10 błędów w książce Daniela Browna "The Beautiful Beast"

 

W 2024 roku w Polsce ukazała się już czwarta edycja książki amerykańskiego profesora Daniela Patricka Browna pt. "The Beautiful Beast". W Ameryce do tej pory były dwa wydania: w 1996 i w 2004 roku. Chciałabym przeanalizować fragmenty tej książki, która jest dosyć często cytowaną pracą na temat osoby Irmy Grese. W publikacji jest jednak wiele drobniejszych i większych błędów, których czytelnik może od razu nie wyłapać. Warto jednak mieć na uwadze te nieprawidłowości, zwłaszcza, że do niektórych z nich można przypisać bardzo konkretne dokumenty. Autor nie naniósł żadnych poprawek od 2004 roku. Książka zdecydowanie wymaga aktualizacji i dostosowania jej do najnowszych badań! 

Daniel Patrick Brown, autor książki "The Beautiful Beast".

Przejrzałam wiele recenzji polskich czytelników, zamieszczonych w serwisie "lubimyczytać" i niestety muszę zgodzić się z opiniami negatywnymi: w tej książce zbyt dużo miejsca autor przeznaczył na wstęp, podziękowania i analizy psychologiczne, a zbyt mało uwagi poświęcił samej głównej postaci. I nic w tym dziwnego, gdyż korzystał z dostępnych wówczas w ograniczonej ilości książek na temat procesu załogi Belsen, jednak już nie z zasobów archiwalnych Miejsc Pamięci. Ciekawą recenzję znalazłam na stronie "vaterland.pl", w której Joanna Bielan rozprawia się z informacjami podanymi przez autora. Zapraszam przy okazji do zapoznania się z tym tekstem: "Piękna Bestia" - recenzja książki.

Amerykańskie wydania książki "The Beautiful Beast" z 1996 i 2004 roku.

Wybrałam 10 błędów z rozdziału "Osąd i egzekucja", gdyż tutaj pojawiło się wiele nieścisłości, które wymagają dopisania komentarza. Korzystam z polskiej wersji książki, czyli z najnowszego wydania z 2024 roku, wydawnictwa Replika. W amerykańskiej wersji podtytuł brzmi: "Życie i zbrodnie SS-Aufseherin Irmy Grese", natomiast w polskiej skrócono tylko do: "Zbrodnie SS-Aufseherin Irmy Grese". Tak, jakby jej wcześniejsze życie poza pracą w obozach nie było zbyt ważne i ciekawe. Ogólnie książka Daniela Particka Browna mocno koncentruje się na zaprezentowaniu sadystycznego zachowania Irmy Grese. Publikacja cytuje wiele artykułów prasowych z 1945 roku, powielając te same histeryczne wówczas frazesy o "zimnych oczach" i "zaciśniętej szczęce", dodatkowo podkreślając "dziecinność", "niedojrzałość emocjonalną" oraz "dziwaczność" Irmy Grese. Zapewne w 1996 roku mogło to wzbudzić sensację czy oburzenie. Jednak dziś badacze Zagłady, a tym bardziej nazistowskich sprawców, nie chcą już na siłę doszukiwać się takiej sensacyjności - chcą pracować na bezpośrednich źródłach! 

Dwie okładki polskiego wydania "Pięknej Bestii" z 2010 roku.

Nie podoba mi się żadna z czterech okładek polskich wydań tej książki. Jakby nie można było dać samego zdjęcia Irmy, tylko twórcy przerabiają jej zdjęcia: albo nakładają obrys ludzkiej czaszki na jej twarz, albo dają w tle lustro z odbitą czaszką, a w ostatnim wydaniu zdjęcie portretowe Irmy Grese z 1945 roku jest przefiltrowane przez AI, z dodatkową swastyką w tle. Mimo to, najlepsza według mnie jest okładka drugiego i trzeciego wydania. W trzeciej wersji pojawił się też zarys ogrodzenia z Birkenau. Zamiast zdjęcia jej twarzy sprzed czasów służby można było dać całe zdjęcie z procesu, na którym ma numer "9". Bo tutaj nagle w tle pojawiają się dwie inne kobiety z numerami i nie wiadomo, o co chodzi. Czwarta okładka jest koszmarna i przerysowana - zdjęcie Irmy Grese z tymi mocno podkrążonymi oczami jest bardzo niekorzystne dla niej samej, a i tak jest dziś chętnie przerabiane i demonizowane. 

Polskie wydania książki "Piękna Bestia: 2017 i 2024 rok.

Joanna Bielan niemalże wyjęła mi z usta to, co chciałam powiedzieć lub napisać w odniesieniu do książki Daniela Patricka Browna. Wiele, wiele lat temu kontaktowałam się z nim, ale odkąd sama zaczęłam zbierać informacje o Irmie Grese i w ogóle o nadzorczyniach, wiele z podanych faktów przedstawionych w tej książce zaczęłam osobiście sprawdzać i analizować. Przypadek Irmy Grese pokazuje, jak łatwo jest zniekształcić naleciałości sprzed dziesiątek lat. I jak długą drogę trzeba pokonać, aby dotrzeć do źródła tych informacji! Nie można dać się ponieść niezdrowej sensacji czy dziennikarskiej histerii.     

"Jeśli ktoś zna już historię Grese i ma ogólną wiedzę z dziedziny historii i psychologii, może potraktować tę książkę jako niezwykle dobitny przykład tego, jak w czasach obecnych traktowana i opisywana jest historia. To jest doświadczenie, które warto zdobyć, gdyż książka Daniela Patricka Browna jest jedną z bardzo wielu podobnych publikacji, a sama Irma Grese, jako osoba budząca silne emocje i liczne kontrowersje, jest często opisywana w artykułach i na blogach. Szkoda, moim zdaniem, by wśród tych wszystkich opinii i emocji zaczęło ginąć to, co chyba jest najważniejsze. Fakty".
Joanna Bielan, fragment recenzji książki "Piękna Bestia", vaterland.pl


1. Str. 179: "Irma Grese, razem z innymi strażniczkami nosiła ciała do wykopanych dołów".

A to ciekawe. Na żadnym z zachowanych zdjęć archiwalnych ani kronice wyzwolenia obozu Belsen nie widać Irmy Grese. Dlaczego? Czyżby nie zwrócono uwagi na młodą nadzorczynię? Stało się tak, ponieważ w tym samym czasie, gdy nadzorczynie grzebały ciała więźniów, Irma Grese została rozpoznana jako członkini personelu SS chodząca po obozie w cywilnych ubraniach, a następny tydzień spędziła w areszcie - według wspomnień żołnierzy brytyjskich, którzy jej pilnowali. Nie było więc możliwości, aby Irma Grese brała udział w grzebaniu zwłok. Dzięki temu uniknęła też potencjalnego zakażenia tyfusem. 

2. Str. 182: "17 maja 1945 roku strażników i strażniczki z Belsen przeniesiono ze szkoły czołgistów do miasta Celle, gdzie pozostali aż do ogłoszenia wyroków".

To też nie jest dokładna informacja. Aresztowane osoby systematycznie przewożono z aresztu na terenie dawnych koszar SS do aresztu w Celle. Irmę Grese przywieziono do Celle 14 maja 1945 roku, natomiast Josefa Kramera przywieziono tam 1 lipca 1945 roku. Potwierdzenie tych informacji można znaleźć w księdze rejestru więźniów w dzisiejszym archiwum Justizvollzugsanstalt Celle. Rzecz jasna, oskarżeni nie pozostali w Celle "aż do ogłoszenia wyroków", czyli do 17 listopada 1945 roku, tylko do 13 września 1945 roku, kiedy to zostali przewiezieni do aresztu sądowego w Lüneburgu.

3. Str. 188: "Według 'New York Timesa' tylko Irma Grese, 21-letnia blondynka, będąca u Kramera szefową strażniczek, zachowywała ciągle buntowniczy, stanowczy wyraz twarzy, kontrastujący z tak starannie wypielęgnowanym wyglądem".

Cytowanie gazet z 1945 roku i jednocześnie przyjmowanie tamtych opisów za prawdę objawioną - jest słabe i nie ma nic wspólnego z warsztatem historyka. W gazetach Irma Grese przedstawiana była jako "przełożona nadzorczyń", "nadzorczyni odpowiedzialna za cele śmierci w Belsen" lub jako "asystentka Kramera" - wszystkie te przypisane Irmie Grese funkcje nie miały odzwierciedlenia w rzeczywistości! Pisanie, że przez cały proces Irma Grese miała "buntowniczy wyraz twarzy" też nie jest właściwym opisem. A poza tym, czy młoda dziewczyna nie miała prawa chcieć wyglądać elegancko w sądzie, jeśli tylko miała taką możliwość? Irma Grese już jako nastolatka przywiązywała dużą uwagę do swojego wyglądu - czemu więc miała tego nie robić jako dorosła osoba? 

4. Str. 194: "Między jej wrogą postawą i głupim, dziecinnym snuciem bzdurnych mrzonek na temat 'Hatchiego', zarysowuje się tak samo wyraźny, co absurdalny kontrast". 

Daniel Patrick Brown przez całą książkę usilnie stara się przedstawić Irmę Grese w jak najmniej korzystnym świetle. Wielokrotnie podkreśla, że była "dziecinna", "głupia", "naiwna"... Znając kontekst wydarzeń z kwietnia 1945 roku, kiedy Hatzinger zmarł na tyfus, to zachowanie Irmy Grese w czasie procesu (mocno przeżywającej śmierć przyjaciela), nie wydaje się nadto "bzdurnymi mrzonkami o Hatchim". Zresztą w czasie rozmów w areszcie w Lüneburgu z siostrą Helene, Irma wielokrotnie wspominała o Hatzingerze, próbując w ten sposób sama siebie pocieszyć, już po wyroku skazującym mówiąc, że "ktoś czeka na nią na górze". Oczywiście miała na myśli swojego zmarłego przyjaciela. Nie wiem, czy chęć ukojenia swoich emocji związanych z traumą procesu sądowego oraz zbliżającej się śmierci można określić jako "absurd". To raczej działanie naszej ludzkiej natury i psychologiczny mechanizm obronny umysłu. 

5. Str. 205: "Irma Grese nie zdała sobie sprawy z wyroku śmierci aż do momentu powrotu do celi więziennej".

To nieprawda. Znalazłam fragment książki, w którym wspomniano, że obrońca Irmy Grese, major Cranfield pocieszał ją już w poczekalni, po ogłoszonym wyroku. Tak samo niektóre artykuły prasowe opisywały wygląd skazanych wsiadających do ciężarówek, a "twarz Irmy Grese schowana była w dłoniach". Z dużym prawdopodobieństwem Irma Grese rozpłakała się już w budynku sądu i zapewne płakała przez kolejne godziny. Była całkowicie świadoma tego, co się stało i co to oznacza.  

6. Str. 206: "I rzeczywiście, 8 grudnia 1945 roku Montgomery odrzucił apelacje wszystkich funkcjonariuszy SS".

Montgomery podpisał utrzymanie wyroków skazujących na śmierć w dniu 7 grudnia 1945 roku. Odpowiednie dokumenty znajdują się w archiwum The National Archives. 

7. Str.207: "10 grudnia skazanych na śmierć przeniesiono z więzienia w Lüneburgu do legendarnego miasta Hameln". 

11 skazanych osób zostało przewiezionych z aresztu w Lüneburgu do więzienia w Hameln w dniu 11 grudnia 1945 roku i o godzinie 12:00 wojskowe ciężarówki wjechały na teren więzienia. Te informacje mają swoje potwierdzenie w dokumentach z Canadian War Museum. 

8. Str. 209: "Siostra Irmy, Helene, przyszła do więzienia i tak długo krzyczała do cel, aż w końcu zlokalizowała tę, w której przebywała jej siostra. Helene następnie wracała każdego z tych ostatnich dni przed egzekucją, aby rozmawiać z siostrą".

Sytuacja, którą opisał Daniel Patrick Brown nie wydarzyła się w Hameln, tylko w... Lüneburgu! Helene Grese często przychodziła pod okna aresztu, gwizdała na palcach, a wtedy Irma stawiała krzesło na stół, wchodziła i próbowała machać przez szybę do siostry. W ten sposób mówiły sobie "dobranoc". Informacja pochodzi z wywiadu z Helene Grese z 1987 roku. Albo Patrick Brown błędnie przetłumaczył tekst wywiadu albo specjalnie zmienił miejsce akcji, aby podnieść dramaturgię sytuacji: oto Irma Grese zaraz będzie prowadzona na śmierć, ale jej siostra krzyczy do niej z ulicy... Doskonale wiadomo, że w Hameln nikt poza personelem więzienia oraz żołnierzami brytyjskimi nie mógł nawet zbliżyć się do murów więziennych: pobliskie ulice zostały zamknięte dla ruchu, a na murach stali żołnierze. Rodzeństwo Irmy Grese zostało w Lüneburgu. Dopiero w styczniu 1946 roku Lieschen Grese pojechała do więzienia w Hameln i rozmawiała z pastorem, który uczestniczył w egzekucji Irmy Grese.

9. Str. 212: "Skazane przeniesiono z parterowych cel w pobliże podwójnej szubienicy i w wieczór poprzedzający dzień ich stracenia otrzymały dodatkowe porcje kiełbasy, bułek i kawy". 

Skazanych nigdzie nie przenoszono. Wszyscy od razu zostali ulokowani w pojedynczych, mikroskopijnych celach i nigdzie nie byli wypuszczani na żadne spacery (jak pokazano w filmie "The Last Hangman"). Wszyscy byli rozmieszczeni na piętrze, w tym samym korytarzu, w którym zainstalowano szubienicę. Dlatego też skazani słyszeli wszelkie dźwięki dochodzące 12 grudnia z pokoju egzekucyjnego. A także słyszeli jak kopane są ich własne groby. Okna cel wychodziły na "mały zachodni dziedziniec" - ten sam, na którym po dwóch dniach wszyscy zostali pochowani. Chyba nie ma nic gorszego dla człowieka, który czeka na własną śmierć i słyszy jak kopią dla niego grób. Dlatego Irma Grese (możliwe, że zrobiła to, aby czymś zająć myśli) napisała wiersz, w którym określiła te ostatnie chwile w swoim życiu jako "dręczenie" ("Choć i w Hameln nas dręczono, żadne ludzkie oko tego nie widziało"). Bo w rzeczywistości to była psychiczna udręka: powtarzający się huk otwieranej zapadni i ciągły odgłos kopanej grobowej ziemi. 

10. Str. 214: "Po skrępowaniu w korytarzu jej rąk, Pierrepoint - niewiele od niej starszy, masywnie zbudowany mężczyzna w mundurze brytyjskiego żołnierza - eskortował ją na szubienicę. Grese szybko wspięła się po po siedmiu stopniach na podest. Pierrepoint zaznaczył kredą zapadnię i dziewczyna szybko stanęła w wyznaczonym punkcie. Następnie Grese ucałowała krucyfiks podany przez pułkowego kapelana i zamknęła oczy. Pierrepoint drżąc wymamrotał: 'Przebacz mi' i nałożył biały kaptur, a potem stryczek na szyję skazanej. (...) Zgodnie z brytyjskimi przepisami powieszeni skazańcy mili pozostawać na szubienicy przez godzinę, żeby było pewne, że egzekucja odbyła się w sposób skuteczny; dodatkowo sanitariusz wstrzykiwał powieszonemu pentothal sodium. Po odcięciu od stryczka ciała zostały złożone do dwunastu przygotowanych trumien".

Cały ten fragment z opisem wykonania wyroku można wyrzucić do kosza. Patrick Brown pisze o tym, że egzekucja  Irmy Grese "w różnych źródłach została błędnie opisana, a sam nie miał pojęcia, jak wyglądała brytyjska szubienica. Poza osobami Irmy Grese i kata Pierrepointa nic się nie zgadza w tym, co przedstawił czytelnikowi Daniel Brown. 

Wymienię więc te błędy po kolei:

a) Albert Pierrepoint urodził się w 1905 roku. Nie jest wcale trudno policzyć, że w 1945 roku miał 40 lat. Irma Grese miała dopiero co skończone 22 lata. Różnica wieku między tymi osobami wynosiła 18 lat. To nie jest "niewiele starszy mężczyzna"! 

b) Pierrepoint nie był "dobrze zbudowanym mężczyzną w mundurze brytyjskiego żołnierza" - skąd takie informacje o tym mundurze? Pierrepoint nawet o tym nie wspominał. Był cywilnym katem, nie wojskowym! Nosił zwyczajne garnitury, eleganckie, ale garnitury. 

c) Irma Grese nie mogła "wspiąć się po siedmiu schodkach", bo w pokoju egzekucyjnym... nie było żadnych schodów prowadzących na zapadnię! Autor miał w wyobraźni szubienicę w stylu amerykańskim, taką jak przy wieszaniu zbrodniarzy z Norymbergii! W więzieniu w Hameln zbudowano szubienicę według brytyjskiego prawa, z płaską zapadnią bezpośrednio w podłodze. Na ten cel wybito otwór między w podłodze między piętrem, a parterem gdzie spadało ciało. 

d) Możliwe, że większość osób nie zdaje sobie sprawy, że wyprowadzenie skazańca z jego celi, związanie mu rąk, zaprowadzenie do pokoju egzekucyjnego, ustawienie go, założenie kaptura i pętli trwało... 1 minutę. Nie byłam przy tym osobiście, jednak sam Pierrepoint napisał, że chciał, aby skazaniec przebywał w pokoju egzekucyjnym maksymalnie 20 sekund! Tyle trwało jego wejście, stanięcie na tej zapadni (odpowiednio na środku łączenia skrzydeł drzwi) i to, kiedy kat zakładał ten kaptur i zaciągał pętlę (która musiała jeszcze być dobrze dopasowana w odpowiednim miejscu) no i jeszcze pociągał za wajchę. 
Nie wydaje mi się, aby w przypadku skazanych z Belsen Pierrepoint chciał pobić swój życiowy wynik szybkości wieszania, jednak miał na uwadze to, aby trwało to jak najkrócej. Nie było możliwości, aby dopiero po wejściu do pokoju egzekucyjnego, Pierrepoint zostawił Irmę stojącą gdzieś z boku przy świadkach, a sam zaczął rysować miejsce na zapadni, w którym powinna stanąć. Ten znak narysował zapewne rano, przed rozpoczęciem egzekucji. 

e) Według mnie nikt ze skazanych nie całował krzyży. Irma Grese była ewangeliczką, więc jak już coś, to raczej by chyba całowała Pismo Święte. Ale myślę, że nie robiono aż takiego "cyrku". Taka czynność niepotrzebnie wydłużyłaby czas egzekucji o kolejne sekundy. Obecność stojącego pastora/księdza modlącego się szeptem już w pełni wystarczyła. 

f) "Pierrepoint drżąc wymamrotał: 'Przebacz mi'...". To już całkowita fikcja. Brown pisze o neonazistach pokazujących odwagę Irmy Grese, by sam pisać, jak bardzo kat był przejęty tą egzekucją. Będąc całkowicie szczerą, wydaje mi się, że owszem - Pierrepooint poważnie podchodził do godności osób umierających - jednak był profesjonalistą i już niejedną kobietę w swoim zawodzie kata powiesił. Czemu miałyby mu ręce drżeć właśnie przy wieszaniu Irmy Grese? A jeszcze te słowa "przebacz mi...". OK - była taka reguła w daaawnych czasach, że kat prosił osobę, na której ma dokonać egzekucji, aby mu symbolicznie przebaczyła. Ale to były bardzo, bardzo dawne czasy! Czy akurat to byłoby stosowne, aby w przypadku wieszania zbrodniarzy z Belsen, prosić o przebaczenie niemiecką zbrodniarkę? Po angielsku? Niech pan Brown nie będzie śmieszny... 

g) No i wstrzyknięcie trucizny. To prawda, w czasie pierwszych serii egzekucji w Hameln osobom, u których mocno biło serce po powieszeniu - wstrzykiwano roztwór chloroformu, a nie amerykańskiego "penthotal sodium". Tą czynność wykonywał nie "sanitariusz", tylko lekarz, brytyjski patolog, dr Buckland. Truciznę podawał dosercowo lub dożylnie. Osobę uznawano za w pełni zmarłą, jeśli przestało jej całkowicie bić serce. W tamtych czasach kierowano się kryteriami akcji serca, a nie mózgu, jak jest dzisiaj w medycynie. Osoby na których wykonywano egzekucje metodą "długiego sznura" nie szarpały się na linach, czyli nie wykonywały tzw. "tańca wisielczego", gdyż wpadały w natychmiastową głęboką nieprzytomność. Rzecz jasna, z powodu dłuższego niedotlenienia po zaciśnięciu pętli, złamaniu kręgów szyjnych i zmiażdżeniu rdzenia kręgowego, mózg osób wiszących na sznurze obumierał. Ten nietypowy stan określono jako "śmierć w śpiączce". 

h) "Po odcięciu od stryczka..." - jakim odcięciu? Czy pan Brown nigdy nie widział brytyjskich sznurów szubienicznych? Chyba nie... Irma Grese nie zawisła na sznurowadle, tylko na profesjonalnie wyprodukowanym i specjalnie przygotowanym sznurze, który dostarczono z... Londynu. Sznurów szubienicznych nie odcinano, ponieważ ich koszt produkcji był dość wysoki, były to certyfikowane liny, a każda z nich miała swój numer w rejestrze i należała do stałego ekwipunku kata. Przecięcie takiego grubego sznura trwałoby... jakiś czas. Była też taka zasada, że sznur wykorzystywano tylko jeden raz przy jednej egzekucji, później sznury były odsyłane do Londynu i... naprawiane. Tego typu dokumenty również znajdują się w archiwach z The National Archives. 
Skoro Irmy Grese nie odcięto od sznura, to jak zdejmowano takie bezwładne, ważące 68 kilogramów ciało, zawieszone prawie dwa metry nad podłogą? Też się nad tym zastanawiałam. Rzecz jasna, Pierrepoint wiedział, jak szybko zdjąć ciało, aby móc przygotować linę do kolejnej egzekucji. Istniały specjalne dźwignie do zamontowania mniejszych sznurów, które przekładano pod pachami osoby wiszącej, dzięki czemu można było w bezpieczny sposób zsunąć ją na sam dół. Najpierw oczywiście była konieczność podniesienia tego ciała w górę, powyżej zapadni, aby przeciągnąć te liny pomocnicze i zdjąć stryczek. Profesjonalizm Pierrepointa i jego asystentów z pewnością zapewnił sprawne zdejmowanie ciał skazanych.  


W książce Daniela Patricka Browna jest o wiele więcej błędów niż te, które wybrałam oraz opisałam. Cały czas zastanawiam się, dlaczego autor sam nie poddał krytyce własnej książki i nie wykonał całościowej korekty tekstu?! Skoro zarabia na tej książce, a czytelnicy przy każdym kolejnym wznowieniu edycji, otrzymują nie do końca prawdziwe informacje, powielające te same błędy i uprzedzenia wobec Irmy Grese - to chyba coś tutaj nie gra?
To nie jest w porządku! 
Zastanawiam się też, dlaczego żaden historyk z Niemiec nie wrócił w swoich badaniach do tematu Irmy Grese: czy jest ona nadal aż tak bardzo kontrowersyjną postacią, czy jej życie już po prostu nikogo nie interesuje? Znalazłam błędy w niemieckich artykułach, a najpoważniejszy dotyczy dnia jej śmierci. W książce "Im Gefolge der SS" oraz na wystawie o nadzorczyniach w Ravensbrück - jako datę śmierci Irmy Grese podano: 12 grudnia 1945 roku. Ja rozumiem, nie wiedzieć, czy Irma Grese śpiewała w celi śmierci nazistowskie pieśni, czy religijne psalmy, ale nie znać jej dokładnej daty śmierci, która wypisana jest na brytyjskich dokumentach i która została podana w telegramie nadanym tego samego dnia do kwatery BAOR? Zwróciłam uwagę na ten błąd w mailu do pani Constanze Jaiser. Ale czy zostanie on poprawiony? 

Na planszy z biografią Irmy Grese w Miejscu Pamięci Ravensbrück zamieszczono błędną datę jej śmierci: 12 grudnia 1945 roku. Irma Grese zmarła 13 grudnia 1945 roku.

Każdy badacz Zagłady powinien śledzić na bieżąco najnowsze ustalenia, zwłaszcza, że dziś można bez problemu dotrzeć (nie wychodząc z domu) do archiwalnych dokumentów w każdym miejscu na świecie! Osobiście korespondowałam z archiwum w Woldegk w Meklemburgii, z archiwum Miejsca Pamięci Bergen-Belsen, z archiwum w Londynie oraz z Canadian War Museum w Ottawie i do niektórych z tych miejsc pojechałam, aby na miejscu przeprowadzić kwerendę, bo chciałam na własne oczy zobaczyć dokumenty Irmy Grese. 

Skoro mi się to udało, a nie jestem z wykształcenia historykiem, ani pracownikiem żadnej instytucji - to tym bardziej osoby pracujące jako edukatorzy czy naukowcy - będą mogły z tych archiwalnych zasobów korzystać! To naprawdę nie jest trudne, wymaga tylko przeznaczenia odpowiedniej ilości czasu, oraz pieniędzy, aby pojechać do Niemiec czy Anglii i bezpośrednio dotrzeć do źródeł archiwalnych: mieć jako taki fizyczny kontakt z "ciałem" Irmy Grese. Na blogu postaram się opisać sposób pozyskiwania konkretnych dokumentów, bo to jest w tym wszystkim dziś najważniejsze: nie "zaciśnięte usta Irmy Grese", tylko ślady, które pozostały - 80 lat po jej śmierci!   


Zobacz też:

Komentarze


Popularne posty:

Translate