Ludzie spod Oświęcimia: Nowe Muzeum Pamięci
Otwarto nowe muzeum w Oświęcimiu
Tutaj od razu muszę sprostować: Muzeum Pamięci Mieszkańców Ziemi Oświęcimskiej otwarto w maju 2022 roku. Jednak jest to najnowsze muzeum jakie powstało ostatnio w Oświęcimiu, a co jeszcze bardziej niezwykłe: znajduje się w bezpośrednim sąsiedztwie byłego obozu KL Auschwitz. Czy myślicie, że w związku z tym przyjeżdżają do niego tłumy turystów? Niestety nie, a szkoda - bo nowoczesne muzeum szeroko opisuje sposoby pomocy niesionej przez mieszkańców samego miasta, jak i miasteczek wokół Oświęcimia więźniom obozu koncentracyjnego.
Jeśli oglądaliście już film "Strefa interesów" to doskonale pamiętacie postać młodej kobiety, która za dnia pracowała jako cywilna pracownica w willi Hössa, natomiast w nocy wychodziła w teren i rozkładała potajemnie owoce lub cukier w miejscach, w których pracowali więźniowie. Pamięci takim cichym bohaterów poświęcone jest to niezwykłe muzeum!
Miałam okazję zwiedzić to muzeum we wrześniu 2023 roku. Zapoznanie się z wystawą może być doskonałym uzupełnieniem wiedzy o historii obozu KL Auschwitz i całego regionu.
Multimedialna forma wystawy pozwala widzom jeszcze bardziej doświadczyć i poczuć emocje, jakie towarzyszyły świadkom historii. Istotą ekspozycji są filmy zbudowane na relacjach świadków. Żywe wspomnienia o codzienności okupacyjnej przedstawiają brutalny świat utrwalony w pamięci świadków.
Przestrzeń muzealna jest oszczędna kolorystycznie, pojawiają się trzy kolory szary, czarny i jako dodatek czerwony, co nawiązuje do logo muzeum. Cała aranżacja jest minimalistyczna i służy temu, aby zwiedzający mógł skupić uwagę na opowiadanych historiach. Wspomnienia i relacje świadków historii uzupełniają artefakty umieszczone w nowoczesnych, podświetlanych gablotach. Szczególnie interesujące są pamiątki po Helenie Płotnickiej niosącej pomoc więźniom KL Auschwitz, zamordowanej za swoją działalność w obozie czy wyposażenie apteki Marii Bobrzeckiej - farmaceutki z Brzeszcz, dostarczającej leki więźniom. Umieszczona w gablocie przedwojenna walizka z Brzezinki stanowi symbol zmieniających się tragicznych losów mieszkańców ziemi oświęcimskiej. Towarzyszyła ona swoim właścicielom podczas wysiedleń - przesiedleń, kiedy postanowiono utworzyć w Brzezince obóz koncentracyjny.
Spotkanie z Dorotą Mleczko pt. "O Muzeum Pamięci Mieszkańców Ziemi Oświęcimskiej"
Źródło: ODK Zasole (YouTube)
Źródło: ODK Zasole (YouTube)
Wystawa zlokalizowana jest na trzech piętrach budynku. W pierwszej strefie zwiedzający mogą podziwiać rzeźbę autorstwa światowej sławy artysty Igora Mitoraja, pochodzącego z Grojca. W tej strefie goście Muzeum na jednym z pierwszych w Polsce ekranów sferycznych zobaczą film ukazujący piękno ziemi oświęcimskiej. Na ścianie umieszczony został ekran dotykowy, dający możliwość przybliżenia historii tego regionu. W drugiej strefie zwiedzający m.in. przejdą przez ekran parowy, który niczym kurtyna odsłania poprzez wyświetlane zdjęcia przeszłość z okresu międzywojennego. Wystawa multimedialna dotycząca II wojny światowej ma formę labiryntu, w którego wydzielonych przestrzeniach zwiedzający ma możliwość wysłuchania wspomnień świadków. W nowoczesnych gablotach umieszczone zostały obiekty związane z czasami okupacji niemieckiej, a także bohaterskimi postaciami.
Źródło: visitmalopolska.pl
Do muzeum można wejść z dwóch stron: od strony ulicy Stanisławy Leszczyńskiej oraz od strony Maksymiliana Kolbego. Muzeum dysponuje własnym parkingiem. Jeśli będziecie w Oświęcimiu warto poświęcić dwie godziny i zobaczyć tą ekspozycję. Muzeum jest bardzo nowoczesne i multimedialne, a w oprowadzeniu pomaga audio przewodnik. Na koniec warto również nadmienić, że sam budynek należał do kompleksu obozu Auschwitz i nosił nazwę "Lagerhaus". Znajdowały się w nim magazyny mąki, cukru i kaszy dla załogi SS.
Na koniec zamieszczam tekst z artykułu prasowego "Ludzie spod Oświęcimia", który znalazłam na wystawia w Muzeum Pamięci Mieszkańców Ziemi Oświęcimskiej. Uzupełnieniem tekstu są kadry z filmu "Strefa interesów" ukazujące cichą pomoc cywilnych mieszkańców Oświęcimia względem więźniów obozu.
"Ludzie spod Oświęcimia"
Tomasz Sobański, tekst z 1959 roku
Wystarczy powiedzieć, napisać, usłyszeć słowo 'Oświęcim' lub 'Auschwitz', by jeszcze dziś, 14 lat po zakończeniu wojny, odnawiały się w ludzkiej pamięci jak żywe - obrazy masowych zbrodni SS, by w wyobraźni rysowały się kontury skrawka ziemi w dorzeczu Wisły i Soły, odciętego od reszty świata pasmem kolczastych drutów.
Nazwa małego, powiatowego miasteczka stała się symbolem martyrologii więźniów 28 narodów, których ponad 4 miliony zginęły na największym, choć obejmującym zaledwie 170 hektarów pobojowisku i cmentarzysku świata.
Kilku tysięcy ludzi nie zgniotła machina hitlerowskiego kombinatu śmierci. Mimo, że byli w pojęciu okupanta, gestapo, SS tyko numerami i pierwszymi kandydatami do komór gazowych - zachowali godność człowieka, nawet gdy fizycznie nie byli do niego podobni. Napiętnowani tatuażem, ostrzyżeni, ubrani w pasiaki, maltretowani fizycznie i moralnie, solidaryzowali się w akcji samoobrony, organizowali obozowy ruch oporu, a z czasem podejmowali nawet walkę, w której nie byli osamotnieni.
I właśnie dzisiaj, w czternastą rocznicę wyzwolenia dawnego obozu w Oświęcimiu przez Armię Radziecką, chciałem napisać kilka słów o cichym i nieocenionym sojuszniku więźniarskiej społeczności - o mieszkańcach okolicznych Brzeszcz i Jawiszowic, miasta Oświęcimia i Rajska, Łęk i Bierunia, Skidzina i Brzezinki, Bielan i Chrzanowa.
Już w parę miesięcy po założeniu obozu w dawnych koszarach austriackich, kilku cywilów zatrudnionych tu jako elektrycy pomogło zbiec więźniowi Wiejowskiemu. Wkrótce potem, 18 lipca 1940 roku, wizytował tereny obozowe wyższy dowódca SS i policji we Wrocławiu, późniejszy kat Warszawy Gruppenführer Erich von dem Bach-Zelewski. Oczywiście zainteresował się ucieczką Tadeusza Wiejowskiego i w konsekwencji zarządził: natychmiastowe rozstrzelanie aresztowanych cywilów oraz strzelanie do osób cywilnych płci męskiej napotkanych na rozszerzonym i odgrodzonym drutem kolczastym terenie przyobozowym. Von dem Bach wydał również rozkaz służbie bezpieczeństwa i policji, aby członkowie tych jednostek przeprowadzili akcję 'oczyszczenia całego obszaru w promieniu 5 km wokół obozu z podejrzanej, mającej wstręt do pracy hołoty'.
Do powierzonego mu dzieła Höss przystąpił z gorliwością. Wysiedlano 'błyskawicznie' mieszkańców okolic obozu, domy ich burzono przy pomocy więźniów z Abbruchkommando, a materiał rozbiórkowy wykorzystywano do nadbudowy parterowych budynków mieszkalnych w obozie. Władze SS i policja usuwały z mieszkań Polaków i Żydów na polecenie Göringa, z którym dogadał się członek zarządu koncernu IG Farben, dr Otto Ambros. Kierownik produkcji Buna-Werke upatrzył sobie tereny oświęcimskie jako najkorzystniejsze miejsce do budowy nowych zakładów chemicznych. Niemcom potrzebne były kwatery dla pracowników, zatrudnionych przy wznoszeniu zakładów. Tam też mieli rozpocząć pracę od 1941 roku więźniowie. Decyzja taka zapadła na konferencji z udziałem komendanta obozu Hössa, Sturmbannführera Kraussa z WVHA, inżynierów Fausta, Floetera, Murra i dr Duerfelda - przedstawicieli IG Farben.
Po co o tym piszę? Otóż na tzw. Bunie w Dworach koło Oświęcimia więźniowie nawiązywali mimo terroru i szykan z cywilami narodowości polskiej pierwsze szersze kontakty. Kontakty te groziły obu stronom nawet śmiercią. Mimo to więźniowie otrzymywali od cywilnych Polaków to żywność, to papierosa, to znów kawałek bandaża czy ciepłe skarpety. W burzonych domach przy moście nad Sołą znajdowało się pod cegłami pieczywo z pobliskiej piekarni, podkładane nocą z narażeniem życia. Tak też było w zwałach gruzu przy oświęcimskich ulicach Legionów, Krótkiej, Polnej czy Kolejowej.
Z godną podziwu odwagą zbliżały się do pasiastych grup eskortowanych przez SS, kobiety ze wsi Rajsko, Brzezinki, Broszkowic i Harmęż, z których niedawno je wysiedlono. Czasem udało się podrzucić pracującym więźniom bochenek chleba, cebulę, tytoń. Innym razem kobiety padały spoliczkowane albo pod razami karabinowej kolby.
W późniejszym okresie szukano siły roboczej w KL Auschwitz dla kopalni węgla w Brzeszczach i Jawiszowicach. Powstawały coraz liczniejsze tzw. Aussenkommanda (grupy pracujące poza terenem obozu) a wraz z nimi szersze możliwości kontaktów ze światem zewnętrznym. Wykrycie ich przez SS równoznaczne było z osadzeniem w bunkrach bloku 13 (później 11), ze skierowaniem do karnej kompanii lub karą śmierci.
Kiedy okrzepł oświęcimski ruch oporu i narosła potrzeba przekazywania światu prawdy o obozie - wielką rolę w przekazywaniu nielegalnej poczty odegrali mieszkańcy okolic Oświęcimia. M.in. przez ręce Helenki, pseudo Lech, pracowniczki tzw. Haus 7 - przeszły dziesiątki grypsów. Kierownictwo obozowego ruchu oporu miało utartą drogę przez Austriaczkę Marię Stromberger - siostrę z SS-mańskiego szpitala. Ludzie spod Oświęcimia byli pomocą w tworzeniu kanałów przerzutowych dla uciekinierów; oni to wysyłali za druty paczki żywnościowe, lekarstwa. Każde zapotrzebowanie na mitigal, glukozę lub inne zastrzyki realizowała aptekarka z Brzeszcz. W umówionych punktach, kilka kilometrów od obozu, oczekiwali gdy zaszła potrzeba na uciekinierów - więźniów, pracownicy kopalni Brzeszcz - Władysław Pytlik i Milek Golczyk. Mało tego. Mieli dla nich legitymacje kopalniane, z kartą żywnościową i 'Urlaubscheinem' włącznie.
Za kontakty z więźniami, pomoc i przekazywanie grypsów aresztowano mieszkankę Brzeszcz Bronisławę Dłuciak. Osadzonna w obozowym bunkrze, maltretowana przez Politische Abteilung podczas przesłuchań, nikogo nie wsypała.
Pierwszym punktem oporu dla uciekających były domy Niklów w Skidzinie nad Sołą, Bystroniów w Jawiszowicach i Jedlińskich we wsi Zasole. Gdy np. Tadeusz Nikiel odbierał na punkcie więźnia Mariana Łaptasia, młodziutka łączniczka Danusia Bystroniówna lustrowała teren, a synowie Jedlińskiej - górnicy z Brzeszcz przygotowywali z Frankiem i Julianem Niklami ucieczkę Kazikowi Szwembergerowi.
Od lipca 1944 roku pierwszą kwaterą bojówki podoświęcimskiej, złożonej z uciekinierów, a kierowanej przez czerwonego harcerza Kostka Jagiełłę, był domek Chmielniaków w Bielanach - Zasolu. Ich córka Stefcia, oddała bojówkarzom nieocenione przysługi. Stary Chmielniak opłacił pomoc dla więźniów własnym życiem. Torturowany przez gestapo zmarł. Matkę Stefci wywieziono do obozu koncentracyjnego w Austrii. Podobny los spotkał rodzinę Dusików z Łęk. Po nieudanej ucieczce członków ruchu oporu, komunistów austriackich Ernsta Burgera, Rudi Frimmla, Vesely'ego oraz Polaków: Świerczyny, Piątego i Reynocha - aresztowano Franka i Wandzię Dusików. Ojciec ich zginął od kul SS-manów, podczas strzelaniny koło swego domu. Poległ również Kostek Jagiełło.
Organizatorami drogi przerzutu na trasie Oświęcim - Kraków byli m.in. Hałanowie, rodzina Kieresów z Chrzanowa i kilku innych ludzi, których nazwisk nie mogło się, a właściwie nie należało poznać. Zbiegów obozowych prowadziło się najczęściej nocą, przez Zator ku granicy Generalnej Gubernii, a potem brzegiem Wisły do Krakowa. Po przekroczeniu granicznego pasa, wręczano im 'Kennkarty' i legitymacje z jakiegoś zakładu pracy czy instytucji. Oczywiście fikcyjne, ale doskonale podrobione.
W Krakowie sojusznikami bojówkarzy i uciekinierów było wielu ludzi. Nie znałem wszystkich. Kwatery otrzymywaliśmy najczęściej u robociarzy z krakowskiej elektrowni Wiśniewskiego i Rumiana. U nich właśnie przebywali Marian Łaptaś, Kostek Jagiełło, Lucjan Motyka, Kazimierz Szwemberg, Kazimierz Wojnarek i kilku innych. Pomagali oświęcimiakom pracownicy krakowskiej gazowni. 'Matką' ich była Teresa Lasocka. To ona właśnie prowadziła niektórych do szpitala przy ul. Kopernika, gdzie tamtejsi lekarze i personel pomocniczy badał chorych z narażeniem życia lub wycinali tatuowane na lewym przedramieniu numery.
Tyle wspomnień o ludziach spod Oświęcimia, cichych i bezimiennych sojusznikach więźniarskiej braci, tworzących potężne ramię obozowego ruchu oporu. Niektórzy zmarli po wyzwoleniu, często zapomniani, jak aptekarka z Brzeszcz, 'mama' Niklowa, jej mąż Franciszek ze Skidnia, Austriaczka Maria Stromberger z dalekiego Bregenz nad Jeziorem Bodeńskim. Wielu naszych przyjaciół żyje, ale nie zawsze w najlepszych warunkach, niektórzy potrzebują pomocy, o którą nie pozwala im prosić wrodzona skromność. Warto się nimi zająć. Wszystkim powinniśmy dać przynajmniej trochę moralnej satysfakcji.
Zobacz też:
Komentarze
Prześlij komentarz