Przeczytałam pierwszy polski doktorat o nadzorczyniach!
Wspaniałe jest to, że tak naprawdę każdy może przeczytać dowolny doktorat, wystarczy tylko zapisać się do odpowiedniej biblioteki i... udać się tam osobiście. Doktoraty są dostępne w wersjach cyfrowych na komputerach, nie trzeba kartkować setek stron manuskryptów - to z pewnością duża zaleta cyfryzacji! Z drugiej strony czytanie doktoratu (czyli ogromnej ilości tekstu!) poprzez wielogodzinne patrzenie w monitor może być męczące... Sylwia Wysińska napisała swój doktorat na Uniwersytecie Śląskim, więc to właśnie tam musiałam się udać. Z Warszawy pociąg jedzie 2,5h, więc taka jednodniowa wyprawa jest jak najbardziej możliwa.
Na przeczytanie tekstu przeznaczyłam jakieś 5h. Dworzec w Katowicach już znałam z wcześniejszych wyjazdów do Oświęcimia na studia podyplomowe - to właśnie w Katowicach miałam przesiadkę i często musiałam czekać na pociąg Kolei Śląskich, spacerując po pobliskim centrum handlowym. Tym razem jednak nie mogłam pozwolić sobie na jakiekolwiek zakupy, tylko od razu skierowałam się w stronę potężnego gmachu biblioteki, znajdującego się tuż przy kampusie uniwersyteckim. Trasa przejścia z dworca do biblioteki zajęła mi tylko 15 minut!
W środku było całkowicie pusto i w pierwszej chwili myślałam, że czytelnia jest zamknięta. Zupełnie inaczej wygląda Biblioteka Uniwersytetu Warszawskiego, gdzie są restauracje, sklepiki i kawiarnie. A tutaj nawet szatnia była zamknięta i dwóch ochroniarzy stało na wielkim pustym korytarzu. Ale oczywiście czytelnia była otwarta i mogłam bez problemu wyrobić swoją kartę czytelniczą. Kilka dni przed przyjazdem wypełniłam też obowiązkowy elektroniczny formularz. Jako, że nie jestem studentką, zarejestrowano mnie jako gościa.
Bez żadnego problemu pan z obsługi biblioteki włączył na komputerze system, w którym można przeczytać elektroniczne wersje prac naukowych. System podobny jest do tego, który używa Biblioteka Narodowa czyli Polona. Tam także niektóre dokumenty są dostępne tylko ze stacjonarnych komputerów i aby mieć do nich dostęp, trzeba udać się osobiście do placówki bibliotecznej.
No, ale przejdźmy do tego, co najważniejsze czyli do samej pracy doktorskiej! Recenzent ze mnie żaden, więc proszę wziąć pod uwagę to, że wszystko o czym piszę, jest moimi luźnymi przemyśleniami na temat tej pracy. Powstały już dwie naukowe recenzje o doktoracie Sylwii, które możecie przeczytać tutaj. Nie ma więc sensu powielać tego, co napisali doświadczeni pracownicy Uniwersytetu. Mimo wszystko z niektórymi z ich opinii zgadzam się całkowicie, a z którymi - to już wyjaśniam!
Praca liczy 482 strony czyli całkiem sporo! Ponad połowę jej zawartości to... biogramy 177 nadzorczyń pełniących służbę w KL Auschwitz! I już samo to robi wrażenie. Znam Sylwię osobiście i kiedy dowiedziałam się, ile biografii opracowała, to moje oczy zrobiły się dwa razy większe - doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że wcale nie jest tak łatwo zdobyć informacje o nadzorczyniach, których nazwiska pojawiły się po raz pierwszy - wypłynęły z czeluści archiwów... Kim były te anonimowe (w większości) kobiety? I jak dla mnie - te biogramy są w tej pracy najważniejsze. Dla mnie! Ponieważ tak naprawdę ten doktorat nie odkrywa żadnej prawdy utajnionej!!! Większość informacji, które się w nim znajdują, można przeczytać w tekstach naukowych Simone Erpel czy Gudrun Schwarz... Są to powielone ogólnodostępne informacje: o rekrutacji nadzorczyń, o powstaniu obozu Ravensbrück, o szkoleniu nadzorczyń, o ich czasie wolnym od służby, o relacjach między nadzorczyniami a esesmanami - można tak jeszcze długo wymieniać...
Praca podzielona jest na siedem głównych rozdziałów:
I. Kobiecy personel nadzorczy (SS-Aufseherinnen) w obozach koncentracyjnych
II. W poszukiwaniu zatrudnienia - możliwości i motywy, czyli jak zostać nadzorczynią w obozie koncentracyjnym
III. Auschwitz jako obóz dla kobiet
IV. Być nadzorczynią w KL Auschwitz
V. Nadzorczynie w KL Auschwitz - charakterystyka zbiorowości
VI. Powojenne losy nadzorczyń z KL Auschwitz
VII. Kobiecy personel nadzorczy KL Auschwitz - biogramy
Każdy z tych rozdziałów ma jeszcze swoje podrozdziały. Dodatkowo zamieszczono także spis ilustracji, spis tabel i wykresów oraz bibliografię, która także mnie interesuje - bo jest źródłem, z którego sama potem czerpię wiedzę o innych opracowaniach na ten temat. Według prof. Kaczmarka wszystkie biogramy nadzorczyń powinny być dołączone nie jako osobny rozdział, tylko aneks. I chyba muszę przyznać tej opinii rację - aneks byłby lepszym rozwiązaniem, bo to są same biogramy, bez komentarza odautorskiego. Jednak w mojej opinii są najciekawsze i najcenniejsze - wreszcie można "poznać" nadzorczynie z KL Auschwitz z imienia i nazwiska, nie tylko te z najwyższej półki, ale także te zwykłe nadzorczynie, pełniące głównie funkcję kierowniczek bloków więźniarskich czy pilnujących komand roboczych... Każdej z nich można byłoby poświęcić osobny wpis na tym blogu - niektóre z biografii są szokujące i całkowicie nieznane szerszemu czytelnikowi!
Byłam niezwykle ciekawa, jak Sylwia rozpracowała teorię o "modelu wzorcowej" nadzorczyni. Jednak tutaj nieco się rozczarowałam, gdyż okazało się, że w rozdziale IV opisała ona różne przykłady stosunku nadzorczyń do swojej służby. U mnie w ebooku jest to rozdział "Nadzorczynie SS na służbie", a w nim m.in. opisy karania nadzorczyń za niestosowanie się do regulaminu. Sylwia próbowała pokazać kontrast między tym, jak chcieli widzieć te kobiety sami esesmani oraz przełożeni, a tym, jak w rzeczywistości zachowywały się nadzorczynie w czasie pracy. A jak wiemy, w większości nie respektowały przepisów, skutkiem czego opinia esesmanów o służbie nadzorczyń była delikatnie mówiąc, nie najlepsza... W podsumowaniu swojej pracy, Sylwia przyznała, że nie można opisać jednoznacznie modelu wzorcowej nadzorczyni. Tym samym trochę podcięła założenia tego doktoratu - a przecież za pomocą tych biogramów miała stworzyć taki model - najpierw zebrać jak największą liczbę biografii nadzorczyń, wykonać ich analizę i przedstawić taki wzorcowy model. Dwa pierwsze założenia udały się, jednak z tym "wzorcowym modelem" można było się powstrzymać.
Wiadomo przecież, że inaczej na nadzorczynie patrzyli Niemcy z personelu SS, a inaczej więźniarki! To chyba oczywiste? Model wzorcowej nadzorczyni to raczej zbiór cech, które mogły ułatwić im szybszy awans i lepsze funkcje czyli "karierę" w ich pojęciu. I tyle. Żadnego modelu tutaj nie było. Wiadomo, że tylko te najbardziej sadystyczne nadzorczynie, pozbawione empatii, mogły piąć się po szczeblach kariery i otrzymać funkcję Oberaufseherin - kierowniczki podobozu. Przy rekrutacji nie stosowano też żadnych testów psychologicznych sprawdzających predyspozycję nadzorczyń do pracy w obozie. Stąd też wiele kobiet nie wytrzymywało szkolenia, a nawet próbowało popełnić samobójstwo. Wolały śmierć niż wizję pracy w obozie. Zwłaszcza, że relacja o takim przypadku pochodzi od nadzorczyni pracującej w KL Auschwitz! Szkoda, że Sylwia o tym nie wspomina w swojej pracy: ani o przemocy wobec nadzorczyń (w rozdziale o ich kontaktach z esesmanami), ani o tym, że te kobiety w pewnym stopniu same były ofiarami systemu, dla którego pracowały. Bardzo mi tego brakowało, zwłaszcza, że obóz Birkenau, w którym głównie nadzorczynie przebywały - był piekłem także dla nich samych.
W pracy doktorskiej nie ma też żadnych wzmianek o wizerunkach nadzorczyń z KL Auschwitz we współczesnej kulturze masowej. Tak, jak zauważył to prof. Kopka, drugi recenzent. A przecież polska i zagraniczna filmografia aż się prosi, aby o niej wspomnieć w takim doktoracie - to byłby świetny rozdział na zakończenie! W swojej książce zamieściłam ogólny zarys wizerunków nadzorczyń w filmach i operze, bo tym się także mocno interesuję. Jeżeli zaś chodzi o informację o publikacjach naukowych niemieckich, do których odwołuje się Sylwia w przypisach dość często, to rzeczywiście brakuje takiej krótkiej analizy tego, co na temat nadzorczyń zostało opublikowane w Niemczech od lat 90. XX wieku. Sylwia tylko w jednym zdaniu wspomina o książce Kompisch "Sprawczynie", a przecież to nie była pierwsza publikacja naukowa na temat niemieckich kobiet-sprawczyń! W przypisie na str. 9 wymieniono pięć tytułów niemieckich publikacji i to raczej tych bardziej współczesnych... Zabrakło teorii pani Schwarz o "wypartych sprawczyniach". W końcowej bibliografii zamieszczono aż siedem tytułów tekstów pani Schwarz, więc Sylwia miała do nich dostęp. A poza tym... czemu "Sprawczynie" pisane są z dużej litery?
Znalazłam w tym opracowaniu wiele ciekawych informacji dla siebie. Niektóre biogramy uzupełniły moje zaległości i niewiedzę w tym obszarze. Nie, nie znam wszystkich nazwisk 3508 kobiet-nadzorczyń, które są na archiwalnej liście SS-WVHA! Nie znałam nawet wszystkich nazwisk z listy tych 177 nadzorczyń z KL Auschwitz! Jak już pisałam wcześniej na tym blogu - nie można ustalić danych personalnych absolutnie wszystkich nadzorczyń. Sylwia także o tym wspomina w swoim doktoracie. To jest niewykonalne. Można tylko próbować zebrać tych danych jak najwięcej. I doktorat Sylwii jest tego najlepszym przykładem.
Podsumowując krótko: dobrze, że taki doktorat powstał w Polsce. No wreszcie! - chciałoby się wykrzyknąć. To opracowanie jest niezwykle potrzebne! To wstyd, że do tej pory nikt nie zajął się w Polsce nadzorczyniami od strony naukowej! Wszystkie te heheszki dotyczące kobiet w czarnych obcisłych uniformach z pejczami sprawiły, że ten obszar wiedzy o Zagładzie u nas właściwie nie istniał! Nasze badania są opóźnione o jakieś 20 lat względem Niemiec... Trzeba też wziąć pod uwagę, że ten doktorat dotyczy tylko nadzorczyń z KL Auschwitz. Czegoś mi jednak w tej pracy brakuje... Praktycznie nie ma informacji o podobozach, w których pracowały więźniarki i nadzorczynie. Zakończenie i podsumowanie pracy jest niezwykle krótkie i powtarzają się w nim informacje już wcześniej podane. I chyba (tak teraz myślę) anulowałabym tezę o tym "modelowym wzorcu nadzorczyni". Lub nazwałabym to jakoś inaczej. Prof. Kaczmarek dobrze to ujął: "Doktorantka (...) w miejsce odpowiedzi na zadane pytania formułuje wnioski nieprecyzyjnie, jak gdyby unikając zdecydowanych odpowiedzi". Jednak czy wtedy ta praca spełniałaby kryteria doktoratu?
Osobiście wolałabym otrzymać efekt końcowy w postaci książki, którą mogłabym kupić w sklepiku w muzeum Auschwitz (a razem ze mną kilka tysięcy innych osób, mając na uwadze ilość turystów jaka codziennie przewija się przez teren tego muzeum!) niż czytać tekst naukowy, który, nie ukrywajmy, jest przeznaczony dla wybranej grupy osób lub innych badaczy. Zwykły czytelnik interesujący się tematem wojny raczej nie będzie jechał do biblioteki uniwersyteckiej w Katowicach, aby przeczytać tekst naukowy na komputerze, to zrozumiałe! Sylwia wybrała ścieżkę swojej kariery naukowej, pracuje w muzeum Auschwitz, a tam od pracowników wymaga się, aby prowadzili swoją własną pracę badawczą dotyczącą tematyki miejsca pamięci i zdobywali stopnie naukowe. Taki jest charakter pracy w muzeum państwowym. Ja nie jestem pracownikiem naukowym i patrzę na to wszystko z innej strony - osoby, która zajmuje się tematem nadzorczyń hobbystycznie! Więc chciałabym, aby ta praca naukowa została jak najszybciej zredagowana do formy ciekawej książki z ilustracjami, wydanej przez Uniwersytet Śląski lub jeszcze lepiej, przez muzeum w Oświęcimiu i żeby można było z niej w pełni korzystać. Trzymam więc kciuki za to, że nadzorczynie z KL Auschwitz szybko pojawią się na sklepowej półce i będą wydawniczym bestsellerem!
Zobacz też:
Komentarze
Prześlij komentarz