Podobóz Ravensbrück: Königsberg/Neumark

"Przyjechałyśmy rano do tego miejsca, gdzie znajdował się podobóz. Było to w miasteczku, które wtedy nazywało się Königsberg in der Neumark, a teraz nazywa się Chojna. Położone blisko Odry, ale już na wschodnim brzegu Odry. Ten podobóz znajdował się na skraju miasteczka, ale w pewnej odległości. Były to baraki, które służyły organizacji Hitlerjugend podczas różnego rodzaju takich letnich obozów, zgrupowań, tak że one nie były przystosowane do użytkowania w zimie. Te baraki stały tak po dwa, równolegle obok siebie i takich par baraków było chyba cztery, jeżeli dobrze pamiętam. One otaczały plac apelowy. Oprócz tych baraków mieszkalnych były baraki gospodarcze. W jednym znajdowała się kuchnia, gdzie przygotowywano i wydawano posiłki. W tym samym baraku znajdowała się szwalnia, w której mi potem przyszło pracować. Takie mam wspomnienie, że baraki stały tak jak gdyby na takim lekkim wzniesieniu, które otaczało niewielką dolinkę. I ta dolinka to był właśnie ten plac apelowy. Cały teren obozu był otoczony podwójną linią drutów kolczastych. Mnie się wydaje, że [Niemcy] mieli chyba poza podobozem budynki, gdzie mieszkali. A tutaj pewnie były jakieś pomieszczenia, w których oni dyżurowali.

Chojna. Widok na obóz i Kościół Mariacki, rok 1942
Źródło: chojna.pl

Była duża umywalnia, w której były takie jakby koryta blaszane i nad tymi korytami były krany, oczywiście tylko z zimną wodą, a szyby w oknie tej umywalni były wybite, tak że temperatura była prawie taka jak na zewnątrz. Ja się co dzień myłam do pasa zimną wodą. Wiele osób chorowało, ale tam było tyle powodów po temu, żeby chorować, bo i to, że się marzło przy tych robotach na zewnątrz, przecież ubranka tośmy miały takie cieniusieńkie, cieniusieńkie, i to niedożywienie, i brak witamin, to wszystko razem. Myślę, że takie osoby, które były już w stanie terminalnym, pewnie były wywożone do Ravensbrück. Wiem na pewno, że obóz liczył tysiąc osób, tak że tych baraków musiało być więcej. Wiem to z rozmów z innymi więźniarkami, które były zorientowane, na przykład kuchnia była zorientowana, na ile osób przygotowuje posiłki.

MARSZ ŚMIERCI - film dokumentalny [Königsberg Neumark] 
Źródło: Królewska Chojna

Żadnych nazwisk [Niemców] nie mogę podać, bo nie było w ogóle takiego źródła informacji. Nikt się nam nie przedstawiał, nie spotkałam się z tym, żeby którakolwiek z więźniarek wiedziała, jak się nazywają te [nadzorczynie]. Była komendantka i oprócz kilku tych takich aufzejerek jeszcze było kilku żołnierzy, którzy tam nas też pilnowali. To byli starsi mężczyźni, którzy prawdopodobnie już nie bardzo się nadawali do służby frontowej i tutaj tę służbę pełnili. Oczywiście dzień zaczął się od apelu, komendantką obozu była Niemka, sam jej sposób bycia wskazywał na to, że jest to osoba zasadniczo zła, niechętna, starająca się w jakiś sposób uprzykrzyć życie więźniarkom. 

Obóz był powołany głównie do prac ziemnych, ponieważ trzeba było budować lotnisko. Front już się zbliżał i chodziło o splantowanie i przygotowanie terenu dla lotniska wojskowego. Myśmy miały narzędzia typu łopaty, kilofy i oprócz tego niektóre z tych prac były zmechanizowane. Był taki mały pociąg i wagoniki, na te wagoniki ładowałyśmy ziemię. Pociąg obsługiwał cywil, Niemiec, który nienawidził z nami pracować i na przykład było tak, że jak myśmy tę ziemię ładowały na wagoniki, to ten mężczyzna, specjalnie tak puszczał parę z tego parowozu, żeby nas poparzyć. 

Obóz nie był tak bardzo szczelnie ogrodzony, [tylko] siatka i drut kolczasty, widać było to, co się dzieje na zewnątrz i vice versa: ludzie znajdujący się na zewnątrz widzieli to, co dzieje się w obozie. Słyszałam, jak jakaś kobieta z dwojgiem dzieci szła wzdłuż ogrodzenia obozu i tłumaczyła po niemiecku tym dzieciom: 'Patrzcie, tutaj, za tymi drutami siedzą bandyci'. Tak że w taki sposób [nas postrzegała ludność]. 

Chojna. Filia KL Ravensbrück [Dyskusja]
Źródło: IPNtvPL

W czasie jednego z apelów komendantka obozu wyszukiwała osoby znające język niemiecki, tych osób było mało. Było kilka Austriaczek, to były starsze kobiety i właściwie ich jedyną winą to było to, że ich mężowie byli Żydami. Została powołana pracownia krawiecka i ze względu na znajomość języka zostałam wyznaczona na kierowniczkę tej pracowni nie mając większego pojęcia o szyciu. Umiałam jedynie przyszyć guzik i zacerować tam jakąś dziurę i na tym koniec. Jednak bardzo szczęśliwie się złożyło, bo do tejże samej pracowni została przydzielona Polka również z tego samego transportu powstańczego co ja, ale pochodząca z Pomorza. Bardzo miła i taka wartościowa osoba, która doskonale umiała szyć. Tym sposobem, jeżeli trzeba było tam, w tej pracowni, wykonać coś, co było trudniejsze, to już ja nie musiałam się martwić o to, żeby to było dobrze zrobione. 

Zdjęcie przedstawiające filię obozu Ravensbrück w Königsberg  in der Neumark
Źródło: archiwum: Piotr Karpicki/chojna.pl

W tej pracowni było nas kilka, oprócz tej pani Osińskiej i mnie były właśnie te Austriaczki i była bardzo ładna, kulturalna, młoda dziewczyna, taka chyba mniej więcej w moim wieku, pochodząca z Jugosławii. Jeden z tych dozorców Niemców, starszy mężczyzna, niski, krępy, potwornie brzydki co rano przychodził do naszej pracowni i kazał sobie właśnie tej ślicznej Jugosłowiance czyścić buty. Ona musiała przed nim tam przykucnąć czy przyklęknąć po to, żeby wyczyścić buty. W ogóle praca w tej pracowni krawieckiej była znacznie lżejsza niż ta ciężka praca w terenie. Poza tym miała taką bardzo wielką zaletę, że tuż obok, w sąsiednim baraku, znajdowała się kuchnia. W kuchni pracowały oczywiście więźniarki i myśmy się wzajemnie wymieniały usługami. Na przykład myśmy im podrzucały w razie potrzeby nici, igły, a one z kolei tam troszkę nam zawsze jakiejś żywności. Nie w taki sposób, żeby to były powiedzmy pełne porcje, tylko dajmy na to kilka ugotowanych ziemniaków".

Anna Jelinowska
Źródło: 
Historia Mówiona, Ośrodek "Brama Grodzka – Teatr NN"


Zobacz też:

Komentarze

Popularne posty:

Translate