12/13.12.1945: "Siedem księżyców" Irmy Grese

"Co wycierpieliśmy przez siedem księżyców..."
Z dużą trudnością przychodziło Irmie Grese rozstawanie się ze światem doczesnym. Żegnała się listownie z rodziną i znajomymi, a także przesłała swoje "ostatnie pozdrowienie" w krótkiej formie poetyckiej, napisanej w nocy na kilka godzin przed śmiercią.
O tym, co działo się 12 grudnia 1945 roku w więzieniu Hameln, na dzień przed pierwszą serią egzekucji zbrodniarzy jest wiadome z kilku źródeł: zachowanych dokumentów z "The National Archives", z kolekcji Petera Claphama oraz ze wspomnień samego kata, Alberta Pierrepointa.
Bardzo możliwe, że wieczorem 12 grudnia, do osób skazanych przyszedł ksiądz katolicki lub pastor, aby - jeśli sobie życzyli - mogli się wyspowiadać oraz otrzymać błogosławieństwo.
Zapis o posłudze duchowej pojawił się na dokumencie "Executions at Hameln" z dnia 1 grudnia 1945 roku. Wcześniej przygotowano także imienną listę osób skazanych z opisem ich religijnego wyznania.
"Należy zapewnić dostępność lokalnych kapelanów wyznania więźniów przeznaczonych do stracenia, aby mogli zaspokoić swoje potrzeby duchowe podczas pobytu w Hameln".
Memorandum "Executions at Hameln", 1.12.1945. The National Archives, FO1060/239.
Lista osób upoważnionych do przebywania na terenie więzienia Hameln w dniu
wykonywania egzekucji. Peter Clapham Collection, Acc. No 19810899-001_8
wykonywania egzekucji. Peter Clapham Collection, Acc. No 19810899-001_8
Helene Grese także wspomniała o tym, że Irma chciała, aby był przy niej pastor. Nazwiska dwóch osób duchownych widnieją także na liście świadków obecnych w czasie egzekucji. Może dzisiaj trudno jest sobie wyobrazić Irmę Grese modlącą się w celi o swoje zbawienie, a jednak wyraźnie czuć w jej pożegnalnych listach silne nawiązanie do duchowości oraz wyobrażeń na temat "życia po życiu". Z pewnością Irma Grese wychowana była w religijnym środowisku, a wiara ewangelicka stanowiła ważny element jej osobowości.
"W Hameln pragnęła pastora, który także był przy niej".
Helene Grese, wywiad z 1987 roku.
Peter Wiebke miał okazję rozmawiać z Lieschen Grese w latach 80., dowiedział się wówczas, że w styczniu 1946 roku Lieschen pojechała do Hameln, gdzie udało jej się nawiązać kontakt z pastorem Richardem Graewe, który był świadkiem egzekucji Irmy Grese. Z dużą pewnością można dziś potwierdzić to, że Irma rozmawiała z pastorem i chciała duchowo przygotować się do swojej "wędrówki w zaświaty".
Do ostatniej chwili dyskutowano też nad pochówkiem ciał, a kiedy podjęto decyzję i 12 grudnia 1945 roku odpowiedni dokument dotarł do sztabowych wydziałów Brytyjskiej Armii Renu, w więzieniu Hameln rozpoczęto kopanie dołów grobowych dla osób, na których miały być wykonane wyroki następnego dnia i prace tą wykonywano przez cały dzień. Wiadomo, że grunt w miejscu wybranym na pochówki, czyli na "małym zachodnim dziedzińcu", nie nadawał się do tradycyjnego pochówku: ziemia była zagruzowana, prawdopodobnie były to pozostałości po budynkach, które stały nad rzeką, zanim w 1836 roku rozbudowano zakład karny w Hameln.
Znalazłam też dokument z 31 lipca 1946 roku, podpisany przez inspektora z miasta Hameln o nazwisku Krumsiek, który był odpowiedzialny w grudniu 1945 roku za prawidłowe przygotowanie ziemi do pochówku ciał. Dokument znajduje się w zasobach archiwum miasta Hameln i można znaleźć go w rejestrze "Acc. 1997 / 12 Nr. 3 AZ: 67-4-42-17".
Kwestia ziemi przeznaczonej na groby dla powieszonych osób była bardzo ważna: Brytyjczycy zarządzający więzieniem mieli świadomość, że powieszenia sądowe z dnia 13 grudnia 1945 roku nie będą jedynymi egzekucjami niemieckich zbrodniarzy w brytyjskiej strefie okupacyjnej. Tak więc "mały zachodni dziedziniec" miał stać się masowym grobem, w którym zmieściłoby się nawet kilkadziesiąt trumien...
"Na polecenie władz miejskich w zeszłym roku nadzorowałem wykopanie pierwszych grobów. Przy tej okazji zapoznałem się z warunkami glebowymi. Dostępny teren składa się w większości z nasypu, który w 90% składa się z żwiru, gruzu budowlanego itp., a więc jest mało rozkładalny. Częściowo znajdują się tam również stare mury, wykonane z gorącego wapna, które podczas wykonywania grobów można usunąć jedynie za pomocą młota pneumatycznego. Podczas wykopywania dotychczasowych grobów konieczne było użycie młota pneumatycznego. Należy przypuszczać, że podczas zasypywania grobów, pomimo uszczelnienia poszczególnych trumien popiołem drzewnym – zawsze układa się 3 trumny jedna na drugiej – nie można uzyskać idealnego uszczelnienia od góry. Moim zdaniem nie jest również możliwe wsiąkanie do podłoża. Ze względu na warunki glebowe może dojść do wsiąkania wilgoci, również w wyniku poziomu wód gruntowych, które podnoszą się i opadają wraz z poziomem pobliskiej rzeki Wezery. Groby muszą mieć głębokość 3,30 m. Moim zdaniem konieczne będzie zgłoszenie wszystkich zastrzeżeń władzom wojskowym. Przede wszystkim należy zwrócić uwagę na przepisy, których należy przestrzegać przy zakładaniu nowych miejsc pochówku. (...) W przyszłości dla Hameln ważne będzie, aby kwestia ta została uregulowana w sposób zasadniczy i ogólny dla wszystkich zainteresowanych stron oraz aby wydano odpowiednie instrukcje".
Stadtarchiv Hameln, Acc. 1997 / 12 Nr. 3 | AZ: 67-4-42-17
"Mały zachodni dziedziniec" na terenie Zuchthaus Hameln w 1980 roku.
W tym miejscu do marca 1954 roku znajdowało się 91 ciał powieszonych osób.
Zdjęcie dzięki uprzejmości pana Bernharda Gelderbloma.
W tym miejscu do marca 1954 roku znajdowało się 91 ciał powieszonych osób.
Zdjęcie dzięki uprzejmości pana Bernharda Gelderbloma.
Można sobie tylko wyobrazić, co znaczyło użycie młoda pneumatycznego dla skazanych, czekających w swoich maleńkich celach na wykonanie wyroku śmierci. To jest chyba najbardziej przerażające w całej tej tragicznej sytuacji: czekanie na własną śmierć, przymusowe słuchanie wszelkich dźwięków dochodzących z dziedzińca pod oknami cel, które świadczyły o kopaniu grobów, a także huku otwieranej co chwila szubienicznej zapadni z pokoju egzekucyjnego, o czym wspominał w swojej autobiograficznej książce sam kat Albert Pierrepoint.
"Tego dnia w więzieniu Hameln Królewscy Inżynierowie właśnie ukończyli budowę komory egzekucyjnej, na końcu jednego ze skrzydeł. Znajdowała się ona po prawej stronie długiego korytarza przylegającego do cel skazańców, najmniejszych cel, w jakich kiedykolwiek widziałem ludzi. Pierwszym, kogo zobaczyłem, był Josef Kramer, były komendant. Rozpoznałem go od razu.
Idąc dalej tym ciemnym korytarzem, słyszałem odgłosy łopaty i skrobania na dziedzińcu więziennym. Był to drażniący i nerwowy hałas w miejscu, które w przeciwnym razie byłoby martwą ciszą. Spojrzałem przez okno i zobaczyłem grupę robotników, którzy pracowicie kopali trzynaście grobów na następny ranek. Nie było wątpliwości, że skazani również słyszeli ten dźwięk. Poskarżyłem się na to funkcjonariuszowi więziennemu, ale powiedziano mi, że nic nie da się zrobić, aby temu zapobiec. 'Groby trzeba wykopać, a ziemia jest zamarznięta. Jest pełna kamyków i krzemienia i musimy wykonać tę pracę dzisiaj, żeby zdążyć na czas'.
Poszedłem przetestować szubienicę. Przeprowadziliśmy kilka zrzutów, które przekonały mnie, że to wystarczy. Wróciłem korytarzem, a trzynaście twarzy z Belsen wciąż przyciskało się do krat, obserwując mnie. Nigdy w życiu nie widziałem bardziej żałosnego tłumu skazańców. Wiedziałem, że ich zbrodnie są potworne, ale nie nie mogłem powstrzymać współczucia dla nich. Kiedy wspomniałem o tym młodemu brytyjskiemu żołnierzowi, który był tam obecny, powiedział: 'Gdybyście byli w Belsen z tymi ludźmi, nie moglibyście im współczuć'.
Albert Pierrepoint "Executioner:Pierrepoint".
Fragment "małego zachodniego dziedzińca", na którym między 1945 a 1947 rokiem
grzebano ciała 91 powieszonych osób. Źródło: "Die Hingerichteten-Gräber am Wehl
sollen jetzt eingeebnet werden", DEWEZET, 3.11.1975
grzebano ciała 91 powieszonych osób. Źródło: "Die Hingerichteten-Gräber am Wehl
sollen jetzt eingeebnet werden", DEWEZET, 3.11.1975
Pierrepoint był odpowiedzialny za przygotowanie skazanych do ważenia, co miało kluczowe znaczenie przy ustawieniu długości liny dla każdego z osobna. Strażnicy więzienni jak i żołnierze brytyjscy starali się wykonywać wszystkie polecenia kata, dzięki którym egzekucje mogły odbyć się w planowanym czasie i bez żadnych utrudnień.
"Po obiedzie czekała mnie praca, której nigdy wcześniej nie wykonywałem jako kat. Musiałem nadzorować ważenie oraz mierzenie trzynastu skazanych, aby obliczyć moje spadki. W Wielkiej Brytanii zazwyczaj robili to strażnicy więzienni, zanim przybyłem na miejsce zdarzenia. Na drugim końcu korytarza, gdzie twarze stale wpatrywały się w nas, ustawiliśmy wagę i miarkę wzrostu, którą zabraliśmy ze szpitala więziennego. Sześciu niemieckich strażników więziennych pełniących wartę śmierci stało obok, aby nam pomóc.
'Strażnicy, zamknąć okienka!'; - zawołał O’Neil, a funkcjonariusze zatrzasnęli uchylne, podłużne drzwiczki zasłaniające małe kraty kontrolne. (...) Po zmierzeniu i zważeniu dziesięciu mężczyzn O’Neil rozkazał: 'Irma Grese!'. Wyszła z uśmiechem z celi, tak ładna, jak tylko można sobie wyobrazić dziewczynę.
'Ile macie lat, Grese?'. Z kokieterią i uśmiechem odrzekła: dwadzieścia jeden.
(...) Z zawiniątkiem pod pachą wróciłem do swojego pokoju i spędziłem kolejne dwie godziny, ustalając długość spadku, jaka będzie potrzebna dla każdego ze skazanych. Nie było to proste zadanie, ponieważ musiałem uwzględnić korektę spadku po każdej egzekucji, a to w pewnym stopniu kontrolowało kolejność, w jakiej odbierałem więźniów. Bardzo zależało mi, aby nie pomylić żadnego spadku. Podczas tej bezprecedensowej, wielokrotnej egzekucji łatwo byłoby wezwać skazańców w niewłaściwej kolejności.
Jednak jakkolwiek skomplikowałoby to operację, podjąłem decyzję, że muszę najpierw zabrać kobiety. Cele skazańców znajdowały się tak blisko szafotu, że więźniowie musieli słyszeć powtarzające się odgłosy spadku. Nie chciałem poddawać kobiet temu zbyt długo. Postanowiłem przeprowadzić egzekucję kobiet pojedynczo na początku, a następnie przeprowadzić podwójne egzekucje dla mężczyzn.
Musiałem wrócić jeszcze do komory śmierci, żeby przejść ostatnie testy. Wracałem korytarzem z wpatrzonymi oczami. Przeszliśmy pełną próbę i wiedziałem, że skazani nieuchronnie muszą wiedzieć, co się dzieje.
To był ciężki dzień. Kiedy wracaliśmy do mesy, RSM O'Neil powiedział: ' Albercie, czytałem o egzekucjach, ale nigdy nie sądziłem, że jest tyle do zrobienia'. 'Tak', zgodziłem się, 'to nie jest takie proste, jak czytasz' ".
Alber Pierrepoint, "Executioner: Pierrepoint".
Nic dziwnego, że Irma Grese w wierszu napisanym z nocy 12 na 13 grudnia ten ciężki dla siebie czas określiła mianem "tortur" lub "udręki": "Choć i w Hameln nas dręczono, żadne ludzkie oko tego nie widziało...". Może to świadczyć o tym, jak bardzo cierpiała siedząc samotnie w celi oraz słuchając tych niepokojących dźwięków przez cały dzień.
"Letzter Gruß!", pierwsza strona wiersza Irmy Grese, 12/13/12.1945.
Canadian War Museum, Peter Clapham Collection, Acc. No. 19810899-001_325
Wiersz Irmy Grese "Ostatnie pozdrowienie!" to przejmujący tekst, który można analizować pod kilkoma względami: historycznym, emocjonalnym i symbolicznym. Można spróbować podejść do niego, jak do klasycznego tekstu poetyckiego. Dodatkowo znana jest konkretna sytuacja, w której zostały zapisane te słowa: zaledwie kilka godzin przed zbliżającą się egzekucją autorki tekstu. Wiersz jest podzielony na pięć zwrotek, z których każda zawiera silne emocje: od buntu i determinacji po tragiczne poddanie się losowi. Mamy tu zarówno dumę narodową, jak i podkreślenie cierpienia, jakie autorka i jej towarzysze mieli przeżyć.
Pierwsza zwrotka odnosi się do siedmiu miesięcy ("siedmiu księżyców") od momentu schwytania do egzekucji. Mimo "zła", które ich spotkało, podmiot liryczny twierdzi, że "śmiali się", sugerując wyparcie lęku i godność w obliczu śmierci.
Druga zwrotka to afirmacja niemieckiej tożsamości i wytrwałości. Irma Grese i jej towarzysze nie pozwolili sobie na złamanie ducha. Jest to echo propagandy o niezłomności narodu niemieckiego nawet po klęsce. Właściwie jest to powtórzenie słów z listu pożegnalnego: "nikt nie złamie mojej duszy".
Trzecia i czwarta zwrotka wspominają miejsca związane z procesem i egzekucją (Celle, Lüneburg, Hameln), ukazując je jako areny cierpienia. Jednak podkreślenie "żadne ludzkie oko tego nie widziało" sugeruje, że cierpienie, o którym mówi, nie było dostrzegane przez świat zewnętrzny. Interpretacyjnie może to być zarzut wobec aliantów lub współczesnych Niemców, którzy nie reagowali na los skazanych.
Ostatnia zwrotka ma wyraźnie elegijny ton. Natura pozostaje niezmienna: niebo, ptaki, kwitnące róże, podczas gdy podmiot liryczny przemawia już z głębi grobu. Wysyłanie "tysiąca pozdrowień" z głębokości grobu sugeruje nadzieję na pamięć lub duchowy powrót.
"Letzter Gruß!
1) Was wir in 7 Monden auch gelitten,
alles böse, was wir mitgemacht,
ich sage es jetzt ganz unbestritten,
wir haben über alles nur gelacht.
2) Und will es Euch auch niemand glauben,
wie man uns getreten hat,
die Nerven ließen wir uns nicht rauben.
Wir blieben deutsch und wurden niemals matt.
3) Celle, Lüneburg das sind die Orte
des Grauens
ich finde keine Worte.
4) Ob man uns in Hameln auch gequält,
kein Menschenaug hat dies gesehn,
unsere Stunden hat man schon gezählt,
und stark den letzten Weg wir gehn.
5) Wenn am Himmel blaue Wolken ziehn,
und Vögel singen in der Luft,
wenn die Rosen wieder blühn,
senden tausend Grüße wir
aus tiefer Gruft.
Irma Grese"
"Letzter Gruß!", druga strona wiersza Irmy Grese, 12/13/12.1945.
Canadian War Museum, Peter Clapham Collection, Acc. No. 19810899-001_326
W wierszu bardzo ważną rolę odgrywa symbolika. "Siedem księżyców" to czas od procesu do egzekucji, ale także symboliczna liczba doskonałości i przeznaczenia. "Ostatnia droga" na egzekucję, sugeruje, że skazani idą na śmierć ze świadomością jej nieuchronności. "Głęboki grób" to aluzja do pochówku Irmy Grese i innych skazanych w anonimowych, głębokich mogiłach, zarówno dosłownie, jak i w sensie metaforycznym (zapomnienie, zmazanie pamięci).
Ten wiersz, mimo że napisany przez kogoś, kto został uznany za symbol nazistowskiego okrucieństwa, jest głęboko ludzki w swoim przekazie. Pokazuje emocje osoby stojącej u progu śmierci: nie tylko dumę i upór, ale też pewną melancholię i próbę pozostawienia śladu po sobie. Jest tu charakterystyczny dla więźniów skazanych na śmierć paradoks: z jednej strony przekonanie o własnej niewinności lub niesprawiedliwości wyroku, z drugiej - pogodzenie się z losem i próba nadania sensu swojemu końcowi. Wiersz oddaje to poprzez kontrast między surowymi realiami więzienia a obrazami natury i świata, który trwa dalej.
Szczególnie wymowne jest zakończenie: "prześlemy tysiąc pozdrowień z głębokiego grobu". To nie jest już tylko buntownicza deklaracja. Jest w tym coś więcej, echo przekonania, że śmierć nie kończy wszystkiego. Że w jakiś sposób pamięć pozostanie, że zmarli wciąż mogą mówić. To, co jest mocno kontrastowe, to obecność natury w ostatnich wersach. Róże, ptaki, błękitne chmury, to obrazy, które pojawiają się w literaturze i poezji, kiedy człowiek staje w obliczu śmierci. Tak jakby w tym ostatnim spojrzeniu na świat nie było już nienawiści, tylko pewne oczekiwanie na to, co nadejdzie.
Można powiedzieć, że wiersz Irmy Grese jest jej próbą kontrolowania narracji o sobie, nie jako oprawczyni, lecz jako kogoś, kto znosił cierpienie, kto nie ugiął się pod ciężarem losu. Nawet jeśli nie ma tu cienia refleksji nad jej własnymi czynami, to wiersz pozostaje świadectwem tego, co czuła w swoich ostatnich chwilach. W tym sensie jest bardziej ludzki, niż można by się spodziewać po kimś, kto w historii zapisał się jako symbol bezwzględności.
"Ostatnie pozdrowienie!
1) Co wycierpieliśmy przez siedem księżyców,
wszystko złe, co nas spotkało,
powiem to teraz bez wahania,
śmialiśmy się tylko ze wszystkiego.
2) I choć nikt w to nie uwierzył,
jak nas deptano i gnębiono,
nie pozwoliliśmy sobie odebrać sił.
Pozostaliśmy Niemcami i nie okazaliśmy słabości.
3) Celle, Lüneburg - to są miejsca grozy,
brakuje mi słów, by je opisać.
4) Choć i w Hameln nas dręczono,
żadne ludzkie oko tego nie widziało,
nasze godziny już policzono,
i mocni idziemy w ostatnią drogę.
5) Kiedy na niebie błękitne chmury popłyną,
i ptaki zaśpiewają w przestworzach,
gdy róże znów zakwitną,
prześlemy tysiąc pozdrowień
z głębokiego grobu.
Irma Grese"
"Siedem księżyców" Irmy Grese to jedno z najbardziej sugestywnych i wielowarstwowych wyrażeń w całym wierszu i zdecydowanie nie jest przypadkowe. W kontekście tekstu napisanego tuż przed egzekucją może symbolizować równocześnie czas, los, cykl domknięty i duchową rachubę dni, która wykracza poza zwykłą chronologię. "Siedem księżyców" można czytać nie tylko jako czas chronologiczny, lecz także jako wewnętrzną, psychologiczną odyseję człowieka, który został: nagle aresztowany, postawiony przed sądem, odizolowany od rodziny, skazany i wreszcie czekał na swoją egzekucję.
To także siedem odsłon agonii, nie tylko fizycznej, ale przede wszystkim emocjonalnej i egzystencjalnej. W tym sensie pojęcie "siedem księżyców" może symbolizować siedem wahnięć emocjonalnych, siedem "ciemnych nocy ducha", jakie przeszła osoba uwięziona i skazana na śmierć. W wierszu księżyc staje się trwale obecnym świadkiem wewnętrznej agonii Irmy Grese. "Siedem księżyców" można czytać jako symbol siedmiokrotnego przechodzenia przez lęk, rozpacz i bezsilność, które towarzyszyły Irmie Grese od chwili aresztowania aż po godziny poprzedzające egzekucję. To nie obraz upływającego czasu, lecz stanu duszy osoby skazanej, która w siedmiu etapach dojrzewa do nieuchronnego końca.
Widok na "mały zachodni dziedziniec" w 1949 roku, kiedy pod klombami, w anonimowych grobach, wciąż znajdowały się trumny z 91 ciałami powieszonych osób.
Źródło: Stadtarchiv Hameln, Best. 602 H Nr. 42-006
Źródło: Stadtarchiv Hameln, Best. 602 H Nr. 42-006
Trzeba też pamiętać, że człowiek, który staje u progu śmierci, często spogląda wstecz na swoje życie i szuka sensu w tym, co go spotkało. Niekiedy próbuje usprawiedliwić własne czyny, innym razem pragnie, by pamięć o nim nie zginęła. Autorka mówi o cierpieniu i prześladowaniu, o deptaniu i gnębieniu, o godzinach policzonych. Opisuje swój los jako niesprawiedliwość, lecz nie wspomina o tych, którzy cierpieli z jej ręki.
Jednak ostatnie słowa wiersza niosą coś więcej niż tylko dumę i opór. Irma Grese wspomina o różach, które znów zakwitną, o ptakach śpiewających w przestworzach, o pozdrowieniach z głębokiego grobu. Te słowa brzmią jak echo pragnienia, by śmierć nie była końcem, by pozostał jakiś ślad, a ci, którzy odeszli - nie zostali całkowicie zapomniani.
Niech więc ten głos z głębokiego grobu przypomni nam o sile przebaczenia. O tym, że nawet w cieniu najcięższych win wciąż może zajaśnieć "Światło Wolności".
Zobacz też:










Komentarze
Prześlij komentarz