Kommando pracuje! #2 Kolumny aussenowskie

Kiedy komanda docierały do docelowego miejsca, musiały natychmiast rozpocząć pracę. Jeśli komando pracowało w tym samym składzie już jakiś czas, wtedy więźniarki wiedziały same z siebie, co mają robić, zazwyczaj kontynuowały pracę z poprzedniego dnia. Jeśli natomiast w komandzie były nowe więźniarki lub było to zupełnie nowe komando, wówczas więźniarki funkcyjne oraz nadzorczynie musiały otrzymać informację, jaka praca ma zostać wykonana i jakie mają być jej efekty. Warto przypatrzeć się kilku aspektom samej pracy więźniarek i zachowaniu nadzorczyń - tutaj także było wiele spraw, o których trzeba napisać. Odpowiedzmy więc na kilka podstawowych pytań!

Kto kierował pracą komand?
Tak naprawdę pracą każdego komanda (tempem pracy i  wydajnością) kierowała więźniarka funkcyjna. Była ona wybierana i akceptowana przez kierownictwo obozu. Więźniarki funkcyjne kierujące pracą komanda nazywano "kolonkami", "anwajzerkami" lub "drużynowymi". Ich zadaniem było nadawanie tempa pracy i poganiane więźniarek. Każda taka więźniarka funkcyjna musiała znać język niemiecki w stopniu komunikatywnym, aby rozumieć, co mówi do niej zleceniodawca (np. pracownik fabryki lub gospodarz/rolnik), a przede wszystkim musiała swobodnie porozumiewać się z nadzorczyniami przydzielonymi do pilnowania komanda.

Dlaczego praca "na aussen" była dobra?
Więźniarki z Ravensbrück chciały pracować w dobrych komandach zewnętrznych. Takich, w których nie bito, a praca była znośna. Kobiety zamknięte w obozie doceniały możliwość kontaktu z przyrodą (lasem, jeziorami) jaka otaczała obóz. Czas ich pracy był skrócony o dojazd lub przejście z obozu na miejsce pracy. Jeśli zaś więźniarki stykały się w czasie pracy z ludnością cywilną, musiały być lepiej ubrane, dostawały nawet buty i cieplejsze pasiaki. 

Jaka była rola nadzorczyń?
Nadzorczynie miały tylko jeden obowiązek jeśli chodzi o pracę komand: miały pilnować więźniarek, przede wszystkim ich dyscypliny oraz niezakłóconego toku pracy. Tylko tyle i aż tyle. Większość nadzorczyń przekraczała swoje kompetencje i próbowała decydować o sposobie pracy więźniarek. Nadzorczynie panicznie bały się sytuacji, gdzie więźniarka lub więźniarki uciekłyby lub podjęłyby próbę ucieczki. Takie sytuacje były rzadkością w Ravensbrück, jednak zawsze w każdym takim przypadku konsekwencje były przykre zarówno dla złapanych więźniarek, jak i dla nadzorczyń. 

Jak nadzorczynie traktowały więźniarki w komandach zewnętrznych?
Tutaj odpowiedź nie jest jednoznaczna. Ogólnie praca w komandach wychodzących poza obóz była uważana za lepszą. Z dala od obozu, poza wzrokiem wysokich rangą esesmanów, nadzorczynie stawały się łagodniejsze w relacjach z więźniarkami. Nie czuły presji, aby poganiać więźniarki, by tamte jeszcze szybciej i wydajniej pracowały. Nikt ich nie obserwował. Były więc nadzorczynie, które całkowicie zmieniały się na lepsze, jak tylko przekraczały bramę obozu. Takie zachowanie wzbudzało jednak w więźniarkach oburzenie - na terenie obozu sadystyczne strażniczki poza obozem zmieniały swoje nastawienie, starały się czasem przymilać do więźniarek, pozwalając im np. na kradzież warzyw. Taka niejednoznaczna postawa nadzorczyń wzbudzała w więźniarkach czujność i nieufność.   

Czy nadzorczynie mogły używać przemocy?
Nadzorczynie nie powinny używać przemocy względem więźniarek. Nigdy nie było oficjalnej zgody kierownictwa obozu na bicie więźniarek. W przypadku złamania regulaminu, więźniarka mogła otrzymać TYLKO meldunek karny, pisemny. Wypisywała go nadzorczyni i przekazywała do biura Oberaufseherin. Tam nakładana była stosowna kara. Jednak prawo prawem, a życie pokazało całkiem inną rzeczywistość. Nadzorczynie o sadystycznych skłonnościach często maltretowały więźniarki w czasie pracy, przede wszystkim biły je i szczuły psami. Wielokrotnie z pracy wracały kobiety pogryzione przez psy służbowe. Każda taka sytuacja spowalniała pracę komanda, każda niezdolna do pracy więźniarka mogła spowodować, że zakres pracy nie został należycie wypełniony. W przypadku komand pracujących w dużych zakładach lub fabrykach, sytuacja wyglądała nieco inaczej. Tutaj nadzorczynie czuły respekt przed pracownikami cywilnymi i nie biły więźniarek na oczach właścicieli lub pracowników danego zakładu. Były jednak sytuacje, że nadzorczynie zaciągały więźniarki do ubikacji i tam biły je do nieprzytomności. A jeśli o toalecie mowa...

Czy więźniarki mogły korzystać z toalety w czasie pracy?
Temat załatwiania potrzeb fizjologicznych był niezwykle ważny! Urósł wręcz do rangi obrządku, który musiał mieć swój określony przebieg. W pewnym momencie potrzeba skorzystania z toalety była wykorzystywana jako dodatkowa tortura dla więźniarek. Owszem, więźniarki mogły korzystać z toalety tylko pod warunkiem, że będą pilnowane przez nadzorczynię. I tak w przypadku kiedy komando pracowało w polu, a kilka więźniarek zgłosiło "kolonce" chęć pójścia na bok, i jeśli nadzorczyni się zgodziła, wówczas więźniarki w asyście nadzorczyni odchodziły w ustalone miejsce i tam się załatwiały. Jeśli załatwiły się bez zgody nadzorczyni czyli mówiąc prościej "zrobiły pod siebie" - wtedy musiały liczyć się z doraźną karą, na ogół biciem i wyśmiewaniem. Nadzorczyni musiała mieć określoną liczbę więźniarek cały czas na oku, nawet w toalecie na polu. Raczej wątpię, żeby więźniarki mogły korzystać z wychodka, nawet jeśli taki był w pobliżu gospodarstwa, w którym pracowały. W fabrykach także istniała ta sama zasada: czekano, aż zbierze się 5-10 więźniarek chcących skorzystać z toalety i wtedy szły do łazienki razem z nadzorczynią. Wszystko w obawie przed ucieczką z miejsca pracy lub czynnościami traktowanymi przez władze jako "sabotaż". 


Jak wyglądały posiłki?
Więźniarki pracujące blisko obozu (w promieniu 5-7 kilometrów) otrzymywały obiad z kuchni obozowej, który był im dowożony na miejsce pracy. Tak samo nadzorczynie otrzymywały swój posiłek przygotowywany w kuchni SS. Nie, nadzorczynie nie jadły tego samego, co więźniarki! Ale czasem, jeśli trafiła się lepsza nadzorczyni, mogła się podzielić swoim niedokończonym posiłkiem z więźniarkami. To były jednak wyjątkowe sytuacje, gdyż oznaczały przejaw pomocy względem więźniarek i za to także groziły karne konsekwencje dla nadzorczyń. Czasami wybrane więźniarki musiały przygotować stół dla nadzorczyń, rozłożyć talerze i sztućce, nakryć stolik serwetą (takie relacje też się pojawiały), więźniarki starały się uniknąć sytuacji, kiedy miały posługiwać nadzorczyniom - było to dla nich upokarzające. W czasie obiadu, który trwał zazwyczaj godzinę, więźniarki miały względny spokój i mogły odpocząć. Jeśli zaś komando pracowało daleko od obozu, obiad był przygotowywany przez gospodarza, w którego majątku pracowały więźniarki. Brał on na siebie koszty wyżywienia pracownic. Wtedy też posiłki były lepsze, więźniarki wspominały, że zupy miały normalną konsystencję i smak. Były też komanda, które wracały na obiad do obozu. Były to komanda, które pracowały na terenie miasta Fürstenberg, przy budowie osiedla SS lub stacji kolejowej nieopodal obozu.  

Czy nadzorczynie wywiązywały się ze swojej służby?
Różne było podejście do służby u nadzorczyń. Z pewnością można było zaobserwować strażniczki, które poważnie podchodziły do swojej służby, będąc rygorystyczne wobec swojego komanda. I były też takie nadzorczynie, które chciały wykonać zadanie i jak najszybciej wrócić do obozu, mając kolejny nudny dzień z głowy. Z sytuacji najbardziej kontrowersyjnych, jeśli chodzi o pilnowanie więźniarek w komandach zewnętrznych, były te, kiedy nadzorczynie ucinały sobie drzemkę w czasie służby. I wcale nie były to odosobnione przypadki. Zwłaszcza młode i naiwne strażniczki zasypiały przy więźniarkach. Inne czuły się na tyle swobodnie, że kazały więźniarkom zbudować dla siebie prowizoryczny szałas z gałęzi, osłonięty przed wiatrem i wyłożony słomą, po czym w nim... zasypiały, uprzednio prosząc "kolonkę", aby dała sygnał jeśli na horyzoncie pojawi się esesman. 
Niektóre nadzorczynie traktowały wyjście poza obóz jako możliwość spotkania się ze swoim kochankiem. Były to dość częste sytuacje. Spotkania nie ograniczały się bynajmniej do wspólnej rozmowy. Po czasie więźniarki ze zdziwieniami obserwowały, jak nadzorczyni z esesmanem znikają im z pola widzenia na jakiś czas, nie przejmując się, czy komando pracuje czy nie. Były też i takie sytuacje, kiedy narzeczony nadzorczyni odprowadzał ją i komando do pociągu i czekał na nią, kiedy wracała z komandem do obozu. Nadzorczynie wielokrotnie łamały obowiązujący regulamin i w czasie służby zrywały kwiaty, zbierały jagody lub owoce z drzew, tym samym tracąc więźniarki z oczu. Najpoważniejszym występkiem były sytuacje, kiedy nadzorczyni pozwalała samym więźniarkom jeść warzywa z pola, piec ziemniaki w ognisku lub zrywać jagody w lesie. 

Około godziny 16:30 rozlegał się gwizdek, wówczas wszystkie więźniarki przerywały pracę i ustawiały się w regulaminowych szeregach po pięć. Po przeliczeniu komanda, kolumna maszerowała z  powrotem do obozu. Nikt kolumny nie musiał poganiać. I więźniarki i nadzorczynie chciały jak najszybciej znaleźć się w obozie, gdyż zbliżała się pora apelu, a po nim kolacja i upragniona chwila czasu dla siebie! 

Ciąg dalszy w następnym wpisie!


Zobacz też:

Komentarze

Popularne posty:

Translate