Wejść w umysł zbrodniarza: zło, które fascynuje...

Czy można wniknąć w umysł nazistowskiego zbrodniarza?

"Ten moment wywołuje u mnie niezwykłe pobudzenie. Sprawia, że czuję głęboką, niemal pierwotną ekscytację. Wielokrotnie zastanawiałem się nad jej źródłem, lecz nie potrafię jej do końca zrozumieć. Właściwie nie potrafię zrozumieć siebie. Być może to kwestia atawistycznego zafascynowania śmiercią, a może wrodzonej ciekawości wszystkim, co niezbadane".
Max Czornyj "Mengele. Anioł Śmierci z Auschwitz", Poznań 2022

Na moim biurku leży książka, której fragment zacytowałam powyżej. Jej autorem jest polski pisarz, Max Czornyj. Nigdy wcześniej nie miałam kontaktu z jego dziełami literackimi, jednak wydarzenia z ostatnich dni sprawiły, że niemalże natychmiast pobiegłam do najbliższej biblioteki, aby zdobyć książkę o Josefie Mengele, znanym bardziej jako "Anioł Śmierci" z obozu Auschwitz. Możecie się teraz zastanawiać, co takiego sprawiło, że zechciałam jak najszybciej mieć wgląd w to, co napisał o Mengele pan Czornyj? W literackim światku wybuchła bowiem całkiem pokaźnych rozmiarów aferka, której głównym bohaterem stał się nieznany mi wcześniej pisarz. A sprawa wygląda mniej więcej tak: w styczniu 2022 roku Max Czornyj opublikował na swoim profilu na Instagramie zdjęcie promujące jego najnowszą wówczas książkę pt. "Kat z Płaszowa". Nie byłoby w tym zdjęciu niczego dziwnego, gdyby nie fakt, że Czornyj pozuje na nim w ustawieniu łudząco podobnym do archiwalnej fotografii Amona Götha, byłego komendanta obozu w... Płaszowie rzecz jasna. 

Amon Göth z mauserem na balkonie swojej willi niedaleko obozu w Płaszowie, 1943
Źródło: United States Holocaust Memorial Museum

I się zaczęło. A nie... jednak, aby ten fakt wypłynął na światło dzienne, czyli do szerszej publiczności, potrzeba było niemalże roku. Dopiero w marcu 2023 roku o zdjęciu pisarza z Instagrama poinformowała właścicielka kanału "Joanna o książkach" oraz Michał Michalski, dyrektor wydawnictwa ArtRage. Sprawę natychmiast podchwycił inny pisarz, Jakub Ćwiek, natomiast dziennikarka z portalu Onet Kultura pisząc swój artykuł skonsultowała się z pracownikami Centrum Badań Muzeum Auschwitz. Przez rok zdjęcie wisiało (i nadal wisi) na Instagramie Maxa Czornyja. Dopiero po kilku wpisach na facebukowych profilach w sieci zawrzało, a sprawa nabrała ogólnopolskiego rozgłosu. Oliwy do ognia dołożył fakt, że Max Czornyj jest dziś jednym z najbardziej poczytnych polskich pisarzy kryminałów i... no właśnie - książek o zbrodniarzach nazistowskich. Książek biograficznych "opartych na faktach".  

 


Screeny z profilu Maxa Czornyja na Instagramie, 2023

Sprawa nieco się komplikuje, gdyż zaaranżowane zdjęcie mogło być nie tyle zainspirowane autentyczną fotografią Amona Götha, co kadrem filmowym z "Listy Schindlera" z 1993 roku. I teraz pytanie: czy komendant obozu w Płaszowie naprawdę strzelał do więźniów z balkonu swojej willi? Czy była to tylko filmowa kreacja? Mam ogromny problem, żeby jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Nie jestem znawcą ani historii obozu w Płaszowie, ani tym bardziej jego komendanta Götha. Zwiedzałam kiedyś osobiście teren byłego obozu w Płaszowie i stałam tuż przy willi byłego komendanta. Każdy od razu by zauważył, że Amon Göth nie mógł za bardzo strzelać z balkonu do nikogo na terenie obozu, gdyż jego willa znajduje się poniżej terenu, gdzie kiedyś zaczynał się obóz - dom (wybudowany w 1934 roku i nazwany "Willą Pod Skałą") otoczony jest od strony balkonu przez wysoką skarpę, porośniętą drzewami i tak też było w czasie wojny, co widać na zachowanych fotografiach. 

Filmowy Amon Göth strzela do więźniów pracujących na terenie obozu Płaszów.
Źródło: Film "Lista Schindlera", 1993

Według mnie, scena ze strzelaniem do więźniów jest zmyślona. Pojawił się natomiast w 2020 roku reportaż filmowy Łukasza Kazeka na YouTube, w którym rozmawia telefonicznie z byłą więźniarką KL Płaszów, Bronisławą Horowitz-Karakulską. Twierdzi ona, że na własne oczy widziała komendanta Götha z gołym torsem i ze strzelbą na balkonie, z którego strzelał do więźniów... Jak to możliwe, żeby więźniarka widziała balkon domu schowanego za drzewami i wysoką skarpą? Niestety, mam mieszane odczucia, co do tych zeznań. Już parokrotnie słyszałam byłych więźniów, których wspomnienia wymieszały się z przeczytanymi książkami innych autorów lub ujęcia filmowe wtłoczyli do swoich wspomnień, będąc przekonanymi, że widzieli to na własne oczy. Obawiam się, że tak mogło też być w przypadku komendanta strzelającego do więźniów dla rozrywki z balkonu własnej willi. Jeśli się nie mylę, nikt z historyków i badaczy nigdy nie potwierdził tego faktu. A archiwalne zdjęcie Götha z mauserem niczego nie dowodzi. Zresztą... naprawdę myślicie, że komendant obozu chcąc strzelać do więźniów z karabinu pozwoliłby wykonać sobie takie zdjęcie, mając w podświadomości to, że fotografia byłaby dowodem jego zbrodni na więźniach? 
A już pomijając sprawę z tym balkonem, dziwi mnie to, że takie bardzo prywatne zdjęcia w ogóle zostały wykonane (ich autorstwo przypisuje się różnym osobom związanym prywatnie lub służbowo z komendantem) na terenie obozu. Można powiedzieć, że wykonanie tych fotografii (samych zdjęć z komendantem było ponad 50!) stanowiło złamanie regulaminu obozowego. To wszystko tylko nas utwierdza w tym, jak pewnie czuł się Amon Göth na stanowisku komendanta obozu w Płaszowie.

Film z kanału "History Hiking", 2020

Kat z Płaszowa, Bestia z Buchenwaldu

Bardzo pewnym siebie był też Max Czornyj, skoro bez skrępowania zapozował z własną książką upodabniając się do zbrodniarza wojennego. Gdyby był osobą prywatną i wrzucił na Instagrama takie zdjęcie, no cóż... Zapewne kilka osób wyraziłoby zdziwienie, ale nie odbiłoby się to aż tak szerokim echem. Tymczasem pan Czornyj jest osobą publiczną, a za tym co robi stoi wydawnictwo (a za wydawnictwem pieniądze), które wydaje jego książki. Nawet jeśli zdjęcie ze strzelbą było jedynie pomysłem autora (a nie odgórnie wykreowanym chwytem marketingowym), to i tak nie zmienia to faktu, że na zdjęciu jest pan Czornyj, a podobieństwo do archiwalnej fotografii Götha nie jest tu przypadkowe... 

Zdjęcie Czornyja nie jest rekonstrukcją historyczną (nie ma dowodów na to, że Göth strzelał z tego balkonu), nie jest to zaaranżowana kopia oryginału (bo i po co taką robić?), jest to raczej zabawa atrybutami zbrodniarza oraz kliszami pop-kultury, w tym wypadku filmem "Lista Schindlera", bo scena była mocna, zapadła widzom w pamięć i każdy ją od razu skojarzy z komendantem Płaszowa. Gdyby natomiast zrobić zdjęcie tej książki na tle autentycznego terenu byłego obozu w Płaszowie lub na tle odnowionej willi, w której Göth mieszkał, to nawet by się to obroniło. Na zabawę w zbrodniarza, wchodzenie w jego buty, czy wnikanie w jego umysł nie ma zgody nawet najzagorzalszych czytelników współczesnej literatury obozowej.

Muzeum Auschwitz nie poleca książki "Mengele".
Źródło: Facebook, 2023

W październiku 2022 roku na polskim rynku wydawniczym ukazała się kolejna książka pana Czornyja, z równie przerażającym bohaterem - Josefem Mengele! Tutaj autor w ramach kampanii reklamowej nie wystylizował się na lekarza w kitlu trzymającym z dumą egzemplarz swojej najnowszej książki - na szczęście - a mimo to, właśnie książka "Mengele" została dokładnie prześwietlona przez pracowników Miejsca Pamięci Auschwitz. To, co odkryli badacze z muzeum wywołało lawinę komentarzy i dyskusji, zarówno ze strony zwolenników twórczości Maxa Czornyja, jak i osób nie popierających tego typu literatury. 

Przeglądając twórczość pana Czornyja dotyczącą nazistowskich zbrodniarzy, można zauważyć, że pierwszą książką z tej serii była "Bestia z Buchenwaldu" (wrzesień 2021), nawiązująca do biografii żony komendanta obozu w Buchenwaldzie. Wiele osób powtarza kłamstwa, jakoby Ilse Koch była nadzorczynią obozową. To jej postać mogła być inspiracją dla powojennych filmów o erotycznym wydźwięku, pokazujących niemieckie kobiety w czarnych uniformach gwałcące więźniarki lub więźniów oraz przeprowadzające krwawe operacje pseudomedyczne. 
Ilse Koch mogła próbować wydawać rozkazy nadzorczyniom pracującym w podobozach kobiecych, gdyż jej władza jako żony sadystycznego komendanta, była nieograniczona. Prawdopodobnie bały się jej same nadzorczynie i chcąc nie chcąc - musiały się liczyć z tym, co Ilse Koch mówiła. Na moim blogu nigdy nie zajęłam się sylwetką tej kobiety, gdyż Ilse Koch nie była nadzorczynią obozową, nigdy nie ukończyła też żadnego szkolenia dla nadzorczyń.

Możliwe, że po sukcesie książki "Bestia z Buchenwaldu", Max Czornyj nabrał chęci na dalsze spisywanie biografii nazistowskich zbrodniarzy, najbardziej zwyrodniałych i okrutnych.  

Zbrodniarz rozpala wyobraźnię

Niestosowne wpisy i zdjęcia Maxa Czornyja w odniesieniu do promocji jego kolejnych książek, nie są jedynym tego typu błędnym reklamowaniem produktu literackiego, dotyczącym tematyki II wojny światowej. Niestosowne sformułowanie odnośnie książki opisującej nazistowskiego zbrodniarza zaliczyła także poważna polska instytucja państwowa: Instytut Pamięci Narodowej. 

Soraya Kuklińska jest doktorem nauk humanistycznych, obecnie pracuje w Biurze Badań Historycznych IPN. W 2021 roku ukazała się jej książka "Oskar Dirlewanger", która została wydana nakładem wydawnictwa IPN. Samo opracowanie jest książkową wersją jej rozprawy doktorskiej. A więc mamy tutaj naukową książkę, która w 100% opisuje wydarzenia historyczne i postać autentycznego zbrodniarza, współodpowiedzialnego m.in. za rzeź Woli w Warszawie w 1944 roku. Mamy też poważną państwową instytucję, która zareklamowała publikację takim oto opisem: 

"
Na czym polegał fenomen Oskara Dirlewangera, że do dzisiaj opowieści o nim i jego jednostce 'rozpalają wyobraźnię' tak wielu ludzi? Czy faktycznie był tylko zapijaczonym bandytą i rzezimieszkiem, którego nienawidzili nawet jego podwładni? Czy był 'mentalnie niestabilnym, gwałtownie fanatycznym alkoholikiem, mającym skłonność do wybuchów przemocy pod wpływem narkotyków', a jego Sonderkommando wsławiło się jedynie 'nieustannym nadużywaniem alkoholu, grabieżami, sadystycznym okrucieństwem, gwałtami i morderstwami', nic poza tym nie osiągając? Czy Oskar Dirlewanger był zwykłym kryminalistą i niestabilnym emocjonalnie rzezimieszkiem, którego Himmler wziął 'pod swoje skrzydła'?".

Opis taki widnieje na różnych stronach sprzedających książkę o Dirlewangerze. 

Screen z portalu lubimyczytac.pl, 2023

Sama książka jest rzetelnym studium biografii nazistowskiego sprawcy. W informacji o autorce, zamieszczonej na stronie "Przystanku Historia" (IPN) można przeczytać, że w kręgu badań Sorayi Kuklińskiej jest działalność SS, Waffen-SS, obozów koncentracyjnych oraz historia Powstania Warszawskiego. Ciężki kaliber. Jednak pomimo swojego profesjonalizmu, pani Kuklińska miała pecha. Ktoś z IPN dodał na Twitterze kontrowersyjny opis reklamujący jej książkę, a pojęcia takie jak "fenomen zbrodniarza" w zestawieniu z "rozpalaniem wyobraźni" zszokowały polskie środowiska naukowe i polityczne. Dodatkowo na stronie IPN Delegatury w Bydgoszczy można doczytać, że "autorka starała się przeniknąć zagadkę osobowości Oskara Dirlewangera". Dla osób nieznających tego, co Dirlewanger wraz ze swoim oddziałem robił w czasie Powstania Warszawskiego warto napomnieć, że to właśnie ten człowiek prowadził akcję oczyszczania dzielnicy z cywilnych mieszkańców - m.in. poprzez palenie ich żywcem miotaczami ognia. 

Fotografia niemiecka z "rzezi Woli", sierpień 1944. Ludność cywilna jest wypędzana z miasta, większość osób skierowano do obozu przejściowego w Pruszkowie, a następnie do obozów koncentracyjnych. Przez krótki czas pracowałam kiedyś w kamienicy widocznej na zdjęciu. Siedziałam w pokoju, którego balkon na drugim piętrze zachował się do naszych czasów.
Źródło: Bundesarchiv, zdjęcie nr 1011-695-0412-10

Reklamując książki historyczne, przedstawiające sylwetki nazistowskich zbrodniarzy trzeba być naprawdę czujnym. Trzeba mieć wyczucie tematu. Kilka słów za dużo może przechylić szalę na niekorzyść autora i postawić go w bardzo niekorzystnym świetle. Max Czornyj idzie jednak dalej w zaparte i wciąż chętnie koresponduje ze swoimi czytelnikami w bardzo kontrowersyjnym stylu, używając takich określeń jak "mięsne święta", czy "eliminowanie konkurencji" na sklepowych półkach przez "Kata z Płaszowa" - "Co tylko potwierdza jego sadystyczny rys charakteru". Takim komentarzem na Facebuku podsumował w styczniu 2022 roku swój sukces wydawniczy.

Internet wrze. Środowisko literackie aż się gotuje. W to wszystko weszło Muzeum Auschwitz odradzając na swoim oficjalnym profilu książkę "Mengele. Anioł Śmierci z Auschwitz". Wywiązała się ostra dyskusja pomiędzy Muzeum, a Czornyjem. Pisarz obstaje przy swojej wersji biografii Josefa Mengelego i nie przyjmuje uwag spisanych przez pracowników naukowych Miejsca Pamięci. Absurdalna sytuacja. W to wszystko zamieszani są stali czytelnicy Czornyja, którzy broniąc jego twórczości jednocześnie wypaczają obraz rzeczywistej biografii i historii działalności Mengelego w obozie Auschwitz. 

Sprawa z książkami Czornyja, opartymi na faktach, ukazuje złożony problem tego, jak w dzisiejszych czasach postrzegamy nazistowskich zbrodniarzy. Kto ma prawo pisać książki z Auschwitz w tytule? Kto ma prawo kreować współczesny wizerunek nazistowskich zbrodniarzy? Czy beletrystyka może być stawiana na równi z książkami naukowymi? Czy na potrzeby atrakcyjności prozy można zmieniać kolejność wydarzeń, miejsca akcji, czy bohaterów historycznych? I wreszcie: czy można zespolić się z postacią zbrodniarza wojennego, próbować wniknąć w jego umysł, zachowując trzeźwość własnego i nie zwariować? 

Oczy świata patrzą na bestie

Cofnijmy się teraz w czasie o 78 lat. Jest sierpień 1945 roku. Celle, miasto w Dolnej Saksonii w Niemczech. Na małym więziennym dziedzińcu kłębią się tłumy ludzi: brytyjscy żołnierze przechylają się przez barierki, dziennikarze trzymają gotowe do zdjęć aparaty, liczni strażnicy próbują uspokoić podekscytowany tłum. Czuć w powietrzu podniecenie i napięcie. Aż wreszcie otwierają się metalowe drzwi, przez które wchodzi kilkanaście kobiet ubranych w szare uniformy. Niektóre mają na sobie białe koszule, inne noszą wzorzyste spódnice z wysokimi butami. Kobiety wielokrotnie maszerują dookoła dziedzińca, są doskonale widoczne, każdy może je dokładnie obejrzeć i nasycić swoją ciekawość. 

Więzienie w Celle, sierpień 1945. Brytyjscy żołnierze i dziennikarze podczas prezentacji zbrodniarzy z obozu Bergen-Belsen czekających na proces sądowy.
Źródło: International Bomber Command Centre Digital Archive

To "bestie z Belsen", jak będzie można później przeczytać w lokalnych gazetach - potwory z obozu koncentracyjnego. Jak to możliwe, że kobiety mordowały ludzi z niemniejszym sadyzmem niż ich koledzy z załogi SS? To właśnie na dziedzińcu więzienia w Celle ludzie mogli po raz pierwszy zetknąć się z prawdziwym obliczem zła, które przybrało postać niemieckich kobiet i mężczyzn. Każdy, kto był wtedy w tamtym miejscu próbował wniknąć w umysł sprawców Zagłady. Jeszcze nie zapadły wyroki skazujące, jeszcze nie przygotowano pierwszych szubienic, a już społeczeństwo chciało wejść w umysły zbrodniarzy i zrozumieć "dlaczego?". Dziennikarze z zapałem opisywali postać młodej kobiety o blond włosach i niebieskich oczach oraz zaciętych ustach. Na sali sądowej w Lüneburgu zaczęto o niej pisać "królowa SS", "Blond bestia", "Potwór z Belsen". Snuto domysły, analizowano każdy szczegół jej urody i zachowania. Gdzieś pod grubą warstwą dziennikarskiej sensacji kryła się tragedia pojedynczego człowieka, której nikt wówczas nie dostrzegał. 

Ludzi od zawsze fascynowało zło. Ten mroczny element naszej duszy, któremu nie pozwalamy wychodzić na światło dzienne, wiedząc, że gdybyśmy pozwolili dojść mu do głosu, czekałyby nas za to poważne konsekwencje. Tłumimy w sobie nasze demony. Skrywamy je głęboko i tylko czasami przywołujemy je w słowach spisanych naszą ręką...


Zobacz też:

Komentarze

Popularne posty:

Translate