Schmalkalden: podróż śladami nadzorczyni Luisy Danz!
W zeszłym roku odbyłam długą, bo niemal dwutygodniową, podróż po Niemczech. Na kilka dni zatrzymałam się w Turyngii i miałam ku temu poważny powód: chciałam zobaczyć miejsca związane z biografią Luisy Danz. Zanim została nadzorczynią, całe swoje dzieciństwo i młodość spędziła właśnie w Turyngii, między miejscowościami Walldorf, Schmalkalden i Meiningen. Po wojnie, procesie sądowym i dziesięcioletnim więzieniu, Danz wróciła w rodzinne strony i pozostała tam do końca życia. W poprzednim wpisie pokazałam Wam małą miejscowość Walldorf, w której Danz się urodziła i w której zmarła - została pochowana na tamtejszym cmentarzu. Tym razem przygotowałam zdjęcia z mojego krótkiego pobytu w mieście Schmalkalden, które znajduje się 20 kilometrów od Walldorf. W Schmalkalden mieszkała rodzina państwa Danz, tam Luise uczęszczała do szkoły i pracowała na poczcie i to właśnie ze Schmalkalden wyjechała na szkolenie do Ravensbrück.
Do Schmalkalden pojechałam pociągiem. Wzięłam ze sobą rower, który towarzyszy mi w każdej dalszej podróży i ułatwia mi poruszanie się po mniejszych miejscowościach. Przewóz roweru w niemieckich pociągach jest niezwykle przyjemny i łatwy. W każdym pociągu znajdują się miejsca na rowery, można je wygodnie przypiąć, a samemu zająć miejsce w fotelu. Akurat na trasie do Schmalkalden nie było dużego zatłoczenia, byłam jedyną z niewielu osób, które w wybranym dniu przewoziły rower pociągiem. Co ciekawe - w Turyngii nie płaci się za przewóz roweru w pociągu, jeśli kupi się bilet całodzienny Lander Ticket!
Z Erfurtu do miejscowości Wernshausen dojechałam w niecałe dwie godziny. Natomiast, aby dojechać do Schmalkalden i nie tracić czasu, musiałam przesiąść się w drugi, bardziej lokalny pociąg. Na stronie kolei DB sprawdziłam godzinę odjazdu tego drugiego pociągu i co mnie pozytywnie zaskoczyło: ten drugi pociąg był skoordynowany z rozkładem jazdy tego pierwszego. Czyli miałam jakieś 20 minut czasu na przesiadkę.
Całość podróży umilały mi niezwykłe widoki z okien pociągu: teren pomiędzy Erfurtem a Meiningen był dość mocno wzniesiony i gęsto zalesiony. Nigdy wcześniej nie przejeżdżałam przez Turyngię, był to dla mnie całkiem nowy i nieznany obszar. Od miasta Meiningen do Wernshausen teren stał się już bardziej otwarty, pociąg jechał w takiej jakby kotlinie. W dali majaczyły małe, urocze miasteczka i widać było kolejne wzniesienia.
Ostatecznie wysiadłam na docelowej stacji: Schmalkalden! Przywitał mnie mały retro dworzec, w stylu fachwerkowej zabudowy i upał. Szybko skierowałam się do centrum miasteczka używając do tego nawigacji GPS. Chciałam schować się przed palącym słońcem. Nie miałam też całego dnia na zwiedzanie. Schmalkalden było tylko chwilowym przystankiem, tego samego dnia miałam też podjechać do Walldorf. Ledwie przekroczyłam próg starówki, a moim oczom ukazały się widoki niczym z... bajki! Nie mogłam uwierzyć w to, co widzę!
Nagle znalazłam się w innej rzeczywistości! Czułam się, jakbym spacerowała po sztucznie zbudowanej makiecie jakiegoś miasta czy planie filmowym. Wszystko wyglądało tak pięknie, że aż nienaturalnie. Podobną architekturę widziałam już w Dolnej Saksonii, w Lüneburgu i Celle, ale dopiero w Schmalkalden natężenie domów z muru pruskiego zrobiło na mnie gigantyczne wrażenie! Moja znajoma koleżanka z Niemiec, która pochodzi z Turyngii powiedziała mi później, że tak wygląda większość miasteczek w tym Landzie - wow!
Wszystkie domy były odnowione, pomimo tego, że niektóre powstały kilkaset lat temu! Nie widziałam żadnego pustostanu ani po prostu nieodnowionego budynku. Zdaje się, że całe miasteczko przeszło ostatnio gruntową renowację. Chodniki były ekstremalnie czyste i też wymienione na nowe. Małe kawiarenki kusiły, aby wejść do środka lub usiąść przy stoliku i nacieszyć oczy tymi widokami. Muszę przyznać, że wpadłam w lekką euforię - czułam prawdziwe szczęście, że opłacił mi się trud dalekiej podróży. Znajdowałam się w samym środku wielkich Niemiec, w fachwerkowym raju!
Jedna z kawiarenek na rynku skusiła mnie ofertą lodów w pucharkach. Upał się nasilił, więc bez wahania usiadłam przy stoliku i zamówiłam lody, które też wyglądem przypominały zabudowę Schmalkalden. Wąskimi uliczkami spacerowali turyści, w większości niemieccy emeryci. Młodzi ludzie śmigali co chwila na rowerze. Senna, letnia atmosfera.
I wtedy też przyszła mi do głowy myśl: dlaczego Luise Danz wyjechała stąd do Ravensbrück? Miała dość małomiasteczkowego klimatu? Nie była zadowolona ze swojej pracy na poczcie? Czy jednak miłość do niemieckiego lekarza SS przeważyła nad jej losem? Mając wokół siebie tyle pięknych widoków, czy chcielibyście z tego zrezygnować? Ale w latach 40. XX wieku Schmalkalden zapewne nie wyglądało tak zachęcająco jak dziś. Małe miasteczko z senną atmosferą nie miało zbyt wiele do zaoferowania dla młodej dziewczyny, chcącej wyrwać się z domu, by zasmakować atrakcji świata...
Starówka z zabytkową zabudową to nie wszystko, co można zwiedzić w Schmalkalden. Nieświadomie, spacerując w głąb coraz to węższych uliczek, zaczęłam wspinać się pod górę, aż nagle moim oczom ukazał się duży budynek z bramą wjazdową. Wyglądał na zabytkowy (lecz oczywiście też odnowiony) i kształtem przypominał zamek. Tak, w Schmalkalden jest wzgórze zamkowe z imponującą zamkową budowlą! Jak się okazało, zamek pochodzi z XIII wieku! Ze wzgórza roztacza się fantastyczny widok na całe miasteczko i okolice. A jeśli jest zamek, to musi być...
...ogród zamkowy! I jest! I to jaki! W tamtym momencie Schmalkalden wywindowało w moim rankingu pięknych miejsc niemalże na sam szczyt. No, z tym szczytem to żartuję, jednak to, jak doskonale zadbany jest ogród zamkowy świadczy, że Schmalkalden dąży do miana perfekcyjnie zadbanego miasteczka.
Sam ogród ma charakter tarasowy z kilkoma piętrami. Oko cieszą równo skoszone trawniki, bukszpanowe obwódki przycięte jak od szablonu, wypielone kwiatowe byliny. Pod ścianami ładnie wyeksponowano dojrzewające krzaczki winogron. Pod nimi ławki w cieniu, dla tych, co już się zmęczyli spacerowaniem. Nie wiem, gdzie dalej ciągnął się ten zamek i ogrody - musiałam wracać, było wczesne popołudnie, a przede mną kolejne etapy podróży. Tego samego dnia musiałam zwiedzić jeszcze Walldorf i oczywiście zdążyć na ostatni pociąg do Erfurtu, a ten (jak pamiętam) odjeżdżał z Walldorf nieco po 19:00.
Sam ogród ma charakter tarasowy z kilkoma piętrami. Oko cieszą równo skoszone trawniki, bukszpanowe obwódki przycięte jak od szablonu, wypielone kwiatowe byliny. Pod ścianami ładnie wyeksponowano dojrzewające krzaczki winogron. Pod nimi ławki w cieniu, dla tych, co już się zmęczyli spacerowaniem. Nie wiem, gdzie dalej ciągnął się ten zamek i ogrody - musiałam wracać, było wczesne popołudnie, a przede mną kolejne etapy podróży. Tego samego dnia musiałam zwiedzić jeszcze Walldorf i oczywiście zdążyć na ostatni pociąg do Erfurtu, a ten (jak pamiętam) odjeżdżał z Walldorf nieco po 19:00.
W Schmalkalden spędziłam niezwykle miły czas! Nie spodziewałam się, że podróżując śladami nadzorczyni, trafię do tak uroczej miejscowości. Czasami, kiedy się tego nie spodziewamy, jesteśmy czymś pozytywnie zaskakiwani i takim też miejscem okazało się dla mnie małe miasteczko Schmalkalden, leżące centralnie pośrodku Niemiec. Jeśli kiedyś będziecie w tej okolicy - koniecznie sami zobaczcie na własne oczy to miejsce! Skradnie ono Wasze serce!
Zobacz też:
Komentarze
Prześlij komentarz