5 obrzydliwych rzeczy, które robiły nadzorczynie
Głównym zadaniem nadzorczyń pracujących w obozach było pilnowanie więźniarek. Większość niemieckich kobiet brzydziła się jakiejkolwiek bliższej interakcji z więźniarkami. Stąd też tak dobre zabezpieczenie strażniczek przed fizycznym kontaktem z chorymi więźniarkami w postaci rękawiczek, wysokich butów oraz szpicrut, którymi mogły dotykać więźniarki na odległość. Jeśli nadzorczyni nie musiała, to z własnej woli nie pchała się między szeregi więźniarek. Z tego też powodu podczas wielogodzinnych apeli, więźniarki musiały stać w dużej odległości od siebie, aby nadzorczyni licząca kobiety, mogła przejść swobodnie między szeregami, nie stykając się z żadną więźniarką. Nadzorczynie nie chciały ryzykować własnym zdrowiem. Były jednak wśród nich takie, które przekładały swoje sadystyczne potrzeby ponad zdrowie czy obowiązujące przepisy i z premedytacją wchodziły w bardzo bliski kontakt z więźniarkami. W tym wpisie chciałabym pokazać właśnie te skrajne przykłady strażniczek, które bardzo brutalnie ingerowały w cielesność więźniarek, chcąc mieć nad nimi całkowitą władzę i kontrolę.
Nadzorczynie wykonywały różne obrzydliwe czynności wobec więźniarek. Obrzydliwe zarówno dla nich samych, jak i dla ich ofiar, które nie mogły w żaden sposób zaprotestować lub tym bardziej uciec. Różnica w tym wypadku polega też na tym, że to same nadzorczynie doprowadzały do tych sytuacji! Nadzorczynie zawsze stały na wygranej pozycji. Warto też tutaj nadmienić, że nadzorczynie naginały regulamin obozowy i często z własnej, nieprzymuszonej woli maltretowały więźniarki stosując różnorodne techniki manipulacji oraz przemocy fizycznej lub seksualnej. Strażniczki mogły dowolnie 'zabawiać się' z więźniarkami wedle własnych potrzeb i upodobań, nikt ich z tego nigdy nie rozliczał ani nie zwracał im uwagi, w jaki sposób kierują podległym sobie więźniarkom w bloku czy w komandzie. Tylko jeden raz w oficjalnym komunikacie z komendantury nadzorczynie zostały poproszone o niestosowanie tak brutalnej przemocy wobec więźniarek, co skutkuje ich słabszą kondycją fizyczną i gorszą pracą. Nadzorczynie NIE MOGŁY samodzielnie wymierzać kar więźniarkom - jedyną czynnością, którą mogły wykonać na miejscu było napisanie meldunku karnego i przesłanie go do biura kierowniczki obozu.
Wybrałam pięć czynności, wzbudzających powszechne obrzydzenie, krytykę oraz pogardę, a które były charakterystyczne dla rzeczywistości obozu koncentracyjnego. Te praktyki były powszechnie stosowane przez nadzorczynie w różnych obozach, ale także (a może przede wszystkim) w podobozach.
1. "Taniec motyli" - nadzorczynie pełniące funkcję kierowniczek bloków uwielbiały kontrolować wygląd oraz stan ubioru podległych sobie więźniarkom. Takie kontrolne wizyty nadzorczyni, zazwyczaj wieczorem, kończyły się często biciem i poniżaniem więźniarek. Kontrola polegała na częściowym rozbieraniu kobiet (rozbierały się same lub nadzorczyni przy pomocy 'funkcyjnych' siłą zdzierała ubranie) i dokładnym sprawdzeniu stanu odzieży i czystości ciała więźniarek. Jeśli więźniarka miała wszy lub wrzody, nadzorczyni mogła zapisać jej numer i skierować w czasie selekcji na śmierć lub w łagodniejszej formie wysłać na rewir. Za brak elementów garderoby, przyszytych guzików, zgubienie chustki lub za dodatkowe kieszonki czy woreczki doszyte nielegalnie w pasiaku przez więźniarkę - mogła ona otrzymać od nadzorczyni meldunek karny, a z pewnością natychmiastową karą doraźną było bicie takiej więźniarki. Były nadzorczynie, które z wielką satysfakcją dokonywały takich 'przeglądów' więźniarek, bez zawahania ingerowały w ich cielesność i nie obawiały się żadnych przykrych konsekwencji w postaci zarażenia od chorych więźniarek.
„Pełniąc obowiązki Blockleiteriny bloku nr 11 w Ravensbrück w czasie zamieszkiwania w nim Żydówek, wywiezionych następnie w transport w 'nieznane', zamieszkały później w większej części przez Polki z transportu warszawskiego i lubelskiego z 22 września 1941 roku, dała się poznać jako jedna z najsurowszych Blockleiterin. Biła wciąż przy byle okazji. Miała zwyczaj wskakiwania przez okno i dopadania pierwszej z brzegu więźniarki, którą rozbierała, badając czy jest przepisowo ubrana. Wskakiwała na stół, żeby zobaczyć z góry, czy która nie jest uczesana z przedziałkiem, obchodziła więźniarki ustawione do apelu, rewidując im kieszenie i karząc za znalezienie czegoś poza chustką do nosa i dozwolonego kawałka papieru, np. grzebienia, listu z domu itp. Za te wszystkie przekroczenia biła i niszczyła listy. Biła zwłaszcza za zauważoną rozmowę w czasie czekania na apel. Często robiła karne meldunki z błahych powodów, np. nie dość idealnie posłane łóżko. Stwarzała atmosferę nieustannego lęku, trudną do wytrzymania nerwowo”.
Hiszpańska Maria, Sobieszczańska Janina
Biblioteka Narodowa w Warszawie
Więźniarki wykonywały tzw. "taniec motyli" przed nadzorczynią: defilując przed kierowniczką bloku, kolejno podnosiły do góry ręce, jednocześnie obracając się dookoła własnej osi - pokazując, że pod pachami nie mają w pasiaku żadnych dziur. Następnie musiały przejść w drugą stronę, tym razem podciągając swoje sukienki i prezentując stan pończoch oraz majtek.
„Co kilka dni musiały się poddawać upokarzającej i niebezpiecznej w skutkach kontroli: defilowały jedna za drugą przed dozorczynią, demonstrowały ręce, uszy, szyję, podnosiły ramiona w górę, by dowieść, że suknia pod pachami nie rozdarta, wykonywały osobliwe piruety, by pokazać, że nie ma dziur na pięcie. Nazywałyśmy to 'tańcem motyli'”.
Wanda Dobaczewska
"Kobiety z Ravensbrück"
Podobne relacje można znaleźć wśród byłych więźniarek pracujących w komandach fabrycznych. Niemal każda z nich pamięta kontrole nadzorczyń, które stosowały przemoc fizyczną za jakiekolwiek odstępstwo od regulaminu obozowego, zwłaszcza za zniszczone części garderoby u więźniarek.
"Nie miałyśmy pończoch i skarżyłyśmy się, że marzną nam nogi od betonowej posadzki. Nie pamiętam już, czy jakiś majster wstawił się za nami, w każdym razie dostałyśmy podkolanówki. Ale w za dużych drewniakach szybko się poprzecierały. Wtedy aufseherki dały nam kawałki dywanów do łatania dziur na piętach. Ale nie wszystkie miały igłę. Potem na apelu musiałyśmy stać z tymi podkolanówkami przewieszonymi przez ramię. Aufseherki sprawdzały i jeśli któraś nie przyszyła łaty, okropnie biły, w twarz. Niejedna straciła wtedy zęby, niektóre mdlały".
Danuta Goga (w obozie Ziemkiewicz)
"Widziałam nazwę Bosch. Polskie więźniarki w fabryce
Dreilinden Maschinenbau GmbH 1944-1945"
2. "Panowanie nad potrzebami" - powszechną metodą stosowaną przez nadzorczynie w obozach, mającą na celu dodatkowe udręczenie więźniarek, był zakaz korzystania z toalety bez zgody personelu SS i poza wyznaczonym czasem. W czasie pracy więźniarki mogły korzystać z toalety tylko raz, lub dwa razy w ciągu dwunastogodzinnej zmiany, co przy tak dużej ilości osób było właściwie niemożliwe do zrealizowania. Ten dziwny i brutalny przepis wynikał prawdopodobnie z dwóch powodów. Po pierwsze: każda więźniarka idąca do toalety powinna być eskortowana przez nadzorczynię. Po drugie: jeśli co chwila więźniarki prosiłyby o możliwość pójścia do toalety zakłóciłoby to ogólną pracę w fabryce. Stąd też zastosowano regulamin, w którym wyznaczono konkretne przerwy na toaletę. Biada tej więźniarce, która nie wytrzymała i załatwiła swoją potrzebę dosłownie pod siebie.
"W czasie pracy nie wolno było wychodzić do toalety wtedy, kiedy się potrzebowało, tylko w oznaczonej godzinie: od 8-ej do 9-ej rano, od 4-ej do 5-ej po południu, i w tym czasie około 200 osób musiało się załatwić. Wychodziłyśmy w kolejności miejsc trójkami: 'drei raus'. Poza tymi godzinami nie wolno było nawet chorym na żołądek wychodzić. Poprzeziębiane z powodu długiego stania na apelach, cierpiące na t.zw. durchfall z powodu zimna i złego odżywienia, wiły się po prostu w boleściach, a wyjść nie było wolno. Zdarzył się kiedyś taki wypadek, że młoda 14-letnia cyganka trzykrotnie prosiła aufzjerkę, by pozwoliła jej wyjść do toalety, gdyż dłużej nie wytrzyma. Aufzjerka odmówiła, i nastąpiła katastrofa. Wtedy aufzjerka kazała jej zawiesić na piersiach i plecach kartkę z napisem: 'Emmi jest wielką świnią, bo narobiła w majtki'. Z temi kartkami musiała Emmi stać przy wychodzeniu zmiany dziennej, i wchodzeniu nocnej, tak, żeby obydwie zmiany to widziały. Aufzjerka uważała, że wprawi tą 'dowcipną' karą w dobry humor i ośmieszy wobec nas młodą Emmi. Skutek był wprost przeciwny. Na żadnej twarzy nie pojawił się uśmiech, a za to mogła wyczytać pogardę dla siebie. Małą Emmi wszystkie pocieszałyśmy, mówiąc: 'nie martw się, nie wstydź się, nas też to może spotkać, i wcale się z ciebie nie śmiejemy'. Na pocieszenie dała jej jedna z więźniarek kilka kostek cukru i dwa ciastka".
Zofia Majoch, protokół przesłuchania świadka nr 459
Polski Instytut Źródłowy w Lund
Więźniarki próbowały załatwiać swoje potrzeby fizjologiczne tak, aby nie zauważyła tego nadzorczyni. Łatwiej było to wykonać pracując w polu, trudniej jeśli siedziało się lub stało przez wiele godzin w hali fabrycznej. Za nieutrzymanie 'swoich potrzeb' więźniarki były bite w obecności pozostałych kobiet, często też cywilnych pracowników fabryki.
"Nawet tak intymna i niezależna od ludzkiej woli sprawa, jak potrzeba fizjologiczna, również podlegała regulaminowi. Z urządzeń klozetowych wolno było także korzystać jedynie w ściśle określonych godzinach. Poza tymi godzinami należało panować nad swoimi potrzebami naturalnymi, jak nam to kiedyś wyjaśniła jedna z dozorczyń".
Wanda Dobaczewska
"Kobiety z Ravensbrück"
3. "Intymna rewizja" - jedną z najobrzydliwszych czynności, których dopuszczały się niektóre nadzorczynie była rewizja więźniarek w czasie przyjmowania nowego transportu do obozu. W budynku łaźni kobiety musiały się rozebrać, każda z nich przechodziła przez rewizję osobistą, zazwyczaj przeprowadzaną przez więźniarki funkcyjne pracujące w łaźni. Tutaj golono kobietom włosy na głowie oraz z intymnych części ciała. Zdarzało się, że najbardziej zwyrodniałe nadzorczynie same przeprowadzały kontrolę ciała więźniarek, zwłaszcza tych młodych. Część z tych nadzorczyń może liczyła, że znajdzie jakieś niewielkie kosztowności ukryte w zakamarkach ciał więźniarek, inne może chciały w ten sposób ulżyć swoim własnym potrzebom seksualnym, traktując rewizję więźniarek niczym źródło przyjemności seksualnej. Podobnie jak mężczyźni z załogi SS w innych obozach, tak i w Ravensbrück nadzorczynie wyszukiwały zdrowo wyglądających młodych dziewcząt, aby je seksualnie zdominować. Fakty są takie, że w czasie takiego 'badania' ginekologicznego wiele młodych kobiet i dziewcząt straciło w obozie swoje dziewictwo z... palcami nadzorczyni.
Po pracy na rewizję stałyśmy w stroju 'Ewy', w jednej ręce trzymając buty, a w drugiej pasiak. Esesmanka przeprowadzała rewizję osobistą w rękawiczce ginekologicznej. Mimo tego czasami udało się wysortować i przenieść na lagier leki np. 'Mitygol', lek przeciw świerzbowi, a byłyśmy toczone przez świerzb".
Genowefa Nóżkowska, KL Auschwitz, nr 24183
4. "Ludzkie wydzieliny" - tuż za rewizją osobistą, jako przykład obrzydliwych rzeczy, które dokonywały nadzorczynie w obozach, można podać wszelkie brutalne zachowania strażniczek, które miały związek z ludzkimi wydzielinami. Pracując w obozie nadzorczynie musiały stykać się z ludzkim moczem, kałem, potem, śliną, ropą, a przede wszystkim z krwią. Poprzez sadystyczne zachowanie, to właśnie nadzorczynie często powodowały trwały uszczerbek na zdrowiu więźniarek, okaleczając je lub powodując ich śmierć.
"Grupa kobiet została przydzielona do łuskania kolb kukurydzy. Jedna z Polek po spożyciu surowej kukurydzy przy wygłodzonym żołądku dostała silnych boleści. Wówczas dozorczyni Herzinge wijącą się w bólach kobietę wywlokła na dziedziniec i zaprzęgła do kieratu nie żałując jej przy tym razów batem. Oszalała z bólu kobieta zaczęła uciekać (...) Rozbawiona tym dozorczyni przy dzikim wrzasku czarnych i zielonych łat, jeszcze bardziej zaczęła bić delikwentkę po twarzy i głowie. Kiedy kobieta padła zemdlona, ocucono ją kilkoma wiadrami zimnej wody i zabawę zaczęto od nowa. Dopiero interwencja Polek u dozorczyni Burman przerwała tą bestialską zabawę. Dozorczyni Burman nie cechowało takie zezwierzęcenie i bestialstwo. Była stanowcza, ale nie dopuszczała się rękoczynów".
Irena Biernacka, nr 8114
Archiwum obozu Ravensbrück
Biblioteka Narodowa w Warszawie
5. "Jeśli nie chcesz swojej zguby..." - obrzydliwą rzeczą, jakiej dopuszczały się nadzorczynie w obozie była kradzież mienia należącego do Rzeszy Niemieckiej. Przekupstwo nadzorczyń osiągało w obozach niewyobrażalne rozmiary i było często kartą przetargową pozwalającą załatwić 'na lewo' różne usługi za aprobatą nadzorczyń. Po dokładniejszym rozeznaniu się, więźniarki doskonale wiedziały, która nadzorczyni jest przekupna i po otrzymaniu podarunku będzie przymykać oko na różnorodne sprawy więźniarek. Handel w obozie między nadzorczyniami a więźniarkami był oczywiście oficjalnie zakazany! Za przyłapanie zarówno jednej jak i drugiej strony na dawaniu łapówek groziły bardzo surowe kary. Jednak zamknięty świat obozu rządził się swoimi własnymi prawami. Niekiedy donos od więźniarek na nadzorczynie domagające się podarunków działał na korzyść tych pierwszych, jak było w przypadku warsztatu wyrobów artystycznych 'Kunstgewerbe'.
"Kunsgewerbe wiele mi pomagało dostarczając wyrobów na przekupywanie aufzejerek. Zawsze jednak robiłam to z własnej inicjatywy, tam gdzie to było potrzebne. Tak np. nie dałam niczego aufsejerce ze Strafbloku, potwornej Lehman. Nic bym i tak przez to nie osiągnęła. Zażądała eleganckich butów słomianych i torby. Odmówiłam. Groziła mi. Po namyśle złożyłam zażalenie esesmanowi Grafowi, mówiąc, że esesmanki zaczepiają mnie na Lagrowej i chcą wyrobów z warsztatu 'po cichu'. Oczywiście powiedziałam, że nie mogę podać nazwisk, bo nie znam wszystkich. Powtórzył to komendantowi i wszystkie aufsejerki otrzymały surowy zakaz wchodzenia do Kunstgewerbe. Moja aufsejerka ze zdziwieniem opowiedziała mi tę historię".
Stanisława Schönemann-Łuniewska
"Kobiety z całej Europy"
Niekiedy na jaw wychodziły różne afery z kradzieżą dokonywaną przez nadzorczynie. Jeśli chodzi o przywłaszczanie sobie mienia należącego do Rzeszy Niemieckiej - tutaj nawet nadzorczynie nie mogły pozostać bezkarne!
"Paczkarnia w obozie Ravensbrück k ma też swoją historię, której epilog rozegrał się w bunkrze. Paczki od rodzin więźniarek zaczęły przychodzić na przełomie 1942/43 roku (...) Hulan, Aufsejerka z paczkarni robiła złoty interes. Za skradzione przez siebie z paczek artykuły żywnościowe kupowała futra i biżuterię od więźniarek z Betriebów. Taki stan trwał do lata, dopóki jej nie aresztowano. Pamiętać należy, że 'dobro i dochody' lagrów stanowiły źródło zysków nie tylko Rzeszy, ale i prywatnie wielkich bonzów, z Himmlerem na czele. Stąd tępienie przez wielkich złodziei SS małych złodziei SS. Ramdohr, szef Gestapo obozu przywiózł do Ravensbrück kuśnierza, (u którego Hulan przechowywała futra), a z nim jako łupy dwie ciężarowe platformy odzyskanych futer, bielizny i odzieży. Była to jedna z większych afer na terenie obozu".
Stanisława Schönemann-Łuniewska
"Kobiety z całej Europy"
5. "Jeśli nie chcesz swojej zguby..." - obrzydliwą rzeczą, jakiej dopuszczały się nadzorczynie w obozie była kradzież mienia należącego do Rzeszy Niemieckiej. Przekupstwo nadzorczyń osiągało w obozach niewyobrażalne rozmiary i było często kartą przetargową pozwalającą załatwić 'na lewo' różne usługi za aprobatą nadzorczyń. Po dokładniejszym rozeznaniu się, więźniarki doskonale wiedziały, która nadzorczyni jest przekupna i po otrzymaniu podarunku będzie przymykać oko na różnorodne sprawy więźniarek. Handel w obozie między nadzorczyniami a więźniarkami był oczywiście oficjalnie zakazany! Za przyłapanie zarówno jednej jak i drugiej strony na dawaniu łapówek groziły bardzo surowe kary. Jednak zamknięty świat obozu rządził się swoimi własnymi prawami. Niekiedy donos od więźniarek na nadzorczynie domagające się podarunków działał na korzyść tych pierwszych, jak było w przypadku warsztatu wyrobów artystycznych 'Kunstgewerbe'.
"Kunsgewerbe wiele mi pomagało dostarczając wyrobów na przekupywanie aufzejerek. Zawsze jednak robiłam to z własnej inicjatywy, tam gdzie to było potrzebne. Tak np. nie dałam niczego aufsejerce ze Strafbloku, potwornej Lehman. Nic bym i tak przez to nie osiągnęła. Zażądała eleganckich butów słomianych i torby. Odmówiłam. Groziła mi. Po namyśle złożyłam zażalenie esesmanowi Grafowi, mówiąc, że esesmanki zaczepiają mnie na Lagrowej i chcą wyrobów z warsztatu 'po cichu'. Oczywiście powiedziałam, że nie mogę podać nazwisk, bo nie znam wszystkich. Powtórzył to komendantowi i wszystkie aufsejerki otrzymały surowy zakaz wchodzenia do Kunstgewerbe. Moja aufsejerka ze zdziwieniem opowiedziała mi tę historię".
Stanisława Schönemann-Łuniewska
"Kobiety z całej Europy"
Aufseherin Hilde Hulan |
"Paczkarnia w obozie Ravensbrück k ma też swoją historię, której epilog rozegrał się w bunkrze. Paczki od rodzin więźniarek zaczęły przychodzić na przełomie 1942/43 roku (...) Hulan, Aufsejerka z paczkarni robiła złoty interes. Za skradzione przez siebie z paczek artykuły żywnościowe kupowała futra i biżuterię od więźniarek z Betriebów. Taki stan trwał do lata, dopóki jej nie aresztowano. Pamiętać należy, że 'dobro i dochody' lagrów stanowiły źródło zysków nie tylko Rzeszy, ale i prywatnie wielkich bonzów, z Himmlerem na czele. Stąd tępienie przez wielkich złodziei SS małych złodziei SS. Ramdohr, szef Gestapo obozu przywiózł do Ravensbrück kuśnierza, (u którego Hulan przechowywała futra), a z nim jako łupy dwie ciężarowe platformy odzyskanych futer, bielizny i odzieży. Była to jedna z większych afer na terenie obozu".
Stanisława Schönemann-Łuniewska
"Kobiety z całej Europy"
W moim przekonaniu przeprowadzenie selekcji była najobrzydliwszą czynnościa która wykonywały nadzorczynie
OdpowiedzUsuńO selekcjach jest osobny wpis, bo to poważniejsza sprawa. Tutaj chciałam się skupić raczej na codziennych czynnościach dotyczących więźniarek. Selekcje to już była ostateczność.
UsuńSelekcje są obszernie omówiłaś w odrębnym wpisie. Z całą pewnością nie były przeprowadzane codziennie. Pięć podanych czynności było wykonywanych codziennie. Ze względu na skrajnie zbrodniczy charakter selekcji sądzę, że warto było zamieścić w tym miejscu krótką wzmiankę i odnośnik do wpisu o selekcjach
UsuńGdyby się tak zastanowić - można byłoby napisać o wiele więcej takich przykładów na obrzydliwe czynności, których dopuszczały się nadzorczynie. Selekcje zazwyczaj były zarządzane odgórnie, a podane przeze mnie przykłady to działania podejmowane raczej dobrowolnie przez strażniczki. Nie musiały tego robić, jednak uznawały, że to będzie dobra okazja do dodatkowego dręczenia więźniarek.
UsuńIs that you in the uniform? Could you post more pictures? They very high quality.
OdpowiedzUsuńI can't post any pictures in uniform... sorry.
Usuń
UsuńJestem przekonany, że twoja uwaga jest jak najbardziej prawdziwa. Groza sytuacji w której znalazły się więźniarki wynikała zarówno z regulaminu obozowego i systemu oficjalnych kar jak i w jeszcze większym stopniu z działań podejmowanych dobrowolnie przez nadzorczynie i więźniarki funkcyjne. Chęć zaspokojenia sadystycznych skłonności, nuda, chęć przypodobania się przełożonym były silnie działającymi czynnikami nasilającymi dodatkowe dręczenie więźniarek. Myślę,że wszystko to było nasilone przez lęk narażenia się na oskarżenie o okazywanie litości dla wrogów Rzeszy.