Aufseherin Barthel: wróciła do Ravensbrück po 50 latach!
Nadzorczyni, która wróciła...
Odkąd jeździłam od 2013 roku do Ravensbrück na kolejne rocznice wyzwolenia obozu, za każdym razem patrząc na dość licznie zgromadzonych gości, zastanawiałam się czy wśród nich nie ma byłej nadzorczyni. Zapewne moje wyobrażenia były całkiem surrealistyczne, gdyż jeśli nawet żyłyby kobiety, które w czasie wojny pracowały w tym obozie jako strażniczki, miałyby w obecnych czasach ponad 90 lat, a nawet jeśli by przyjechały to większość z nich nie byłaby w stanie samodzielnie poruszać się po terenie muzeum. Natomiast byłe więźniarki, które przyjeżdżały z polską grupą na uroczystości, w czasie pobytu w obozie były dziećmi lub nastolatkami. W większości miały 8-12 lat w 1944 roku, a nadzorczynie jawiły się w ich pamięci jako dorosłe, złe kobiety, których trzeba było unikać za wszelką cenę. Sytuacja, w której byłe nadzorczynie próbowałyby wmieszać się anonimowo w tłum gości w Ravensbrück mogłaby się zdarzyć - owszem - ale jakieś 20 lat temu, najpóźniej w latach 90. XX wieku! Dziś raczej nie trzeba się obawiać, że będąc na uroczystości w muzeum Ravensbrück zetkniemy się nieświadomie z byłą zbrodniarką...
I właśnie w połowie lat 90. zdarzyła się pewna, absolutnie wyjątkowa sytuacja, chyba jedyna w całej powojennej historii byłego obozu Ravensbrück, że dawna nadzorczyni... wróciła do miejsca swojej służby - po 50 latach!
Margarete Barthel urodziła się 25 października 1922 roku w Walsum (region Dolny Ren) w zachodnich Niemczech. Jej młodość przypadła oczywiście już na czasy, w których rządy sprawowali naziści, nic więc dziwnego, że w 1936 roku wstąpiła do BDM, młodzieżowej organizacji dla dziewcząt. W tamtych czasach przynależność do takich jednostek była właściwie obowiązkowa. Rok później Barthel rozpoczęła przyuczenie do zawodu sekretarki, a w 1941 roku rozpoczęła szkolenie na asystentkę w zakładzie chemicznym Ruhrchemie w Oberhausen. Do sierpnia 1944 roku Barthel pracowała na tym samym stanowisku, dopóki nie wybrano jej odgórnie wraz z innymi kobietami do nowego zadania: bycia strażniczką obozową.
Barthel nie miała możliwości zrezygnowania z pracy czy odmówienia nowego szkolenia. Na dwa tygodnie pojechała do Ravensbrück, znajdującego się setki kilometrów od jej rodzinnych stron, aby tam uczyć się nowego zadania przy pilnowaniu więźniarek zatrudnionych w fabryce wyrobów drewnianych chodaków w Himmelpfort. Po upływie tego czasu, w październiku 1944 roku, Bartel wróciła do rodzinnego regionu, jednak nie do pracy w fabryce w Oberhausen. Została skierowana do podobozu Gelsenberg, który podlegał pod obóz Buchenwald, a przetrzymywane w nim węgierskie Żydówki pracowały w zakładach uwodorniania (chemiczne upłynnienie węgla wykorzystywanego do produkcji paliwa płynnego) spółki Gelsenberg Benzin AG. We wrześniu 1944 roku nastąpił bardzo ciężki nalot powietrzny na ten zakład, a około 150 więźniarek zginęło nie mogąc schronić się w specjalnych bunkrach. Podobno do dziś firma Gelsenberg odmawia jakiejkolwiek odpowiedzialności za tamte wydarzenia!
Margarete Barthel przebywała zaledwie kilka dni w Gelsenberg, gdyż sam podobóz był już w trakcie ewakuacji. Fabryka została niemal całkowicie zniszczona, a produkcja paliwa wstrzymana. Zapewne zadaniem Barthel oraz innych nadzorczyń było przypilnowanie ewakuacji więźniarek i przetransportowanie ich do innego podobozu. Większość z nich została wysłana do podobozu Sömmerda, gdzie wykonywała dalszą niewolniczą pracę. Barthel wróciła do Ravensbrück i tam otrzymała przydział do pilnowania więźniarek w fabryce Siemensa. 24 grudnia 1944 roku Barthel zachorowała na tyfus, co zwolniło ją ze służby aż do lutego 1945 roku. Po wyzdrowieniu powróciła do fabryki Siemensa (na ternie obozu Ravensbrück) pilnując francuskich więźniarek.
1 kwietnia 1945 roku, na chwilę przed zakończeniem wojny, Margarete Barthel zaręczyła się z SS-Unterscharführerem Heinrichem Ulonska, jednak związek ten nie przetrwał zawieruchy końca wojny. Po tym, jak Barthel pod koniec kwietnia 1945 roku dotarła do podobozu Neustadt-Glewe eskortując więźniarki w "marszu śmierci", Ulonska nigdy już nie odnalazł się i nie wrócił do swojej narzeczonej. Można przypuszczać, że zginął. Barthel zaś została zwolniona ze służby i wróciła do rodzinnego domu w Zagłębiu Ruhry. Zapewne przedostanie się przez cały kraj w sytuacji napierającej z zachodu ofensywy brytyjsko-amerykańskiej było dla Barthel dramatycznym wydarzeniem. Młodej dziewczynie udało się wrócić do domu i uniknąć aresztowania.
Margarete Barthel rozpoczęła nowe życie, odcinając się jakby od wydarzeń z ostatniego roku. Jednak stała się i tym razem rzecz niezwykle ciekawa: Margarete zatrudniła się w tym samym zakładzie pracy, w którym pracowała do 1944 roku i który to zakład skierował ją na szkolenie do Ravensbrück! Prawdopodobnie w fabryce wciąż pracowali ci sami ludzie, których Margarete znała - mogła więc liczyć na ich przychylność. W rodzinnym mieście poznała Heinza Textores, w którym się zakochała, a w 1946 roku na świat przyszedł ich pierwszy syn. Margarete i Heinz wzięli ślub 26 listopada 1949 roku, a wkrótce na świat przyszła kolejna trójka ich dzieci: Monika, Michael i Karin.
21 stycznia 1975 roku w trakcie śledztwa dotyczącego obozu Ravensbrück, Margarete Textores została przesłuchana w charakterze świadka jako była nadzorczyni tego obozu. Jeśli weźmie się pod uwagę przygotowywany w 1975 roku głośny proces sądowy w Düsseldorfie, związany z ekstradycją z USA byłej nadzorczyni Herminy Braunsteiner, wówczas nie może dziwić to, że odszukano także i przesłuchano byłą nadzorczynię Barthel. Pamiętajmy, że te wydarzenia dotyczyły zachodnich Niemiec!
Źródło: Ravensbrück Memorial Museum (YouTube)
Z pewnością jednak sumienie nie dawało Margarete spokoju. W latach 90. XX wieku, kiedy nastąpiło zjednoczenie Niemiec, a sytuacja polityczna nieco się uspokoiła, Margarete Textores postanowiła wrócić do własnych wspomnień z przeszłości. Ponownie odbyła daleką podróż przez całe Niemcy aż pewnego dnia 1996 roku po raz pierwszy od 50 lat zobaczyła znajome jej z czasów wojny osiedle SS, komendanturę i pozostałości obozu. Margarete Textores to jedyna nadzorczyni, która z własnej woli powróciła do Ravensbrück, aby powiedzieć otwarcie kim była i udzielić wywiadu pracownikom muzeum. Co niespotykane - przyznała się do winy i znalazła w sobie niejako współczucie dla ofiar.
Ravensbrück 2020
Margarete stała się, można powiedzieć, na swój sposób dość "medialną" osobą. Jestem ciekawa czy nie był to chwyt reklamowy i czy nie szukała ona w ten sposób zainteresowania. Po pierwszym wywiadzie udzielonym pracownikom muzeum w latach 90. XX wieku, nastąpiły kolejne spotkania. W 2004 roku do jej domu w Oberhausen pojechała Loretta Walz, niemiecka reżyserka filmowa, która już od wielu lat opracowywała i reżyserowała filmy o historii Ravensbrück. Przeprowadzała wywiady z byłymi więźniarkami, ale w jednym z filmów chciała zamieścić także wywiad z Margarete Textores, jako stroną świadków-sprawców. Dzięki temu, że Margarete zgodziła się, powstał 18-minutowy film dokumentalny "Die Frage nach dem Unterschied. Aufseherinnen im Konzentrationslager Ravensbrück". Również w 2004 roku w Instytucie Friedricha-Meinecke w Berlinie powstała praca dyplomowa na temat przypadku Margarete Textores autorstwa Anji Augustin: " 'Aber trotzdem ist man schuldig' Selbstaussagen einer Täterin. Analyse von Interviews einer ehemaligen Aufseherin des Frauenkonzentrationslagers Ravensbrück" - może uda mi się zdobyć tekst tej pracy, spróbuję!
Nigdy nie miałam wglądu do całości wywiadów ani filmów z udziałem pani Textores. W Internecie dostępne są tylko niewielkie urywki tekstu czy zapisu filmowego. Na obecnej wystawie w muzeum Ravensbrück można zobaczyć fragment filmu Loretty Walz z 2006 roku z jej udziałem. Można odnieść wrażenie patrząc na ten wywiad, że Margarete wydaje się być bardzo ożywiona i wręcz podekscytowana, kiedy wspomina dawne czasy służby w obozie. Energicznie gestykuluje i bardzo nietypowo modeluje głos. Co chwila także się uśmiecha i zapewne ten (może nerwowy?) uśmiech przyczynił się do negatywnego odbioru jej osoby w kręgu znajomych rodziny z Oberhausen. Textores uśmiecha się również wtedy, kiedy mówi o rozstrzeliwaniu więźniarek na terenie obozu. Taka reakcja w wywiadzie z byłą nadzorczynią mogła przyczynić się do negatywnych komentarzy i reakcji. Cierpiały na tym również jej dorosłe dzieci. Monika Poersch (w artykule pod nieco zmienionym nazwiskiem), która towarzyszyła matce w wyjeździe do Ravensbrück, w 2004 roku ucięła kontakt z pracownikami muzeum.
Łącznie Margarete Textores udzieliła kilku wywiadów dla pracowników Ravensbrück, kilku wywiadów do prasy, a także wystąpiła w filmie dokumentalnym. To naprawdę dużo, jak na tak nietypowego świadka! Trzeba przyznać, że ta kobieta miała odwagę stanąć przed kamerą i pokazać twarz po tylu latach, czego nigdy nie uczyniła żadna inna nadzorczyni! W swoich oczach Textores uważała się poniekąd za ofiarę systemu, przyznała, że owszem - była nadzorczynią - ale nie z własnej woli (tutaj podobna linia obrony co innych nadzorczyń sądzonych w procesach!), że nikogo nie biła, jednak czuje swoją winę.
Tak naprawdę... nic odkrywczego. Nic, czego byśmy nie słyszeli z zeznań procesowych oraz z innych przypadków, kiedy to młodziutkie niemieckie dziewczyny były odgórnie kierowane na szkolenie do obozu. Może też drażnić pewna naiwność młodej Barthel, która na widok ognia wydobywającego się z komina krematorium, zapytała wartownika, co tam palą, na co uzyskała odpowiedź, że... dokumenty. Zdziwienie satynową pościelą w pokoju koleżanek-nadzorczyń także wywołało pewną konsternację. Nadzorczynie kradły odzież i wyposażenie mieszkań z magazynów, w których przechowywano odebrane od więźniarek mienie, z którym przyjechały do obozu. Satynowa pościel pochodziła z transportów francuskich Żydówek... Mimo wszystko warto jednak poznać tą niezwykłą historię nadzorczyni, która wróciła do Ravensbrück po 50 latach i spróbowała przemówić ludzkim głosem.
Zobacz też:
Komentarze
Prześlij komentarz