Lagrowi ludzie: Nadzorczynie z obozu Stutthof [cz.2]

Portret kobiety w strukturach SS-Gefolge na przykładzie obozu Stutthof

Co skłoniło te młode kobiety do podjęcia służby w obozach zagłady? Dlaczego pozwoliły sobą manipulować i w krótkim czasie ze zwyczajnych dziewczyn stały się bezdusznymi, pozbawionymi wszelkich skrupułów bestiami?

Niewątpliwie na ich decyzję wpłynęła propaganda nazistowska oraz ówczesna sytuacja polityczna. Dnia 1 września 1939 roku Albert Forster ogłosił ustawę o inkorporacji Wolnego Miasta Gdańsk do Rzeszy. Niespełna miesiąc później Hitler podpisał dekret o wcieleniu do Rzeszy Pomorza Gdańskiego, Wielkopolski i Śląska. Nowopowstały okręg Gdańsk-Prusy Zachodnie został podzielony na trzy regencje: gdańską, bydgoską i kwidzyńską, aby ułatwić funkcjonowanie administracji oraz eksterminację ludności polskiej. Przystąpiono także do likwidacji wszelkich oznak polskości. Dnia 4 maja 1941 roku weszła w życie ustawa o Niemieckiej Liście Narodowościowej. Początkowo wpisywanie się na nią było dobrowolne, jednak z powodu małego zainteresowania wśród Polaków, Forster wydał oficjalne rozporządzenie o obowiązku złożenie podpisu wszystkich osób pochodzenia niemieckiego. W przypadku odmowy jej podpisania groziło wysiedlenie do Generalnego Gubernatorstwa, a nawet obóz koncentracyjny. Nie wszyscy jednak zostali zmuszeni do podpisania owej listy. Większość obywateli dobrowolnie przyjęła niemiecką narodowość, z uwagi na płynące z tego korzyści. Przywilejami, na które mogła liczyć osoba podpisująca DVL, były m.in. prawa do kart żywnościowych, do poboru renty, a także zwolnienie od ciężarów podatkowych. Zgromadzone dane wskazują, iż na volksliście znalazło się około 54,5 proc. ogółu ludności z Pomorza Gdańskiego. Widnieją tam również nazwiska późniejszych nadzorczyń SS obozu Stutthof, m.in. Wandy Klaff.

Gdańszczanki decydujące się na posadę nadzorczyń w dużej mierze wychowane zostały w duchu narodowosocjalistycznej propagandy. Poprzez służbę w obozach chciały utożsamić się z treścią i celami hitlerowskiej polityki oraz pokazać swój nienaganny stosunek do III Rzeszy. Wiele aufseherek ze Stutthofu w pracy nadzorczyni widziało szansę na lepsze zarobki, mieszkanie, wyżywienie, jak również stabilność pracy w służbie publicznej. Były i takie, które do pracy w kacecie oddelegowane zostały wbrew własnej woli przez urząd pracy.

Kilka z nich, zanim trafiło do kacetu, pracowało jako pomoce domowe lub w gastronomi. I tak np. Wanda Klaff (ur. 3 marca 1922) zatrudniona była początkowo w fabryce marmolady, Gerda Steinhoff (ur. 29 lutego 1922) pracowała między innymi w piekarni w Gdańsku, Elisabeth Becker (ur. 20 lipca 1923) dzierżyła stanowisko referentki do spraw rolnictwa, a Ewa Paradies (ur. 17 grudnia 1920) była przykładną konduktorką. Większość z nich postrzegano jako wzorowe żony i gospodynie domowe. Mimo to rzuciły dotychczasowe życie na rzecz służby dla III Rzeszy.

Wszystkie kandydatki przed rozpoczęciem pracy zmuszone były do ukończenia specjalistycznego szkolenia. Niektóre spośród nich -  Annę Kopp, Hertę Bothe, Erikę Kaminski, Klarę Reichert, Edith Mach oraz Hildegardę Ziegler - skierowano do Stutthofu z Ravensbrück, gdzie wcześniej odbyły trzymiesięczny kurs na strażniczki SS. Wraz z przybyciem transportów żydowskich do Stutthofu wzrosło zapotrzebowanie na żeński personel. Na odbycie długiego szkolenia nie było czasu. W tej sytuacji władze obozu zorganizowały przyspieszony kurs w Sztutowie, trwający trzy tygodnie. W szkoleniu uczestniczyło około 150 kobiet, głównie pochodzących z marginesu społecznego. Zajęcia prowadzili oficerowie oraz podoficerowie obozu. Aufseherkom pokazano, co mają robić i jak zachowywać się wobec więźniarek. Uczono je między innymi, że "z więźniarkami należy rozmawiać tylko w sprawach służbowych, nie opowiadać im o wojnie, nie dopuszczać do skontaktowania się z cywilnymi osobami, nie pozwolić na posiadanie gazet. Za lekkie przewinienia karać głodem, za poważniejsze należy bić i nie żałować więźniów, bo jak umrze, to nie ma wielkiej straty [...]". Inna nadzorczyni SS zeznała w procesie: "...uczono nas, aby nie żałować więźniów-Słowian, bo narody słowiańskie to robactwo, które trzeba tępić i niszczyć jak szkodniki [...]. Nie należy kierować się sumieniem, gdyż takowego Niemcy nie powinni posiadać".
Kilka kandydatek zostało przeszkolonych na ośmiodniowym kursie w Ravensbvrück, gdzie zostały skierowane przez zakład "Dynamit AG" w Bydgoszczy. Po szkoleniu nadzorowały Żydówki, wysyłane ze Stutthofu do pracy w tym właśnie zakładzie.

Rozprawa sądowa w Gdańsku załogi obozu koncentracyjnego Stutthof, 1946.
Nadzorczynie na ławie oskarżonych.
Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe

Od 22 października 1944 roku funkcję głównej nadzorczyni (SS-Oberaufseherin) w Stutthofie sprawowała Anni Scharbert. Niestety, z powodu braku materiałów archiwalnych historycy nie są w stanie określić, które strażniczki piastowały pozostałe stanowiska w hierarchii organizacyjnej obozu. Najwięcej informacji posiadamy o przybyłych w 1944 roku nadzorczyniach kobiet żydowskich.
Strażniczki te, postępujące zgodnie z zaleceniami swoich przełożonych, fizycznie i psychicznie znęcały się nad więźniarkami. Elisabeth Becker i Wanda Klaff dokonywały selekcji więźniarek i prowadziły je do komór gazowych. Ich koleżanka Jenny Barkmann - z powodu swej niezwykłej urody, a zarazem okrucieństwa nazywana "Pięknym Widmem" - "bardzo źle obchodziła się z więźniarkami, biła je pałką po głowie, a oprócz tego kijem i rękami". Herta Bothe w uznaniu za wzorową służbę wyznaczona została przez komendanta obozu do pomocy SS-Rottenführerowi Klawanowi w selekcji i transporcie żydowskich dzieci do Łodzi. Tym samym skazała na pewną śmierć 29 niewinnych istot. 

Wśród żeńskiego personelu w Stutthofie rekrutowanego z ramienia SS-Gefolge wyróżnić można obok nadzorczyń także pomocnice SS tzw. SS-Helferin. Zatrudnione były w Wydziale I Komendantury, w skład którego wchodziły następujące komórki organizacyjne: służba bezpieczeństwa, łączność, służba transportowa, kantyna, magazyn broni, sąd SS oraz odział personalny SS.

Jutte Kick, Annemarie Kasten i Marge Dunemman jako absolwentki Reichsschule-SS w Oberehnheim skierowano do Stutthofu, gdzie objęły stanowiska radiotelegrafistek. Ich głównym zadaniem było rozszyfrowywanie treści depesz za pomocą maszyny deszyfrującej oraz czuwanie nad zachowaniem tajemnicy służbowej. Kobiety te miały bezpośrednią styczność z aktami osób skierowanych do obozu koncentracyjnego., jak również dokumentami dotyczącymi "akcji oczyszczających". O ważności tego urzędu przemawia również fakt, iż stanowiska radiotelegrafistek dzierżyły trzy najlepiej wykształcone Niemki spośród całej załogi. W Stutthofie 1 kwietnia 1943 roku zatrudniono także trzy telefonistki: Holdegardę Lobach, Hertę Ziegburt oraz Elly Ehmke, które zapewniały łączność władz obozu z władzami zwierzchnimi. Irene Hamm jako jedyna kobieta zatrudniona była w Wydziale IV Administracyjno-Gospodarczym. Do jej głównych obowiązków należało zaopatrywanie więźniów i załogi w żywność oraz nadzorowanie pracy w kuchni.

Oddzielną grupę pracowników cywilnych w obozie stanowiły siostry Niemieckiego Czerwonego Krzyża - Maria Rinder, Margarette Spitol oraz Emma Henkmann, które zapewniały opiekę medyczną  funkcjonariuszkom Schutzstaffel. Z uwagi na to, że w kacecie podlegały władzy SS, określano je mianem "sióstr SS", a nadzorem i kontrolą nad nimi zajmował się wydział polityczny. Nie wiadomo, w jaki sposób kobiety te trafiły do Stutthofu, czy zgłosiły się dobrowolnie, czy skierowane zostały przez administrację ochrony zdrowia. Najprawdopodobniej pojawiły się tam w zastępstwie sanitariuszy SS, powołanych do służby frontowej. W przeciwieństwie do nich były lepiej wykształcone i miały doskonałe przygotowanie teoretyczne, dlatego chętnie zatrudniano je w laboratoriach, ambulatoriach i filiach Instytutu Higieny SS. Siostry Niemieckiego Czerwonego Krzyża często współpracowały z ruchem oporu i jako łączniczki przemycały z obozu dokumenty, które pozwalały rzucić światło na sytuację i wydarzenia rozgrywające się w obozach zagłady.

Rozprawa sądowa w Gdańsku załogi obozu koncentracyjnego Stutthof, 1946.
Na zdjęciu nadzorczyni Jenny Barkmann.
Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe

Codzienna praca nadzorczyń SS w Stutthofie

Nadzorczynie SS w Stutthofie pod względem etycznym stały na bardzo niskim poziomie. Były to przeważnie kobiety bez jakichkolwiek hamulców moralnych. Większość z nich nie posiadała w ogóle wykształcenia bądź ukończyła tylko kilka klas szkoły powszechnej. Niektóre z aufseherek jako młode dziewczyny należały do Związku Niemieckich Dziewcząt, organizacji młodzieżowej, gdzie edukowano je w duchu ideologii narodowego socjalizmu i przygotowywano do roli matki, żony i opiekunki domowego ogniska. Dla tak wychowanych kobiet ambiwalencja postaw i krytyczny dystans wobec rzeczywistości był zjawiskiem niemal nieznanym. Młode aufseherki wykonywały swoje obowiązki z gorliwością i przekonaniem.

Po uzyskaniu pozytywnej oceny z kursu nadzorczynie wstępowały w poczet obozowej załogi. Mieszkały w znajdującym się na terenie obozu hotelu, przeznaczonym dla żeńskiej części zespołu. Odpowiedzialną za przestrzeganie porządku oraz zagospodarowanie miejsc zamieszkania była "Fräulein Papke".
W uregulowanym przez esesmanów życiu obozu zachowanie kobiecej załogi często sprawiało problemy. Wiele z nich wychodziło na całą noc, wracając nad ranem, tuż przed rozpoczęciem służby. Podczas jej pełnienia czuć było od nich alkohol, ponadto były niewyspane i często zasypiały. Nie wykonywały przy tym  należycie swoich obowiązków. Za samowolne opuszczenie obozu bez przepustki nadzorczynie SS karane były ostrą naganą bądź kilkudniowym więzieniem.
Mimo tego, nie zrezygnowały z prowadzenia nocnego trybu życia. Przejawy łamania regulaminu dyscyplinarnego widoczne były także w utrzymaniu kontaktów z esesmanami oraz więźniami. Ze względu jednak na konsekwencje grożące więźniom za stosunki z aufseherkami, aresztowani ich unikali. Niestety, im bardziej mężczyźni bronili się przed ich wdziękami, tym bardziej one dążyły do spotkań z nimi. Kiedy dostrzegały na swojej drodze przystojnych więźniów, zaczepiały ich i rozpoczynały konwersację. Ci drżeli ze strachu, aby nie zauważył tego komendant obozu i nie wymierzył im kary chłosty za nieprzestrzeganie obozowego regulaminu.

Zarówno dla załogi SS, jak i dla więźniów dzień w obozie zaczynał się o 4:00 rano. Na wykonanie takich czynności jak ubieranie się, mycie i spożycie śniadania aufseherki miały niewiele czasu, ponieważ już o 4:45 rozpoczynał się poranny apel. Trwał on krótko, ponieważ chodziło o jak najszybsze odprowadzenie więźniów na miejsce robót. Podczas gdy osadzone ciężko pracowały, nadzorczynie znajdowały wiele powodów do znęcania się nad nimi. Jak same przyznały w powojennych procesach, biły więźniarki po twarzy bądź kijem po plecach, a gdy to nie skutkowało, kierowano je do komendanta obozu, który wymierzał im karę chłosty. Ponadto aufseherki zamykały swoje ofiary w bunkrze o chlebie i wodzie lub wysyłały do najcięższych prac m.in. w Waldkolone. Oprócz tego okazją do  szykan były poranne i wieczorne apele. Wycieńczone kobiety i nawet małe dzieci musiały niezależnie od pogody i pory roku stać równo w szeregach na baczność, co więcej, zdarzało się, że nadzorczynie dodatkowo polewały je zimną wodą. Była to ulubiona rozrywka Ewy Paradies. Im większa liczba więźniarek, tym dłużej trwał ów "rytuał", podczas którego aufseherki dodatkowo, po kilka razy przeliczały osadzone kobiety.

Rozprawa sądowa w Gdańsku załogi obozu koncentracyjnego Stutthof, 1946.
Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe

Dla większości strażniczek SS maltretowanie podwładnych było wspaniałą zabawą i sposobem na spędzanie wolnego czasu. Biły więźniów z przyjemnością dla wykazania pełni swej władzy nad życiem i śmiercią innych ludzi. Jak wspominają byłe aresztowane, jedną z najgorszych aufseherek była Anna Kopp, zwana Kopką. Policzkowała osadzone kobiety, kopała je, szczuła psami i wyrywała im włosy. W upalne dni często wywoływała więźniarki z bloku na plac i kazała przez cały dzień stać na baczność ze wzniesionymi do góry rękami. Gdy któraś z kobiet je opuściła lub omdlała, Kopka smagała ją pejczem. Udokumentowane są również przypadki, gdy nadzorczynie katowały okrutnie, aż do momentu utraty przytomności bądź życia przez ofiarę. Jedna z byłych więźniarek zeznała po wojnie: "Barkmann wyrwała moją siostrę oraz jeszcze jedną więźniarkę do zbierania kartofli. Po pewnym czasie przyszła do mnie jedna z koleżanek i powiedziała, że moją siostrę zabito. Zabiła ją Brakmann kijami [...]".

Nadzorczynie SS - Elisabeth Becker oraz Herta Bothe - dokonywały także selekcji i prowadziły więźniarki do komór gazowych. Wybierały przede wszystkim kobiety ciężarne, matki z dziećmi oraz chorych i starców. Kryterium oceny zdrowia był stan nóg, dlatego aufseherki z esesmanami urządzali wyścigi między Żydówkami. Te, które nie mogły biec, ładowano na wóz i przeznaczano do zagazowania. Ustalenie pełnej liczby więźniarek, które zginęły w wyniku owej eksterminacji, napotyka na duże trudności, będące wynikiem zacierania się granic między śmiercią naturalną a śmiercią gwałtowną.

Oprócz licznych relacji o brutalności dozorczyń SS istnieją także zapiski ocalałych kobiet mówiące, że nieliczne aufseherki traktowały względnie po ludzku wybrane kobiety, najczęściej swoje rodaczki oraz więźniarki funkcyjne. Poza tym nadzorczynie wykorzystywały więźniarki funkcyjne do nastawiania aresztowanych kobiet przeciwko sobie. Gdy dochodziło do buntów między nimi, strażniczki miały możliwość wykazania się przed władzami obozu. Po rozwiązaniu każdego zarzewia konfliktu otrzymywały pochwałę od komendanta. Przejawy wielkoduszności i wyrozumiałości nadzorczyń SS były jednak rzadkością. Mimo to nawet najmniejszy aspekt człowieczeństwa rzucał się w oczy na tle częstych tortur i cierpienia. 
Zachowania strażniczek były dowodem ich samowoli i absolutnej władzy. Potwierdzały, że nie działały one pod presją i przymusem, lecz z pełną świadomością brały czynny udział w zbrodniach przeciwko ludzkości.

(...)

Podsumowaniem moich rozważań są następujące konkluzje:
W początkowej fazie wojny reżim nie pozbawił niemieckich kobiet możliwości dokonywania wyborów. Dlatego nie ma usprawiedliwienia dla tych Niemek, które do 1943 roku zdecydowały się na służbę w obozach koncentracyjnych. Czyniły to dobrowolnie, z indywidualnych pobudek, a nie - jak podkreślały w powojennych zeznaniach - z powodu przymusu oraz zastraszania.

70 procent wszystkich nadzorczyń SS w Stutthofie podjęło służbę w 1944 roku, kiedy to przymusowo oddelegowywano "odpowiednie" Niemki do pracy w kacetach. Mimo że kobiety te nie zdecydowały się dobrowolnie na pracę w obozie, to po odbytym szkoleniu z całym zaangażowaniem wspierały machinę hitlerowskiego terroru.
W celu pogodzenia sprzeczności pomiędzy stereotypem matki Niemki a udziałem kobiet w zbrodniach nazistowskich powojenne społeczeństwo uznało, że Niemki w III Rzeszy były ofiarami systemu i patriarchatu. Dlatego tylko nieliczne nadzorczynie SS dostały się w ręce sprawiedliwości i zostały osądzone. 

Tekst: Daria Graczyk
Źródło: Zeszyty Muzeum Stutthof nr 2 (12), 2014

Zobacz też:

Komentarze


Popularne posty:

Translate