EXODUS 1945: marsz śmierci do Volary - cz. 2
Fragmenty książki "Dziewczęta z Gross-Rosen"
Do obozu Helmbrechts 6 marca dotarło 621 wycieńczonych kobiet. Po 570 kilometrach Karl Jäschke, prowadzący więźniarki w marszu śmierci, przekazał je władzy komendanta SS-Unterscharführera Aloisa Dörra. Nastąpiło standardowe przyjęcie do Konzentrationslager. Kobietom kazano się rozebrać, dezynfekowano ich ubrania, a one w tym czasie musiały stać nagie na dworze. Trafiły do miejsca, w którym więziono już 600 nieżydowskich więźniarek z Polski, Rosji czy krajów bałtyckich. Pracowały w fabryce amunicji w pobliskim mieście Helmbrechts. Grossroseńskie niewolnice określiły później to miejsce jako najtrudniejszy etap marszu śmierci, który przeszły. Mówiły o piekle na ziemi.
Więźniarki umieszczono w dwóch barakach. W tym, w którym stały prycze, ulokowano chore. W drugim kobiety spały bezpośrednio na ziemi pokrytej cienką warstwą słomy. Baraki nie były ogrzewane ani wyposażone w urządzenia sanitarne. Na noc ryglowano w nich drzwi, a kobietom pozostawiano dwa wiadra, do których mogły się wypróżniać. Dwa wiadra na kilkaset kobiet. Wskutek fatalnych warunków higienicznych masowo chorowały na czerwonkę, która wywołała biegunki. Rano otwierano drzwi do baraków, z których wydostawał się przykry zapach, dlatego chłostano je za brud, który panował we wnętrzu.... Więźniarki nie pracowały, więc otrzymywały niewielkie racje żywnościowe. Nie zapewniano im żadnej opieki medycznej. Godzinami kazano im stać na baczność w barakach. To była najpowszechniej stosowana tortura. Kiedyś cały dzień boso na dworze spędziła Frania Reifer, młoda Żydówka z Wadowic, która została w ten sposób ukarana za posiadanie zdjęć swojej zamordowanej rodziny. Niosła je ze sobą z Grünebergu. Podobnie jak Fela Szeps swój "Dziennik", schowany w woreczkach na chleb, jej i siostry. Historia Frani pokazuje, jak wiele dziewczyn ryzykowało, by ocalić dla potomnych tych kilkadziesiąt stron zapisków.
Źródło: Yad Vashem [YouTube]
"Kazali nam wszystko oddać - mówiła po latach Frania, która zmieniła imię i nazwisko na Frances Henenberg. - A ja miałam ze sobą to jedyne zdjęcie. To było dla mnie więcej warte niż miliony. To była jedyna pamiątka. Dziewczęta płakały. Każda miała jakąś pamiątkę. Chciała to zdjęcie ukryć koło toalet. I wtedy weszła Żydówka z SS-manką. Zobaczyła to zdjęcie. 'Czyje to jest', spytała ta druga. I ta żydowska dziewczyna powiedziała, że wie, czyje to zdjęcie. I pokazała na mnie. Może liczyła, że dostanie za to jedzenie? SS-manka zaczęła mnie bić. Upadłam na drewniane buty dziewcząt, zrobiło mi się słabo. Powiedziałam do niej po niemiecku: 'Zastrzel mnie'. Błagałam. Ale ona nawet nie dyskutowała. Złapała mnie i wyprowadziła na zewnątrz. Prawie mnie niosła. Potem ogoliła mnie, ogoliła mi wszystkie włosy. Za karę. I były tam jeszcze trzy inne dziewczyny. I tak stałyśmy... nawet nie mogę o tym mówić, nie mogę płakać... jak szkielety".
Źródło: Yad Vashem [YouTube]
oraz kierowniczka nadzorczyń [Erstaufseherin] Herta Haase
Gdy zaczął się zbliżać front, po pięciu tygodniach od dnia, w którym grossroseńskie dziewczyny dotarły do obozu, został on ewakuowany. Po południu 13 kwietnia 577 żydowskich i około 590 pozostałych więźniarek ruszyło dalej w marszu śmierci. Wcześniej komendant Dörr kazał rozdać znajdującą się w obozie odzież wszystkim nieżydowskim więźniarkom. Ponury pochód prowadziło 25 strażniczek i 22 SS-manów, w tym dowódca obozu Dörr, który był reżyserem tej tragedii. Tym razem piekło było zlokalizowane na południowym wschodzie.
Do Schwarzenbach an der Saale przewieziono ciężarówkami 60 chorych żydowskich więźniarek, bo nie były już w stanie iść. Eva Abrams wspominała: "Byłam już bardzo chora. Gdy dotarliśmy do obozu, którego nazwa brzmiała Helmbrechts, wylądowałam w Krankenrevier, na izbie chorych, choć to raczej nie było miejsce dla chorych. Każdego ranka znajdowano jakieś martwe ciała. (...) I oni je wyciągali, a ja jeszcze żyłam. Przynosili nam jedzenie, ale to był płyn, z którego ktoś wyjął nawet ziemniaki. Po 2-3 tygodniach uznali, że Amerykanie są blisko i ewakuowali zdrowe dziewczęta. Chore zostawili na miejscu. Bałyśmy się, że nas zastrzelą, jak marsz wyjdzie z obozu, dlatego każdy, kto mógł ustać na nogach, szedł z nami. A ja naprawdę nie mogłam chodzić".
Zobacz też:
Komentarze
Prześlij komentarz