"Biały Efekt": Efingerki z obozu Birkenau
Była w obozie grupa więźniarek, które miały szczególne względy i nikt, ani SS-manki, ani "zielone", ani wartownicy, nie miał odwagi z nimi "zadrzeć".
Były to więźniarki wchodzące w skład kommanda "Kanada". Pracowały w baraku, gdzie mieścił się skład odzieży odebranej przybywającym do obozy Żydom. Barak ten nazywał się ENTWESUNGKAMMER w wolnym tłumaczeniu komora gazowa do dezynfekcji i tępienia insektów z odzieży. Szefem tego kommanda w latach 1941-1943 był SS-Unterschartfüfrer Gerhard Effinger. Jak opisuje Seweryna Szmaglewska w swoich wspomnieniach pt. "Dymy nad Birkenau":
"Wie to każdy w obozie, że w walce z efingerkami spotkać się musi z Effingerem. Dlatego sytuacja ich jest lepsza niż innych pracownic. Ich granatowe kombinezony znane są wszystkim i wszędzie otwierają im wstęp. Nie zdarza się, żeby ktoś ośmielił się uderzyć efingerkę".
W skład kommanda efingerek wchodziły tylko Polki i Żydówki, bo jak pisała Szmaglewska: "tam gdzie trzeba myśleć i pracować nie zatrudnia się Niemek. One nadają się tam gdzie trzeba dobrze bić". Effinger bardzo dbał o swoje pracownice. Jako jedyne w obozie miały prawo do kąpieli, o co Effinger toczył nieustanne kłótnie z capo zarządzającą łaźnią. Ponad to miały regularnie zmieniać bieliznę, o co również często wybuchały kłótnie z obsługą magazynu odzieżowego. Te wszystkie zabiegi nie służyły tylko poprawie wyglądu więźniarek. Effinger, chyba jako jedyny z Lagerführerów, zdawał sobie sprawę, że tylko przy zachowaniu podstawowej higieny nie wybuchnie epidemia tyfusu czy dyzenterii w jego kommandzie.
Praca effingerek zaczynała się o 4.30. Nie brały udziału w apelu tylko prosto ze swojego baraku biegły do "szóstki". Po wejściu do baraku zamieniały pasiaki na granatowe kombinezony robocze. Effinger sam wymyślił taki strój dla swojego kommanda. Kombinezony miały nie tylko chronić podczas pracy ale również wyróżniać, dlatego efingerki nosiły białe kołnierzyki i białe chustki na głowach wiązane z tyłu głowy oraz szerokie pasy w talii. Jeszcze przed porannym apelem efingerki musiały przenieść uprzednio przygotowane rzeczy do komory dezynfekcyjnej, porozwieszać ją i zamknąć szczelnie drzwi (dezynfekcja odbywała się przy pomocy cyklonu B w niskim stężeniu). Potem ich praca polegała na sortowaniu i przeglądaniu odzieży. Każą sztukę należało przejrzeć i sprawdzić czy pod podszewką nie ukryto kosztowności, pieniędzy, lub innych wartościowych przedmiotów oraz odpruć naszywki z gwiazdą Dawida. Wszystkie znalezione przedmioty trafiały do szefa, który powinien był oddać je zwierzchnikom jednak większość zatrzymywał dla siebie. W jego pakamerze znajdowały się stosy walizek, w których przechowywał co wartościowsze rzeczy i stopniowo wywoził do Niemiec.
Efingerki były cichymi zaopatrzeniowcami obozu. Z ogromnych magazynów wynosiły swetry, chusteczki, pończochy, koszule, bieliznę, rękawiczki. Cięły prześcieradła na bandaże i opatrunki. Z futer robiły wkładki do butów. Wyniesienie tych rzeczy było banalnie proste. Ich kombinezony miały szerokie nogawki, przy kostce zaś był mocny ściągacz wkładały więc tą kontrabandę do nogawek. Efingerki miały możliwość poruszania się po terenie obozu kobiecego bez eskorty, więc kiedy szły po kawę czy zupę wynosiły z magazynów tyle ile mogły unieść i przekazywały zaufanym więźniarkom, a te przekazywały dalej. Dzięki ich pomocy wiele kobiet pracujących w polu i przy budowie dróg przeżyło zimę.
Effinger traktował swoją służbę w obozie jako zło konieczne. Nigdy nie uderzył żadnej ze swoich pracownic, nie znęcał się nad nimi psychicznie, nie wyzywał. Jedynymi karami jakie stosował to był "sport". Stosował go tylko wtedy gdy przyłapał którąś z kobiet na wynoszeniu rzeczy z magazynu albo kiedy nie przestrzegała higieny. Robił to zawsze ostentacyjnie, tak żeby widzieli wszyscy wartownicy. Kazał dziewczętom skakać biegać, stać na jednej nodze, czołgać się. Mogło to trwać i trzy godziny. Potem jak gdyby nigdy nic kazał wejść kobietom do bloku i umyć się.
Effinger często kazał efingerkom śpiewać. Wystawiał przy tym "straże", bo śpiewanie po polsku było surowo zabronione i karane chłostą. Jego ulubioną piosenką była "Rozszumiały się wierzby płaczące". Słuchał i prosił o przetłumaczenie słów.
Komando Effingera działało do połowy 1943. Seweryna Szmaglewska opisuje w swoich wspomnieniach tragiczny finał służby Gerharda Effingera.
"Effinger co pewien czas wyjeżdżał na krótki urlop do Niemiec (niestety nie wiadomo dokąd). Po jednym z takich wyjazdów ok. stycznia 43 roku Effinger zaczął pić. Po obozie chodziły plotki, że jego dom został zbombardowany, a żona i dzieci zginęli pod gruzami. W pijackim widzie strzelał w baraku pełnym pracownic, prawie codziennie urządzał efingerkom sport. Często gorzko mówił: "So wie so Krematorium, so wie so Birkenau" (Tak czy tak krematorium, tak czy tak Brzezinka).
W końcu ktoś doniósł do komendanta Hössa o jego skandalicznym zachowaniu. Komendant wraz z kilkoma oficerami przyszedł do bloku szóstego rozmówić się z Effingerem. Sam Effinger nieświadomy niczego upił się jak zwykle i spał na stercie ubrań. Żeby ratować szefa efingerki nakryły go kocami i kołdrami. Po wyjściu komendanta efingerki obudziły szefa, a ten zataczając się poszedł do swojej pakamery. Wchodząc zatoczył się tak gwałtownie, że upadł rozbijając sobie nos. Po pewnym czasie znowu zjawił się Höss ze swoją świtą. Efinger spał, a drzwi do jego pokoju zamknięte były na klucz. Esesmani krzyczeli, szarpali drzwi, walili pięściami, aż w końcu wyważyli drzwi. Effinger nie był w stanie ustać na nogach. Pośród ogólnego krzyku padały słowa ojczyzna, honor, Führer. W końcu Effinger wykrzyczał co myśli o tej ojczyźnie, honorze i Führerze mówiąc: 'Sram na Birkenau i na Auschwitz! Sram na Niemcy! I na Führera i na was też! Pracując wolni wyjdziecie przez krematorium trzecie'. W tym momencie zapanowała cisza. Po chwili drzwi skrzypnęły i do baraku wszedł woźnica i eskortujący go strażnik. Przyjechali po wygazowaną odzież. Esesmani zaś natychmiast pochwycili Effingera i wrzucili go na wóz krzycząc 'Nach Auschwitz!'".
Tekst: Ewelina Ślipek, 3obieg.pl
Źródła:
Seweryna Szmaglewska "Dymy nad Birkenau", Czytelnik, Wa-wa 1967.
Rudolf Höss "Autobiografia" , Wydawnictwo Prawnicze, Wa-wa 1989.
Zobacz też:
Komentarze
Prześlij komentarz