"Piękna bestia" - barbarzyńska nadzorczyni z KL Auschwitz

 

W najnowszym numerze kwartalnika "Polska Zbrojna. Historia" można przeczytać artykuł autorstwa dr Wojciecha Wicherta pt. "Piękna bestia - barbarzyńska nadzorczyni SS z KL Auschwitz". Już pomijam, że tekst ukazał się w zeszycie, którego głównym tematem jest "Prawdziwe męstwo kobiet". Artykuł o Irmie Grese jest tutaj anty przykładem takiego męstwa. No, ale ktoś z redakcji podjął decyzję, że postać młodej nadzorczyni powinna zostać podana jako przeciwwaga męstwa kobiet walczących o wolność i niepodległość. Skoro "bitewne demony nie patrzą na płeć", to jest też tutaj miejsce dla demonicznej Irmy Grese z Auschwitz...


Po zapoznaniu się z tekstem, mam wrażenie, że został on napisany na podstawie książki "The Beautiful Beast" Daniela Patricka Browna. I niestety powiela te same błędy i nieprawdziwe informacje na temat Irmy Grese. Podciąganie całej jej biografii pod sadyzm znowu ogranicza pełne spektrum badań nad jej osobą do wypaczonej osobowości, wynikającej zapewne z trudnego dzieciństwa. Po raz kolejny Irma Grese staje się przedstawicielką "galerii diabelsko złowieszczych i zdeprawowanych osobników". Ewidentnie czytając tekst można wywnioskować, że autor nie zapoznał się z zasobami archiwalnymi, w tym z wywiadem z Helene Grese z 1987 roku czy materiałami znajdującymi się w archiwum Muzeum Auschwitz. Ale oczywiście łatwiej jest powielać utarte schematy niż włożyć czas i pieniądze, aby sprawdzić, czy to, o czym się pisze - jest prawdziwe! Bo i po co? W przypadku Irmy Grese dobrze "klikają się" informacje o jej "sadyzmie" i "zboczeniach", którym zapewne nie było końca...  

Nieprawdą jest, że Irma Grese przypatrywała się praktykom operacji doświadczalnych przeprowadzanych przez dr Karla Gebhardta w Sanatorium Hohenlychen, gdyż te operacje na więźniarkach były przeprowadzane na terenie obozu koncentracyjnego - a wówczas Irma Grese jeszcze tam nie pracowała. Tak więc "pierwszy kontakt z sadyzmem" w Hohenlychen okazał się fałszywy. Jak sama to ustaliłam w kontakcie z urzędem miasta Lychen, Irma Grese zatrudniona była w Sanatorium w charakterze pokojówki - nigdy nie pracowała jako pomoc pielęgniarki. Nie mogła też zdawać egzaminu medycznego. 

Owy "trening" w Ravensbrück z pewnością nie trwał dla Irmy Grese trzy tygodnie. Nowozatrudnione nadzorczynie przez pierwsze trzy miesiące pracowały jako "nadzorczynie pomocnicze" i w tym czasie przygotowywały się do samodzielnego podejmowania komanda. Irma Grese pracowała w Ravensbrück przede wszystkim jako "Kommandoführerin", czyli kierowała różnymi komandami roboczymi, przede wszystkim pracującymi "na aussen", czyli poza ścisłym terenem obozu. Przez pewien czas jeździła razem z "Kolumną Sanatorium" do Hohenlychen, gdzie więźniarki zatrudnione były przy pracach porządkowych w rozległym ogrodzie otaczającym budynki Sanatorium.  


Tekst napisany jest  dziwnym językiem, sztywnym i przeinaczającym właściwe obozowe określenia. W Auschwitz Irma Grese zasiliła niemiecki personel w "obozie C", a tak naprawdę "obóz C" to była skrótowa nazwa odcinka budowlanego BIIc w Auschwitz II-Birkenau. Irma Grese awansowała prawdopodobnie dopiero w styczniu 1945 roku - tak przynajmniej powiedziała w czasie swojego zeznania sądowego. Tak samo dużym błędem jest napisanie, że Irma Grese "wybierała od 1944 roku więźniów przeznaczonych do zamordowania w komorach gazowych". Nadzorczynie nie mogły samodzielnie wybierać sobie więźniów w czasie selekcji. Zawsze o planowanej selekcji nadzorczynie były wcześniej informowane, a selekcji dokonywali lekarze SS. Irma Grese musiała być w tym czasie obecna w obozie BIIc, a jej zadanie polegało na odnotowywaniu numerów i nazwisk kobiet skierowanych na śmierć - również o tym powiedziała w czasie procesu. 

Irma Grese miała dwa komplety uniformów: jeden oficjalny, a drugi był przerobioną garsonką, której uszycie zleciła prawdopodobnie jednej z więźniarek-krawcowych, przebywających w Birkenau. Te dwa rodzaje uniformów można zauważyć na archiwalnych zdjęciach. To, że nosiła ciężkie buty, pejcz i pistolet nie powinno być niczym dziwnym - opisałam to dokładnie w analizie jej oświadczenia z 1945 roku. Buty i pistolet stanowiły oficjalne uposażenie nadzorczyń obozowych. Jednak ciągłe podkreślanie w artykule, że "karanie więźniów sprawiało jej sadystyczną przyjemność" znowu ogranicza pole widzenia tej nadzorczyni i redukuje ją do wypaczonych skłonności.
Gdyby autor pokusił się o odwiedzenie archiwum Muzeum Auschwitz - byłby zdziwiony, bowiem w kilkunastu relacjach na temat Irmy Grese nie ma właściwie żadnego zeznania o jej rzekomym, wypaczonym "sadyzmie" i "perwersji".  No, chyba, że uderzenie więźniarki w głowę za złamanie regulaminu obozowego uznamy za totalne wypaczenie Irmy Grese... Rzecz jasna Irma Grese nie mogła przeprowadzać selekcji "na rampie", gdyż nadzorczynie nie brały udziału w selekcjach osób przyjeżdżających do obozu. Ewentualnie mógł brać w nich udział Josef Mengele, ale to też nie codziennie i nie na wszystkich trzech rampach jednocześnie... Miejmy to na uwadze! 

"Diabelnie okrutna Grese" siłą zmuszająca dziewczyny do patrzenia jak gwałci inne więźniarki, potrafiła też - o dziwo - dzielić się jedzeniem z niektórymi z nich, dawać im ubrania, a także pomagała im w odnajdowaniu ich bliskich krewnych z innych części obozu. Kto by się spodziewał dobrych uczynków ze strony takiego... potwora, prawda? Oczywiście informacje o jej perwersyjnych skłonnościach do wiązania nóg rodzącym kobietom już dawno badacze Zagłady i historycy włożyli między bajki - to była informacja wymyślona przez dziennikarzy już w 1945 roku w czasie procesu sądowego i bardzo chętnie powielona w setkach egzemplarzy. Tak samo, gdyby Irma Grese zabijała codziennie 30 więźniarek - miałaby lepsze wyniki od Gerharda Palitzscha, który rozstrzeliwał więźniów pod Ścianą Śmierci w Auschwitz! Proszę nie wierzyć w te bzdury... i piszę to jako wieloletni badacz nadzorczyń.

Fotografie też są błędnie podpisane. Portret Irmy Grese z czerwonym filtrem to fotografia z kolekcji Petera Wiebke i przedstawia Irmę Grese w 1941 roku. Fotografia nr 1 to zdjęcie Irmy Grese i Josefa Kramera wykonane na dziedzińcu aresztu w Celle 8 sierpnia 1945 roku. Zdjęcie nr 2 przedstawia aresztowane nadzorczynie w czasie publicznej "prezentacji" na dziedzińcu więzienia w Celle i pochodzi z kolekcji Stanleya Winfielda, który przekazał je do Vancouver Holocaust Education Centre, nr identyfikacyjny zdjęcia to: 93.08.0297k. Fotografia nr 3 to oczywiście Irma Grese na ławie oskarżonych w Lüneburgu (miała przypisany nr 9 do lepszej identyfikacji). Zdjęcie nr 4 to Helene Grese (w środku), młodsza siostra Irmy, w dniu ogłoszenia wyroku śmierci na jej siostrze. Właścicielem zdjęcia jest Imperial War Museum w Londynie. Zdjęcia nr 5 to Josef Mengele. 

Proponuję, aby pan Wichert nie pisał już nic więcej na temat nadzorczyń ani tym bardziej Irmy Grese! To moja rada, aby się nie zbłaźnić... tak na przyszłość. 

Pisząc o procesie sądowym, pan Wichert znowu nie ma racji. Możliwe, że nie zapoznał się z oświadczeniami Irmy Grese, w których przyznała się do winy, a co w późniejszym czasie mocno obciążyło ją w czasie publicznego odczytania tych oświadczeń. Irma Grese była w pełni świadoma swojego uczestnictwa w procesie Zagłady, wiedziała czym są komory gazowe i na czym polega służba nadzorczyń w obozach koncentracyjnych oraz gdzie leżała jej wina. Wyraźnie to powiedziała. 

*

Zaczynając pisać o Irmie Grese warto wziąć pięć głębokich oddechów. Inaczej można utonąć w morzu dziennikarskich bzdur i zafałszowanych faktów, które przez dziesięciolecia osiadły na sumieniu młodej strażniczki. W czasie swojej służby, Irma Grese tonęła w błocie Birkenau. Dzisiaj "tonie" w oparach absurdalnych oszczerstw, plotek i niezdrowej sensacji. Nie rzucajmy tej nadzorczyni "betonowego koła ratunkowego", jak mawiał mój historyk z liceum. Warto podać jej rękę i spróbować "uratować ją z tego bagna", aby nie powielać kłamstw, tylko wydobyć na światło dzienne prawdziwe informacje o życiu oraz śmierci tej dziewczyny. Dokumenty są dostępne i leżą spokojnie w The National Archives w Londynie, w Wiener Library w Londynie, w Canadian War Museum, w USHMM w Waszyngtonie, w Imperial War Museum w Londynie, w archiwum Muzeum Auschwitz w Oświęcimiu, w archiwum miasta Hameln oraz w kilku urzędach miast w Niemczech. Wystarczy po nie sięgnąć, aby ocalić chociaż tę jedną duszę sprawcy. Tylko tyle i aż tyle.   


Zobacz też:

Komentarze


Popularne posty:

Translate