Wejść w umysł zbrodniarza: zło, które fascynuje...
Czy można wniknąć w umysł nazistowskiego zbrodniarza?
"Ten moment wywołuje u mnie niezwykłe pobudzenie. Sprawia, że czuję głęboką, niemal pierwotną ekscytację. Wielokrotnie zastanawiałem się nad jej źródłem, lecz nie potrafię jej do końca zrozumieć. Właściwie nie potrafię zrozumieć siebie. Być może to kwestia atawistycznego zafascynowania śmiercią, a może wrodzonej ciekawości wszystkim, co niezbadane".
Max Czornyj "Mengele. Anioł Śmierci z Auschwitz", Poznań 2022
Na moim biurku leży książka, której fragment zacytowałam powyżej. Jej autorem jest polski pisarz, Max Czornyj. Nigdy wcześniej nie miałam kontaktu z jego dziełami literackimi, jednak wydarzenia z ostatnich dni sprawiły, że niemalże natychmiast pobiegłam do najbliższej biblioteki, aby zdobyć książkę o Josefie Mengele, znanym bardziej jako "Anioł Śmierci" z obozu Auschwitz. Możecie się teraz zastanawiać, co takiego sprawiło, że zechciałam jak najszybciej mieć wgląd w to, co napisał o Mengele pan Czornyj? W literackim światku wybuchła bowiem całkiem pokaźnych rozmiarów aferka, której głównym bohaterem stał się nieznany mi wcześniej pisarz. A sprawa wygląda mniej więcej tak: w styczniu 2022 roku Max Czornyj opublikował na swoim profilu na Instagramie zdjęcie promujące jego najnowszą wówczas książkę pt. "Kat z Płaszowa". Nie byłoby w tym zdjęciu niczego dziwnego, gdyby nie fakt, że Czornyj pozuje na nim w ustawieniu łudząco podobnym do archiwalnej fotografii Amona Götha, byłego komendanta obozu w... Płaszowie rzecz jasna.
Źródło: Film "Lista Schindlera", 1993
W październiku 2022 roku na polskim rynku wydawniczym ukazała się kolejna książka pana Czornyja, z równie przerażającym bohaterem - Josefem Mengele! Tutaj autor w ramach kampanii reklamowej nie wystylizował się na lekarza w kitlu trzymającym z dumą egzemplarz swojej najnowszej książki - na szczęście - a mimo to, właśnie książka "Mengele" została dokładnie prześwietlona przez pracowników Miejsca Pamięci Auschwitz. To, co odkryli badacze z muzeum wywołało lawinę komentarzy i dyskusji, zarówno ze strony zwolenników twórczości Maxa Czornyja, jak i osób nie popierających tego typu literatury.
Przeglądając twórczość pana Czornyja dotyczącą nazistowskich zbrodniarzy, można zauważyć, że pierwszą książką z tej serii była "Bestia z Buchenwaldu" (wrzesień 2021), nawiązująca do biografii żony komendanta obozu w Buchenwaldzie. Wiele osób powtarza kłamstwa, jakoby Ilse Koch była nadzorczynią obozową. To jej postać mogła być inspiracją dla powojennych filmów o erotycznym wydźwięku, pokazujących niemieckie kobiety w czarnych uniformach gwałcące więźniarki lub więźniów oraz przeprowadzające krwawe operacje pseudomedyczne.
Ilse Koch mogła próbować wydawać rozkazy nadzorczyniom pracującym w podobozach kobiecych, gdyż jej władza jako żony sadystycznego komendanta, była nieograniczona. Prawdopodobnie bały się jej same nadzorczynie i chcąc nie chcąc - musiały się liczyć z tym, co Ilse Koch mówiła. Na moim blogu nigdy nie zajęłam się sylwetką tej kobiety, gdyż Ilse Koch nie była nadzorczynią obozową, nigdy nie ukończyła też żadnego szkolenia dla nadzorczyń.
Możliwe, że po sukcesie książki "Bestia z Buchenwaldu", Max Czornyj nabrał chęci na dalsze spisywanie biografii nazistowskich zbrodniarzy, najbardziej zwyrodniałych i okrutnych.
Zbrodniarz rozpala wyobraźnię
Niestosowne wpisy i zdjęcia Maxa Czornyja w odniesieniu do promocji jego kolejnych książek, nie są jedynym tego typu błędnym reklamowaniem produktu literackiego, dotyczącym tematyki II wojny światowej. Niestosowne sformułowanie odnośnie książki opisującej nazistowskiego zbrodniarza zaliczyła także poważna polska instytucja państwowa: Instytut Pamięci Narodowej.
Soraya Kuklińska jest doktorem nauk humanistycznych, obecnie pracuje w Biurze Badań Historycznych IPN. W 2021 roku ukazała się jej książka "Oskar Dirlewanger", która została wydana nakładem wydawnictwa IPN. Samo opracowanie jest książkową wersją jej rozprawy doktorskiej. A więc mamy tutaj naukową książkę, która w 100% opisuje wydarzenia historyczne i postać autentycznego zbrodniarza, współodpowiedzialnego m.in. za rzeź Woli w Warszawie w 1944 roku. Mamy też poważną państwową instytucję, która zareklamowała publikację takim oto opisem:
"Na czym polegał fenomen Oskara Dirlewangera, że do dzisiaj opowieści o nim i jego jednostce 'rozpalają wyobraźnię' tak wielu ludzi? Czy faktycznie był tylko zapijaczonym bandytą i rzezimieszkiem, którego nienawidzili nawet jego podwładni? Czy był 'mentalnie niestabilnym, gwałtownie fanatycznym alkoholikiem, mającym skłonność do wybuchów przemocy pod wpływem narkotyków', a jego Sonderkommando wsławiło się jedynie 'nieustannym nadużywaniem alkoholu, grabieżami, sadystycznym okrucieństwem, gwałtami i morderstwami', nic poza tym nie osiągając? Czy Oskar Dirlewanger był zwykłym kryminalistą i niestabilnym emocjonalnie rzezimieszkiem, którego Himmler wziął 'pod swoje skrzydła'?".
Opis taki widnieje na różnych stronach sprzedających książkę o Dirlewangerze.
Źródło: Bundesarchiv, zdjęcie nr 1011-695-0412-10
Internet wrze. Środowisko literackie aż się gotuje. W to wszystko weszło Muzeum Auschwitz odradzając na swoim oficjalnym profilu książkę "Mengele. Anioł Śmierci z Auschwitz". Wywiązała się ostra dyskusja pomiędzy Muzeum, a Czornyjem. Pisarz obstaje przy swojej wersji biografii Josefa Mengelego i nie przyjmuje uwag spisanych przez pracowników naukowych Miejsca Pamięci. Absurdalna sytuacja. W to wszystko zamieszani są stali czytelnicy Czornyja, którzy broniąc jego twórczości jednocześnie wypaczają obraz rzeczywistej biografii i historii działalności Mengelego w obozie Auschwitz.
Sprawa z książkami Czornyja, opartymi na faktach, ukazuje złożony problem tego, jak w dzisiejszych czasach postrzegamy nazistowskich zbrodniarzy. Kto ma prawo pisać książki z Auschwitz w tytule? Kto ma prawo kreować współczesny wizerunek nazistowskich zbrodniarzy? Czy beletrystyka może być stawiana na równi z książkami naukowymi? Czy na potrzeby atrakcyjności prozy można zmieniać kolejność wydarzeń, miejsca akcji, czy bohaterów historycznych? I wreszcie: czy można zespolić się z postacią zbrodniarza wojennego, próbować wniknąć w jego umysł, zachowując trzeźwość własnego i nie zwariować?
Oczy świata patrzą na bestie
Cofnijmy się teraz w czasie o 78 lat. Jest sierpień 1945 roku. Celle, miasto w Dolnej Saksonii w Niemczech. Na małym więziennym dziedzińcu kłębią się tłumy ludzi: brytyjscy żołnierze przechylają się przez barierki, dziennikarze trzymają gotowe do zdjęć aparaty, liczni strażnicy próbują uspokoić podekscytowany tłum. Czuć w powietrzu podniecenie i napięcie. Aż wreszcie otwierają się metalowe drzwi, przez które wchodzi kilkanaście kobiet ubranych w szare uniformy. Niektóre mają na sobie białe koszule, inne noszą wzorzyste spódnice z wysokimi butami. Kobiety wielokrotnie maszerują dookoła dziedzińca, są doskonale widoczne, każdy może je dokładnie obejrzeć i nasycić swoją ciekawość.
To "bestie z Belsen", jak będzie można później przeczytać w lokalnych gazetach - potwory z obozu koncentracyjnego. Jak to możliwe, że kobiety mordowały ludzi z niemniejszym sadyzmem niż ich koledzy z załogi SS? To właśnie na dziedzińcu więzienia w Celle ludzie mogli po raz pierwszy zetknąć się z prawdziwym obliczem zła, które przybrało postać niemieckich kobiet i mężczyzn. Każdy, kto był wtedy w tamtym miejscu próbował wniknąć w umysł sprawców Zagłady. Jeszcze nie zapadły wyroki skazujące, jeszcze nie przygotowano pierwszych szubienic, a już społeczeństwo chciało wejść w umysły zbrodniarzy i zrozumieć "dlaczego?". Dziennikarze z zapałem opisywali postać młodej kobiety o blond włosach i niebieskich oczach oraz zaciętych ustach. Na sali sądowej w Lüneburgu zaczęto o niej pisać "królowa SS", "Blond bestia", "Potwór z Belsen". Snuto domysły, analizowano każdy szczegół jej urody i zachowania. Gdzieś pod grubą warstwą dziennikarskiej sensacji kryła się tragedia pojedynczego człowieka, której nikt wówczas nie dostrzegał.
Ludzi od zawsze fascynowało zło. Ten mroczny element naszej duszy, któremu nie pozwalamy wychodzić na światło dzienne, wiedząc, że gdybyśmy pozwolili dojść mu do głosu, czekałyby nas za to poważne konsekwencje. Tłumimy w sobie nasze demony. Skrywamy je głęboko i tylko czasami przywołujemy je w słowach spisanych naszą ręką...
Zobacz też:
Still trying to identify the people in that photo with Grese; Reinhold (at the back) and Fritzner? I'm hopeless at recognising faces, though Reinhold seems to have quite a distinctive walk
OdpowiedzUsuń