KZ Genshagen: niewolnicza praca dla Daimler-Benz

 
Podróż śladami "Róży z  Ravensbrück": Ludwigsfelde
 

W wielu miejscach w Europie zostały posadzony różane krzewy specjalnie poświęcone pamięci ofiar obozu Ravensbrück. Roślina, która zgodnie z wolą ocalałych kobiet z obozu koncentracyjnego w Ravensbrück, jest symbolem radości życia - powinna być pielęgnowana przez tych, którzy podążają za nią upamiętniając tych, którzy nie przeżyli. Odmiana nazywana została „Zmartwychwstaniem”.
 
250 różanych sadzonek "Zmartwychwstania" zostało posadzonych jesienią 2014 roku w Bürgerpark w miejscowości Ludwigsfelde. W 2015 roku miejsce zasadzenia róż zostało zaprezentowane wyjątkowym gościom: francuskim byłym więźniarkom, które pracowały niewolniczo w czasie wojny w fabryce silników lotniczych Daimler-Flugmotorenwerk.

Wśród naocznych świadków, którzy przeżyli pracę przymusową podczas II wojny światowej i byli tu wczoraj z krewnymi i studentami z Francji, była Lilli Leignel. Miała jedenaście lat, gdy deportowano jej matkę oraz jej braci. Przeżyli; ojciec zmarł w Buchenwaldzie. Również Jean-Claude Passerat był wczoraj w Ludwigsfelde, urodzony w Ravensbrück. Z flagą francuskiego komitetu Amicale Ravensbrück, byłe więźniarki zwiedziły zasadzone róże oraz dzieliły się swoimi tragicznymi wspomnieniami. Uczniowie z kursu francuskiego w Gimnazjum im. Marie Curie Ludwigsfelde wnieśli wkład w uroczystość deklamując prozę oraz poezję. „Jesteście przyszłością i będziecie kontynuować nasze obchody” - odpowiedzieli im francuscy goście.


*  *  *

"W Ravensbrück byłyśmy już tylko numerami. Ja miałam numer 68648, moja mama 68649 a moja siostra 68650. Wkrótce przybyli fabrykanci z zamiarem wyszukania pracowników. Byłyśmy zawstydzająco dokładnie oglądane i wybierane. Stałyśmy jedna za drugą, nagie. Matki, siostry, ciotki i babki, to nie zdarzało się nawet w domu. A wszystko w obecności strażniczek z SS, niemieckiego oficera i fabrykantów z Daimlera. Oni oglądali nas dokładnie, od stóp do głów. Zaglądali nam nawet do ust, jak bydłu".
Eugenia Chałupszyńska-Hamula, z d. Goldberg, jedna z więźniarek Genshagen

Już w roku 1934 Goebbels zaproponował Daimlerowi - jako „najważniejszej dla potrzeb wojny wytwórni silników” produkcję wyposażenia dla nazistowskich maszyn latających ogromną halę służącą ostatecznemu montażowi, planowaną w Genshagen od roku 1940. „Nowy gigantyczny projekt” działający od roku 1942 – nazwano „Niemiecka halą”. Od jesieni 1944 roku w zakładzie, który w międzyczasie awansował jako wzorcowy zakład narodowych socjalistów, pod nadzorem strażniczek z SS, 1100 kobiet, w tym 725 Polek musiało montować legendarne silniki serii DB 601-610. Na pewno po zmontowaniu samolotów typu Jäger Me 109 i Me 110 oraz bombowców He 110, He 111 i He 177 miały one siać śmierć i zniszczenie w ojczyznach tych kobiet.Od jesieni 1944 roku w fabryce silników lotniczych Daimler istniał obóz pracy przymusowej, w którym zatrudniono 1100 więźniów różnych narodowości, także kobiety z obozu koncentracyjnego Ravensbrück.


Alicja Protasiewicz stojąc nad brzegiem jeziora Schwedt i patrząc na wieżę kościelną po przeciwnej stronie jeziora w miasteczku Fürstenberg, opowiedziała, co myślała i czuła, patrząc z tego miejsca jako młoda dziewczyna w obozie pracy:

"Kiedy wówczas stałam tu nad jeziorem i patrzyłam na kościół na drugim brzegu, myślałam: Mój Boże, kościół jest tak blisko, tak blisko jest miasto, gdzie ludzie żyją normalnie. Modlą się przecież też do Boga, a tuż obok ludzie są zabijani w tak bestialski sposób. Jak mogą do tego dopuścić ? Tam ludzie modlą się na mszy, a tu ludzie są zabijani. To jest tak blisko, zaraz za jeziorem. Tego nie mogłam zrozumieć, przecież też byliśmy ludźmi. Dlaczego tam nie wiedzieli, jak tutaj ludzie cierpieli, jak umierali ? I prowadzili tam zupełnie zwyczajne życie. Starałam dostosować się do zastanych warunków, pomimo że było to niesłychanie trudne, ponieważ praca była ponad nasze siły, a porcje żywnościowe dużo za małe. Kilka miesięcy po naszym przybyciu do Genshagen zmarła moja najlepsza przyjaciółka – Stefania Barenholc, która była wykończona nie tylko psychicznie, ale też fizycznie. Musiałam pracować na jej stanowisku. Niemiecki majster powitał mnie słowami: „Jeśli będziesz płakać, też umrzesz".

W tych dramatycznych sytuacjach wiele polskich dziewcząt i kobiet znajdowało oparcie w wierze. Maria Kozłowska, która już nie może do nas dołączyć – siedem lat temu nie obudziła się pewnego ranka – tak opowiadała w 50. rocznicę wyzwolenia obozu w Ravensbrück:

"Piękna, młoda dziewczyna, która pracowała przy mnie, cały czas się modliła. Tak, jakby czuła wewnętrzne powołanie, misję. Jak święta. Zrobiła różańce dla koleżanek. Formowała kuleczki z chleba i robiła z nich różańce. Chciałyśmy oddać jej chleb, który zużyła dla nas, bo przecież potrzebowała co najmniej kromkę chleba na każdy różaniec. Ale nie chciała wziąć od nas chleba. Robiła to, abyśmy mogły się modlić. Dla nas jest to cenna pamiątka. Chronię ją bardziej, niż chroniłabym cenny klejnot, jeśli bym taki posiadała. Ogromną perły nie chroniłabym tak, jak tego różańca. I kiedy umrę, przekażę go córce i wnukom. Żeby wiedzieli, że były tam takie cudowne osoby, w tak nieludzkich czasach. To też nam pomogło przetrwać".

 
W pierwszych miesiącach po upadku muru berlińskiego i otwarciu granicy z NRD, Muzeum Techniki i Pracy zleciło mi badania w Mannheim i zaprowadziło mnie do Ludwigsfelde, aby na dostępnym teraz terenie w puszczy Genshagen w okolicach Berlina, badać byłe zakłady wojenne Daimlera. W wywiadzie do „Księgi Daimlera-Benza” w roku 1986 Rosjanin Simon Guljakin opowiedział nam o swoich trzech latach wśród niemal 10 000 robotników przymusowych w tych zakładach. Jednak historia 1100 kobiet z obozu pracy przymusowej w Ravensbrück, które od jesieni 1944 roku musiały montować silniki Messerschmittów i bombowców Heinkel, wyszła na światło dzienne dopiero po obszernych poszukiwaniach i dzięki filmowi „Gwiazda i jej cień”.

To trwale wystraszyło niektórych menadżerów, troszczących się o wizerunek firmy. Dzięki finansowanemu przez Daimlera rocznemu kontraktowi, 50 lat po wyzwoleniu obozu pracy przymusowej w Ravensbrück, jako pracownikowi naukowemu zajmującemu się pomnikiem pamięci ofiar z tego obozu, pozwlono mi rozwinąć pierwszy, nadający kierunek model: włączenie koncernu w rozliczenie jego przeszłości w ramach zadań pomnika pamięci ofiar obozu pracy przymusowej. Istotnym wsparciem i podstawą moich badań była wydana w NRD praca Dietricha Eichholtza „Niemiecka gospodarka wojenna 1939-1945”. W jednej z ekspertyz dla Ravensbrück i Daimlera Eichholtz tłumaczył: „Ponieważ wiem, że badanie historii dawnego kobiecego obozu pracy przymusowej w Ravensbruck nie odgrywało przez dziesięciolecia żadnej roli, także w NRD, uważam planowane zbieranie materiałów za celowe. Naszym obowiązkiem jest nadrobienie tych zaniedbań przez pokazanie historii i dnia codziennego jednego z takich obozów” w puszczy Genshagen.



Po roku 1969 Daimler zaprzeczył, jakoby w jego zakładach kiedykolwiek zatrudniano robotników przymusowych, kiedy sekretarz „Comite International de Camps”4 (były więzień Oświęcimia) i autor Hermann Langbein ponaglał sprawę uznania odszkodowania dla Polek z Genshagen. Tak były potajemnie sabotowane wcześniejsze opracowania, w sprawie moralnego i finansowego uznania dla dawnych robotnic przymusowych. Ostatecznie odszkodowania zostały wymuszone trzy dekady później poprzez pozwy zbiorowe, wezwania do bojkotów i narastające wówczas problemy z wizerunkiem Daimlera w USA. Wypłacono je przez fundację „Pamięć, odpowiedzialność, przyszłość”. W gorącym okresie trwających latami sporów o odszkodowania dla robotników przymusowych, wygłosiłem na walnym zgromadzeniu akcjonariuszy w roku 2000 przemówienie, które zakończyłem wezwaniem:„uhonorujmy pamięć zmarłych i zamordowanych robotników przymusowych minutą ciszy”.
 
W Internecie pod adresem www.gesichter-der-zwangsarbeit.de można odnaleźć fragmenty "Obrazów, które pozostają na zawsze", filmów opowiadających o robotnicach przymusowych "Gwiazda i jej cień", jak również biografię z obrazami Edith Kiss. Sukcesywnie będę tam informował o mojej dalszej pracy i planach na przyszłość. Chętnie odpowiem na pytania albo wskazówki do mojej pracy: helmuth.bauer@web.de

Źródło: Helmuth Julius Bauer "Polsko-niemiecko-polskie przeżycia…"

 












 
 

Zobacz też: 

Komentarze

  1. Anonimowy19.7.22

    Proszę o sprostowanie w artykule nazwiska mojej cioci. Poprawne brzmienie to Eugenia Chałupczyńska-Hamuła. Jerzy Kowalski

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonimowy19.7.22

    Proszę cytować moją ciocię Eugenię Chałupczyńką-Hamułę dokładnie. Słowa "Matki, siostry, ciotki i babki, to nie zdarzało się nawet w domu" są uwłaczające. Oryginalny tekst brzmi: " Matki, córki, ciocie i babcie czego nigdy nie było w naszych domach praktykowane". Słowo "nigdy" jest bardzo ważne a słowo "nawet" nie powinno się znaleźć w tekście. Bardzo proszę o sięgnięcie do oryginalnych źródeł, sprawdzenie i poprawienie tekstu. Jerzy Kowalski

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty:

Translate