3 sytuacje z udziałem nadzorczyń i więźniarek
Wśród wielu powojennych relacji oraz wspomnień można odnaleźć też i takie, w których przedstawiono bardzo nietypowe zachowania między nadzorczyniami a więźniarkami. Wybrałam trzy niezwykłe sytuacje jakie miały miejsce na terenie obozów koncentracyjnych, aby pokazać jak bardzo karykaturalnym miejscem mogły być kacety, a także to, w jaki sposób więźniarki próbowały radzić sobie w bezpośrednich kontaktach z nadzorczyniami. Zamieszczone zdjęcia pochodzą z filmu "Ostatni etap" w reżyserii Wandy Jakubowskiej z 1947 roku.
1. Skalanie niemieckiego munduru
Fragment z książki "Matylda", autor: Danuta Brzosko-Mędryk, 1970
"Ilona Wójcik, jasnowłosa tancerka, mimo, że występowała w roli kujawiaka, chciała pokazać się w lawinie złotych loków. Po umyciu głowy zakręciła papiloty.
W obozie!!!
Miała pecha. Do bloku na inspekcję wpadła Niemka. Nagle spostrzegła turban na głowie Ilony.
- Was ist denn looos?! Zawiązać chustkę pod brodą!
Wolno, ociągając się, dziewczyna rozwiązuje turban i oczom esesmanki ukazują się dziesiątki szmacianych papilotów.
Prask! - piekące uderzenie w twarz Ilony.
Prask! - to Ilona nie zostaje dłużna Niemce.
Nas ogarnęło przerażenie, esesmankę zatkała wściekłość. Po chwili - bijąc, kopiąc i wrzeszcząc - zapędziła więźniarkę do bunkra.
Nie spałyśmy do rana, bojąc się przyjazdu komendanta. Co ją czeka? Jeszcze przed paru miesiącami pewna śmierć, teraz w najlepszym wypadku karne komando lub sąd. A na pewno poza tym wszystkim zetną jej włosy.
Mata przybiegła do Ziny Bragińskiej: - Ratuj!
A sama pod okienkiem bunkra usiłowała pocieszyć Ilonę.
- Mato, o koncert niech się pani nie martwi... Będę tańczyła z ogoloną głową - doszedł zdumioną Matę głos z ciemności.
I znowu inteligencja więźniarki Ziny odniosła trumf nad tępotą Niemki.
- Pani aufzejerko, jeśli komendant dowie się, że pani pozwoliła uderzyć się Polce, spoliczkować häftlingowi, będzie wściekły. Za dopuszczenie do skalania munduru żołnierza niemieckiego może panią wysłać na front...
To wystarczyło. Nazajutrz przed przyjściem komendanta Ilonę wyrzucono z bunkra.
I tańczyła, połyskując lokami, a kryła się tylko przed wzrokiem spoliczkowanej Niemki".
Wyjaśnienie sytuacji: Więźniarki z obozu w Lipsku (jeden z podobozów Buchenwaldu, w którym znajdowała się fabryka HASAG) przygotowywały koncert dla współwięźniarek. Oczywiście więźniarkom nie wolno było kręcić loków, tak samo koncert był wydarzeniem przygotowywanym w konspiracji. Nic dziwnego, że nadzorczyni robiąc kontrole w baraku wpadła w szał widząc wystrojoną więźniarkę. Jednak najbardziej niezwykły jest fakt, że uderzona więźniarka sama uderzyła nadzorczynię. Niezwykle mało jest relacji, w których pokazano odwagę więźniarek bijących kogoś z personelu SS. Zazwyczaj za taki czyn groziła kara chłosty i wielotygodniowy bunkier lub nawet śmierć, co zresztą w tekście powiedziała narratorka. Akcja wydarzyła się już pod koniec wojny, stąd zapewne łagodniejsze zakończenie całej sytuacji. Polki wykorzystały strach Niemki przed komendantem, dzięki czemu więźniarka uniknęła surowej kary.
2. Zabawa z psem służbowym
Fragment z książki "Niemcy", autor: Piotr Zychowicz
"Ile było obozowych strażniczek?
Szacuje się, że od 4 do 5 tysięcy. Liczby te w świetle ostatnich badań wydają się nieco zaniżone. Okazuje się bowiem, że na terenie okupowanej Europy znajdowało się więcej obozów, niż nam się wydawało. A zgodnie z doktryną Himmlera więźniarki musiały być pilnowane przez strażniczki. Komendant mógł być mężczyzną, ale personel, który miał bezpośredni kontakt z więźniarkami, musiał być żeński. Tylko kobiety mogły wchodzić za druty. Przemieszczać się między barakami, robić kipisze, wymierzać kary fizyczne.
Czy te kobiety były złe z natury, czy stały się takie pod wpływem warunków panujących w obozach?
Większość z nich przeszła szkolenia dla strażniczek obozowych w specjalnym obozie w Ravensbrück. Uczono je tam skrajnego okrucieństwa. Ale z drugiej strony, skoro w ogóle trafiały na te szkolenia, to musiało być z nimi coś nie tak. Jeżeli bowiem ktoś dobrowolnie zgłasza się do takiej 'pracy', to albo działa z pobudek ideologicznych, albo jest sadystą, który ma nadzieję, że w obozie pofolguje swoim skłonnościom. Normalni ludzie robili wszystko, aby uniknąć służby w obozie. Niemcy na ogół wiedzieli, co się w nich dzieje. A one zgłaszały się tam na ochotnika.
Być może jednak stosunki panujące w obozach je zradykalizowały. Tak jak w słynnym eksperymencie Zimbardo, w którym grupa normalnych studentów zamieniła się w oprawców, gdy kazano im odgrywać rolę strażników.
Na pewno im bardziej te kobiety zagłębiały się w system obozowy, tym bardziej stawały się bestialskie. Gdy przekonywały się, że życie ludzkie nie ma żadnej wartości, że pobicie czy nawet zabicie człowieka jest bardzo proste, zaczynało je to fascynować. Pogrążały się w tym. Wydaje mi się jednak, że wiele z nich cały czas odgrywało pewną narzuconą sobie rolę, musiały się pilnować, żeby nie zapomnieć, gdzie się znajdują. Nosiły na twarzach maski.
Jak to?
Była więźniarka Birkenau opowiadała mi o pewnej strażniczce. Kobieta ta specjalizowała się w straszliwych wrzaskach. Podobno wrzeszczała tak, że więźniarkom ze strachu włosy stawały dęba na karku. Nigdy jednak nikogo nie biła, robotę wykonywał za nią pies. Wielki, zły wilczur, który na jej skinienie rzucał się na więźniarki. Kąsał je i gryzł tak okropnie, że wszystkie kobiety panicznie się go bały.
Owczarek niemiecki?
Oczywiście. Pewnego dnia moja rozmówczyni podpadła tej strażniczce i została poszczuta psem. Problem polegał na tym, że wytresowało go tak, by gryzł ludzi pachnących jak więźniowie. Ta kobieta zajmowała się zaś znakowaniem więziennych pasiaków, była więc przesiąknięta wonią terpentyny i farby. Zapach ten strasznie się psu spodobał i zamiast się na nią rzucić, zaczął machać ogonem i się łasić. Był zachwycony, gdy więźniarka zaczęła go głaskać i przytulać.
Co na to strażniczka?
Zupełnie zgłupiała. Coś poszło niezgodnie ze schematem i całkowicie wyszła ze swej roli. Przyłączyła się do tej więźniarki i też zaczęła głaskać i drapać za uchem swojego psa. Po chwili jednak się ocknęła, przypomniała sobie, że jest w Birkenau, i znów zaczęła się straszliwie wydzierać. Wszystko szybko wróciło do 'normy'. W tym wypadku mieliśmy więc do czynienia z osobą wyszkoloną do okrucieństwa".
Wyjaśnienie sytuacji: To fakt, wiele nadzorczyń, zwłaszcza tych młodszych nieraz zapominało się w czasie służby, gdzie pracują. Całkowicie ignorowały otoczenie, skupiając swoją uwagę na męskiej załodze SS lub rozmawiając z koleżankami czy bawiąc się z psem. Te sytuacje często wykorzystywały więźniarki na swoją korzyść. Nieraz zdarzało się, że więźniarki próbowały rozmawiać z nadzorczynią lub coś od niej dostać, kiedy zaobserwowały jej lepszy nastrój czy chęć jakiejkolwiek interakcji. Nadzorczynie były wyuczone zachowywać się tak, a nie inaczej wobec więźniarek. Same także miały świadomość, że są obserwowane przez inne nadzorczynie i każde odstępstwo od wyuczonej 'normy' niosłoby dla nich samych groźne konsekwencje.
3. "Warszawianka" na placu apelowym
Fragment z książki "Mury. Harcerska konspiracyjna drużyna w Ravensbrück", 1986
Wspomnienie Katarzyny Kawurek-Matejowej:
"Nigdy nie zapomnę tego zdarzenia. Maszerowałyśmy - cała nocna zmiana - w piątkach na 'vorne' (plac przed kuchnią). W środku stała esesmanka z psem u nóg i przyglądała się zmęczonym, z trudem wlokącym nogi postaciom. Nagle zaskrzeczała:
- Deutsche singen! /Niemki śpiewać!/
Trudno było dosłuchać się melodii, nie podobał się esesmance ten śpiew. Zdenerwowana po nieudanej próbie z Niemkami rozkazała to samo Francuzkom, te nie podjęły śpiewu. Szłam w grupie, gdzie było kilka harcerek, wśród naszych piątek przeszedł kolejno szept: Jak każe nam śpiewać, zaśpiewamy 'Warszawiankę'!
I rzeczywiście zabrzmiała komenda.
- Polen singen!
Na to czekałyśmy. Boże! Co to był za śpiew! Dotąd śpiewałyśmy w ukryciu, gdzieś w kątach, rzadziej na bloku, a teraz głośno, całą piersią. Śpiew porwał wszystkie maszerujące Polki, rozbrzmiewał echem pobliskiego lasu a esesmanka zadowolona stwierdziła:
- To był śpiew. Polen, noch einmal dasselbe. /Polacy jeszcze raz to samo/.
Razem ze słowami tej pieśni brzmiał gniew za niezasłużoną karę pozbawienia wolności. I znowu pieśń bojowa, której słów Niemka nie rozumiała:
Hej! kto Polak na bagnety!
Żyj swobodnie Polsko żyj!
Po kilku dniach dowiedziałyśmy się, że koleżanki, będące podówczas w bunkrze, rzucały się sobie w ramiona myśląc, że wolność nadeszła i opuszczą bunkier".
Wyjaśnienie sytuacji: Bardzo często więźniarki wykorzystywały nieznajomość języka polskiego u Niemców, czy to w trakcie pracy wołając do pracujących więźniarek po polsku, aby wolniej pracowały takim tonem jakby się je pospieszało, czy to w czasie marszu śpiewając polskie piosenki patriotyczne, których słów nadzorczynie nie rozumiały. W późniejszych latach, kiedy załoga SS rozumiała mniej więcej o czym śpiewają Polki, zakazała jakichkolwiek pieśni w czasie marszu do pracy lub w trakcie powrotu do obozu.
Zobacz też:
Komentarze
Prześlij komentarz