczyć na pojedynczy apartament na osiedlu SS.
Nadzorowanie więźniarek to także była praca z ludźmi, przebywanie w masie anonimowych osób, według personelu SS - 'wrogów narodu'. Nadzorczynie mogły odczuwać stres związany z kontaktem z dziesiątkami czy setkami więźniarek mówiących w innych językach. Różne sytuacje w ciągu dnia mogły eskalować konflikty wśród więźniarek, co wymagało interwencji nadzorczyni. Z powodu przebywania w takich licznych grupach, wprowadzono ekstremalną dyscyplinę, która polegała głównie na pracy więźniarek w całkowitej ciszy. Zresztą ta wszechobecna cisza również była traktowana jako narzucona przemoc wobec więźniarek.
Donosy, mobbing i przemoc
Nikt nie chce pracować w środowisku przesiąkniętym donosami, w którym panuje mobbing przełożonych czy stosowana jest przemoc psychiczna lub wręcz fizyczna na pracowniku. A nadzorczynie w takich warunkach pracowały. Może na zdjęciach archiwalnych widzimy młode kobiety uśmiechające się do aparatu, może Niemki mówiły, że czują dumę ze swojej służby, jednak bardzo często za tym uśmiechem i nieskrywaną dumą kryły się dramaty kobiet, które były zbyt słabe psychiczne, aby przeciwstawić się nieetycznym zasadom w pracy. Sytuacja nadzorczyń obozowych była bardzo skomplikowana. Nie mogły one poskarżyć się przełożonym, gdyż jak pokazały różne podobne sytuacje - każda skarga do przełożonych kończyła się jeszcze gorszym wyzywaniem kobiet i obelgami kierowanymi w ich stronę. Niemiecka kobieta w strukturach SS-Gefolge nie mogła pokazywać swojej słabości (pamiętajmy o 'pruskim wychowaniu'), miała wykonywać rozkazy i myśleć o swoim narodzie.
Donosy do przełożonych były czymś akceptowalnym w środowisku personelu SS, nikt nie mógł się wychylić z szeregu, a jeśli któraś z nadzorczyń przejawiała cechy empatii wobec osadzonych, wówczas starano się wszelkimi sposobami naprowadzić ją na właściwą drogę. Stosowano metody, które dziś moglibyśmy nazwać wprost mobbigiem - te 'dobre' nadzorczynie były spychane na bok, otrzymywały dodatkową służbę w niedzielę, zabierano im premię pieniężną lub otrzymywały przydział do trudnych komand. Wszelka przemoc psychiczna, wywieranie presji na słabszych emocjonalnie kobietach, zachęcanie do stosowania siły względem więźniarek, przekraczanie granic cielesności nadzorczyń przez esesmanów czy inne nadzorczynie przejawiające różnego rodzaju zaburzania seksualne - to była rzeczywistość służby, z którą niemieckie kobiety stykały się w obozach koncentracyjnych.
Zobacz też:
Komentarze
Prześlij komentarz