Czy nadzorczyni Irma Grese straszy w krematorium?

"Czy za mrokami II wojny światowej skrywają się wciąż jeszcze mroczniejsze sekrety? Straszliwe zbrodnie największej z wojen coraz częściej ukazuje się jako wyłączne dzieło „demonicznych nazistów”. Ten „przefiltrowany” obraz historii odsłania wszak drugie dno. Obsesyjna wręcz fascynacja niemieckich elit i hitlerowskich organizacji metafizyką, okultyzmem i demonologią była bowiem niezbitym faktem.

Marzenia władców III Rzeszy do sięgania i czerpania mocy spoza świata materialnego nie są jedynie fantazją. Czy zatem miejsca, gdzie odbywali swe często zbrodnicze rytuały, mogły pociągać za sobą nadprzyrodzone konsekwencje? Czy do dziś mogą one budzić dreszcz, a nawet przerażać?

Co kryje nawiedzony czołg? Jakie tajemnice skrywają ponure zamczyska SS? Czy duchy niemieckich żołnierzy powracają do dawnych koszar? W co naprawdę wierzyli członkowie „czarnego zakonu” Hitlera? Czy Irma Grese pojawia się w ruinach krematorium w Auschwitz? Tragizm i cierpienia II wojny światowej wciąż rzucają złowieszczy cień. Ich niewyobrażalne rozmiary sprawiają, że niektórzy próbują je obecnie podważać. A może prawda o nich jest jeszcze bardziej złowieszcza?".

Komentarz: Czy pisanie i wydawanie książki o "demonach nazistów", w której jeden rozdział dotyczy ducha Irmy Grese straszącego w ruinach dawnego krematorium jest podłe? Czy nie jest to brak szacunku dla pamięci ofiar Birkenau oraz dla samej Irmy Grese - osoby zmarłej w wyniku brutalnej egzekucjiPoniższe fragmenty pochodzą z książki mającej sensacyjny, popularyzatorski charakter. Dlaczego tekst nasycony jest legendami, niepotwierdzonymi historiami i celowo podkręconymi narracjami z pogranicza zjawisk paranormalnych?

Spróbujmy odpowiedzieć na te pytania, bo najnowsza publikacja Wydawnictwa Replika, wymaga obszernego komentarza!  

Fragment rozdziału 3. "Irma Grese nadal straszy?"

"Jakimś cudem owa głupia i zdeprawowana funkcjonariuszka służb pomocniczych SS zaczęła po latach być ukazywana jako 'niewinna ofiara alianckiej zemsty'. W czeluściach Internetu można znaleźć artykuły, w których próbuje się ją nawet heroizować. W przypadku Irmy Grese powinno się brać pod uwagę to, że nie jest łatwo zarządzać 20-30 tys. więźniów. Auschwitz był miejscem odosobnienia, w którym kryminaliści znajdowali się pomiędzy tymi, których zamknięto tam prewencyjnie. Jako młoda kobieta raczej drobnej postury, musiała podejmować środki chroniące ją przed tak wieloma więźniami. Są więc relacje mówiące, że nosiła przy sobie kij i często towarzyszył jej pies. We wszystkich ośrodkach poprawczych na świecie takie środki są częste wśród personelu, całkowicie słusznie obawiającego się o swoje bezpieczeństwo - napisał niejaki J. Belling w artykule 'Heroiczna śmierć niemieckiej dziewczyny', cytowanym na Axis History Forum".

Komentarz: Tego rodzaju uproszczone oceny w stosunku do Irmy Grese, że była "głupia", "zdeprawowana" lub reprezentowała "prymitywne zło" - nie tylko świadczą o braku głębszej wiedzy, ale też zamykają jakąkolwiek drogę do zrozumienia człowieka i mechanizmów, które do zła prowadzą. To są etykiety, które bardziej chronią naszą wygodę moralną niż wnoszą coś do poznania prawdy. Można powiedzieć, że demonizowanie Irmy Grese - czy to przez legendy o jej duchu, czy przez odczłowieczające epitety - jest wygodne. Ale niczego nie wnosi do badań naukowych czy historycznych.

Chciałabym jednak dodać kilka uwag do tego akapitu. Po pierwsze: to prawda, że tuż po egzekucji, Irma Grese była w niektórych środowiskach traktowana jak męczennica. Przede wszystkim w niemieckiej prasie pojawiły się już w kwietniu 1946 roku artykuły opisujące grupę studentek, czczących Irmę Grese jako niemiecką Joannę d'Arc. Po wojnie w Niemczech wielu młodych ludzi czuło się zagubionych i poszukiwało nowego autorytetu. Bardzo możliwe, że postać młodej ładnej dziewczyny, która umarła w wyniku egzekucji stała się symbolem upadku nazistowskich wartości, a sama Irma Grese - była niczym niesłusznie skazana ofiara, która położyła głowę pod katowski topór nowego demokratycznego ładu. 

Po drugie: autor wspomina o narzędziach do dyscypliny, których używała Irma Grese w czasie swojej pracy na terenie obozu Auschwitz-Birkenau. Te kwestie obszernie wyjaśniłam już wcześniej przy okazji omawiania oświadczenia Irmy Grese z dnia 14 czerwca 1945 roku.

Po trzecie: artykuł, na który powołuje się autor, czyli tekst "Heroiczna śmierć niemieckiej dziewczyny" jest interpretacją tez zawartych przez Daniela Patricka Browna w książce "Piękna Bestia". Wielu historyków i badaczy Zagłady otwarcie skrytykowało publikację pana Browna. Ja sama znalazłam w tej książce wiele błędów merytorycznych, w podpisach ilustracji, a także niepoprawnej interpretacji materiałów archiwalnych.

"Tego typu narracje, mogą wywoływać jedynie zażenowanie wśród tych, którzy znają prawdę o niemieckich zbrodniach. Niemniej stały się one fundamentem mitu Irmy Grese jako 'ofiary alianckiego mordu sądowego'. Elementem tej legendy jest najprawdopodobniej również narracja o jej duchu pojawiającym się w pobliżu krematorium w Auschwitz". 

Komentarz: Osobiście czuję zażenowanie faktem, że w ogóle ktoś wydał drukiem rozdział w książce, w którym analizuje się informacje o duchu Irmy Grese. Szczerze, nawet ciężko jest mi to komentować, bo po prostu "opadły mi ręce", gdy dowiedziałam się, że taka analiza pojawi się w publicznym nakładzie! Na przestrzeni lat wielokrotnie natrafiałam na wątpliwej jakości strony internetowe, na których można było przeczytać o tym "duchu w krematorium". Ale nigdy nie przyszłoby mi do głowy, aby to opisać w polskiej książce i wydać! A czy "znając prawdę o niemieckich zbrodniach", autorowi nie przyszło do głowy, że pisanie o takich sprawach jest policzkiem wymierzonym także tym, którzy w tym krematorium nr 3 zginęli?  

Irma Grese była młodą kobietą, człowiekiem, który umarł. Nawet jeśli uznajemy jej winy za niewyobrażalne, mówienie o niej w sposób szyderczy, trywializujący albo groteskowy np. jako "duchu straszącym w krematorium", może to być postrzegane jako nieetyczne, zarówno wobec niej jako zmarłej, jak i wobec tych, którzy cierpieli przez jej działania. Ruiny krematoriów w Auschwitz-Birkenau to miejsce święte i nienaruszalne, traktowane jako cmentarzysko ofiar Zagłady. Umieszczanie tam scen nadprzyrodzonych, fikcyjnych czy grozy - szczególnie z udziałem oprawców - może być dla wielu nie do zaakceptowania. Może być uznane za naruszenie pamięci zamordowanych i banalizację ich cierpienia.

I kiedy nieco już ochłonęłam po tym, co przeczytałam we fragmencie książki "Demony nazistów", naszła mnie taka refleksja: dlaczego Irma Grese - 80 lat po swojej śmierci - wciąż jest tak strasznie znienawidzona? Dlaczego ona? Co wpłynęło na takie szydercze traktowanie tej jednej, konkretnej nadzorczyni? Jak nazwać to, co obecnie dzieje się z jej osobą w przestrzeni mediów? Ja określiłabym to dziwne zjawisko formą "pośmiertnego hejtu" - nie znajduję innych słów! Jestem jeszcze w stanie zrozumieć hejt na Irmę Grese w 1945 roku, w czasie procesu sądowego i dziennikarskiej nagonki - ale 80 lat po tamtych tragicznych wydarzeniach mam wrażenie, że wciąż w stosunku do osoby Irmy Grese trwa ta sama narracja, zamknięta w trzech słowach: "zdeprawowanie", "bestia" i "sadyzm".

"Duch Grese miał po raz pierwszy się pojawić 12 czerwca 1948 r. w dawnym Krematorium nr 3 w Auschwitz. Miał go zaobserwować strażnik o dziwnym nazwisku 'Harak Visen'. Rosyjscy nadzorcy zdecydowali się zamknąć Krematorium 3, by nie dopuścić, by legenda Irmy Grese trwała - twierdzi kolejna 'rewizjonistyczna' strona internetowa. Leni Riefenstahl chciała ponoć nakręcić film o duchu Irmy Grese, ale rząd RFN zagroził, że ją aresztuje, jeśli zacznie prace".

Komentarz: Autor książki "Demony nazistów", kosztem pamięci o Auschwitz, redukuje to miejsce do tła dla "duchów" i taniej metafizyki zemsty. Umieszczanie ducha Grese w kontekście krematorium - miejsca śmierci setek tysięcy ludzi - to szokujące odczłowieczenie i instrumentalizacja historii Zagłady. Tekst próbuje być "demaskatorski", ale popada w groteskę, przypominającą styl brukowych tabloidów albo horrorów klasy C. Pomysł, że Riefenstahl miała kręcić film o duchu Grese i że RFN jej groził, to kolejna teoria spiskowa podszyta antyniemiecką narracją. Poza tym w 1948 roku na terenie dawnego obozu Auschwitz-Birkenau funkcjonowało już Państwowe Muzeum i pracowali tam Polacy, w tym wielu byłych polskich więźniów. Czyżby ktoś nie sprawdził tej informacji myśląc, że w czerwcu 1948 roku na tym obszarze cały czas stacjonowali... Rosjanie? 

Poza tym... krematorium nr 3 już pod koniec 1944 roku zostało częściowo rozebrane, a następnie w styczniu 1945 roku - wysadzone w powietrze, razem z krematorium nr 2. W jaki więc sposób ktokolwiek mógłby wejść tam do środka? Bzdura totalna!

"Według owej witryny niejaki Heim Lansky, wraz z kilkuosobową ekipą badaczy, postanowił pod koniec 1992 r. spędzić noc w Krematorium nr 3, ale nie wytrzymał kilku godzin i uciekł ze swoimi ludźmi. Autor tej historii nawet nie sprawdził, czy owe krematorium nadal istnieje. Wszelkie poważne źródła wskazują bowiem, że zostało wysadzone w powietrze przed ewakuacją obozu. Dzisiaj można oglądać jedynie resztki jego żelbetowej konstrukcji. Tym samym zdjęcie przedstawiające rzekomo ducha Irmy Grese nie mogło zostać tam wykonane.

W jednej z 'rewizjonistycznych' witryn internetowych znalazłem opowieść o tym, że brytyjski major Jerome Burdik, wyznaczywszy do powieszenia Grese kata Reginalda Cooka, który odmówił wykonania egzekucji, sam popełnił samobójstwo. Do powieszenia Grese wyznaczono więc Alberta Pierrepointa, który jednak został niespodziewanie zastąpiony przez 'lokalnego żydowskiego kata' Samuela Lutzheima. Grese miała zagrozić, że jej duch powróci na Ziemię, jeśli Lutzheim ją dotknie. Pod szubienicą miało dojść do przepychanki między Grese a żydowskim katem. W końcu jednak strażniczka zawisła. Ponoć kat źle wymierzył długość sznura i Grese męczyła się trzy minuty na stryczku, zanim umarła. Warto zaznaczyć, że wszystkie te 'szczegóły' pozostają w sprzeczności z relacją Pierrepointa…".

Komentarz: Dalej ten sam wątek z "rewizjonistycznej strony", w którym grupa badaczy spędza noc w tym (uprzednio wysadzonym w powietrze) krematorium nr 3. Sami przyznacie, że ręce opadają! "Wszelkie poważne źródła" to może być strona internetowa Muzeum Auschwitz lub publikacje historyczne czy relacje świadków. 

Sprawa z opisem przebiegu egzekucji Irmy Grese również utrwala nieprawdziwe wydarzenia. W rzeczywistości, nazwisko kata Alberta Pierrepointa zostało umieszczone w brytyjskim dokumencie już w dniu 2 października 1945 roku, kiedy dopiero co zaczął się proces sądowy. Świadczy to o tym, że Brytyjczycy spodziewali się wielu wyroków śmierci i już zawczasu rozpoczęli zakulisowe przygotowania do przyszłych egzekucji. Nie ma więc sensu wymyślać jakichkolwiek teorii spiskowych o tym, że Pierrepoint został zastąpiony w ostatniej chwili inną osobą.

Te fałszywe dywagacje są wybitnie obraźliwe, kiedy uświadomimy sobie, że dotyczą autentycznej osoby, która została powieszona. Zestawienie żydowskiego kata i cierpienia Grese, sugeruje narrację o "zemście", co może rezonować antysemickimi stereotypami, nawet jeśli nie jest to zamierzone. A wyśmiewanie się z kogoś, kto umarł według mnie - jest wyjątkowo podłe. Tutaj trzeba też przypomnieć fakt, że sam Albert Pierrepoint, będąc katem i wykonując egzekucje - zawsze miał na uwadze szacunek względem osoby, którą miał przeprowadzić "na drugą stronę". Podkreślił w swojej autobiografii, że zależało mu na utrzymaniu człowieczeństwa u ludzi, których świat potępił i skazał na unicestwienie.   

O tym jak naprawdę wyglądały przygotowania do egzekucji, śmierć oraz późniejsza ekshumacja szczątek Irmy Grese - napiszę w odpowiednim czasie. 

"Dużo większy sens miałoby szukanie ducha Pięknej Bestii tam, gdzie dokonano na niej egzekucji. Dawne więzienie Hameln jest obecnie hotelem. Ogromna większość gości zapewne nie ma pojęcia, że w latach 1945-1949 dokonywano tam egzekucji niemieckich zbrodniarzy wojennych. Nie krążą tam też żadne opowieści o duchach nazistów. Właścicielom hotelu raczej nie zależy na takim rozgłosie".

Komentarz: To chyba jedyny w miarę sensownie napisany fragment rozdziału "Irma Grese wciąż straszy?". Jeśli już mówimy o duchu, to raczej powinniśmy mieć na myśli DUSZĘ człowieka, który zmarł. Ludzie od zawsze zadawali sobie pytania "Co dzieje się z człowiekiem po śmierci?", "Dokąd wędruje dusza?", "Czy zmarli widzą nas i słyszą?". W wielu wierzeniach, także w chrześcijaństwie mówi się, że dusza po śmierci człowieka pozostaje przez dwa dni w miejscu swojej śmierci, czyli idąc tym tropem - dusza Irmy Grese widziała swoją własną śmierć i anonimowy pochówek w niepoświęconej ziemi na dziedzińcu więzienia. Z pewnością nie był to przyjemny widok...

Ale czy dusza może wracać? Czy można mieć kontakt ze zmarłą osobą? Trzeba tutaj bardzo wyraźnie podkreślić: zmarli nie chcą nas straszyć! Jeśli już pojawiają się w naszym życiu i dają nam znaki - pragną w ten sposób nas pocieszyć, pomóc lub prosić o modlitwę. Nie inaczej zapewne jest w przypadku duszy Irmy Grese - i piszę to z pełną świadomością. Irma Grese, kimkolwiek nie była za życia, z pewnością nie jest krwiożerczym demonem z zaświatów! Trzymając się wiary katolickiej - należałoby raczej pomodlić się za nią, spełniając w ten sposób dobry uczynek względem zmarłej osoby niż wypatrywać jej "ducha" unoszącego się nad ruinami krematorium nr 3 w Birkenau.  

"Po egzekucji zwłoki Grese początkowo spoczywały na cmentarzu więziennym, ale w 1954 r. przeniesiono je na cmentarz miejski w Hameln. W 1986 r. zlikwidowano jednak jej grób, gdyż stał się celem pielgrzymek neonazistów".

Komentarz: O pochówku na terenie więzienia Stockhof i późniejszej ekshumacji szczątek Irmy Grese oraz pozostałych zbrodniarzy z Belsen - napiszę w swojej publikacji "Schnell!" oraz z pewnością wspomnę na blogu w osobnym wpisie. W lipcu 2025 roku będę w archiwum w Hameln w celach badawczych, aby zebrać odpowiednią dokumentację ekshumacyjną Irmy Grese. Może uda mi się ustalić właściwy przebieg tamtych wydarzeń? 

"Analizując życiorys Irmy Grese można zadać sobie pytanie, czy tak zdeprawowana osoba mogła stać się po śmierci groźnym demonem? Rozmyślając na ten temat, przypomniałem sobie jeden z wykładów polskiego badacza zjawisk paranormalnych Włodzimierza Zybertala. Stwierdził on, że to co ofiary domniemanych złych duchów biorą za działalność potężnego demona, może stanowić manifestację istoty duchowej o 'inteligencji ameby', bytu na tyle głupiego, że potrafi wyrządzać jedynie prymitywne zło. Niewątpliwie Grese podczas swojej ziemskiej egzystencji była właśnie taką istotą, spełniającą się w szerzeniu najprymitywniejszego zła".

Komentarz: Cały tekst rozdziału o Irmie Grese nie ma wartości historycznej. To mieszanka spekulacji, legend i złośliwości. Jest nacechowany cynizmem i brutalnością. Nie pozostawia miejsca na refleksję, a tylko na pogardę i szyderstwo. Obraża pamięć zarówno ofiar, jak i tych, którzy próbują zrozumieć historię w jej całej złożoności. Autor podsumowuje, że Grese była właśnie taką prymitywną istotą szerzącą zło. Zacytowany Włodzimierz Zybertal twierdzi, że zło nie zawsze musi mieć nadludzką inteligencję - może być prymitywne, "o inteligencji ameby". Autor podsumowuje, że Grese była właśnie taką prymitywną istotą szerzącą zło. Jako badacz Zagłady oraz niemieckich sprawczyń - nie mogę zgodzić się z taką opinią.

To nie jest książka naukowa, lecz publicystyczno-rozrywkowa; stawia na efekt emocjonalny, a nie głęboki szacunek do ofiar. Z perspektywy pamięci historycznej, taki rozdział może być kontrowersyjny i uznany za znieważenie miejsca pamięci jakim jest dawny obóz Birkenau.


Podsumowanie: Na koniec - ciekawostka. Skoro już mówimy o duchowości Irmy Grese... trzeba sprawdzić, co ona sama napisała na ten temat. Tak - Irma Grese poruszyła to zagadnienie jeszcze za swojego życia - w listach pożegnalnych do rodzeństwa - wspominając o pośmiertnej obecności swojego ducha - pośród żyjących!
Jak to możliwe?
Trzeba tutaj zrozumieć tą 22-latkę, która musiała przygotować się do swojej śmierci. Nikt nie chce świadomie przechodzić przez własną śmierć, odliczając dni i godziny - nikt nie chce znać dokładnej daty oraz momentu swojej śmierci - a Irma Grese wiedziała, kiedy umrze i jak to będzie wyglądało. Już sama ta myśl może przyprawić o nerwy. I tak jak wcześniej napisałam, osoby skazane na śmierć bardzo często w listach pożegnalnych do bliskich zapewniały o swojej duchowej obecności i opiece zza grobu. Irma Grese była więc świadoma, że chociaż utraci "cielesną powłokę" (jak sama to określiła), będzie wciąż obecna w postaci duchowej, aby pomagać i wspierać swoją rodzinę, zwłaszcza rodzeństwo. Myślę, że traktowała to zagadnienie bardzo poważnie - rodzina była dla niej najwyższą wartością.

"Przesyłam Wam po raz ostatni moje myśli! Nadeszła ta godzina, pozostały tylko minuty, bym mogła być blisko Was w cielesnej powłoce. Wszystko zbliża się do ostatecznego końca i tak jest też ze mną. (...) Lieschen i Leni, pozostańcie, jak dotąd, dumnymi Niemkami, nigdy nie okazujcie rozpaczy w sercach, lecz na przekór wszystkim udowodnijcie niesłabnącą miłość do ukochanej ojczyzny. Takie były zawsze moje pryncypia i zabiorę je ze sobą do grobu. (...) Jutro, jeśli uda mi się Was zobaczyć z auta, spróbuję po raz ostatni pożegnać Was żywa, z uśmiechem na ustach i przykładając prawą dłoń do lewej piersi - nie w geście oznaczającym ‘tutaj!’, lecz ‘Heil!’. Dla Anneli, mojej wiernej przyjaciółki, jeszcze raz mocno zacisnę prawą połę mojej kurtki i gdy szybko znikniecie mi z oczu, będzie mi towarzyszył Wasz duch, a ja odwiedzać Was będę każdej nocy i czuwać nad Waszym bezpieczeństwem!".  
List Irmy Grese do braci i sióstr z 11 grudnia 1945 roku.

O zmarłych mówi się dobrze albo w ogóle. Nikt nie chce podważać uczestnictwa Irmy Grese w zbrodni Zagłady. Ona zapłaciła już najwyższą cenę za swoje życiowe wybory. A jeśli to prawda, że zmarli widzą i słyszą to, o czym mówi się w odniesieniu do nich - nie dodawajmy im więcej cierpienia niż to, na które zasłużyli będąc już "po tamtej stronie". Tak po ludzku.


Zobacz też:

Komentarze

Prześlij komentarz


Popularne posty:

Translate