TABU. O czym się nie mówi w kontekście sprawców?


TABU. O czym się nie mówi w kontekście sprawców Zagłady?

70 lat po wojnie istnieją jeszcze takie tematy, które spychane są na margines badań nad Zagładą. Tym bardziej jeśli chodzi o sprawców Holokaustu - Niemców kierujących i pracujących w ośrodkach masowej eksterminacji. Z drugiej strony psychologia zbrodniarzy jest coraz chętniej przytaczana w nawiązaniu do wszystkiego, co działo się na przestrzeni obozów koncentracyjnych. Nikt nigdy nie przeprowadził badań psychologicznych na byłych zbrodniarzach z Auschwitz i chociaż na salach sądowych zasiadali prawnicy i psycholodzy, nikt tak naprawdę nie był zainteresowany, aby dogłębnie przyjrzeć się jak funkcjonowało rozumowanie osób odpowiedzialnych za masowe morderstwa. Ten obszar wciąż czeka na rzetelne opracowanie.
 
Jeśli zaś chodzi o nadzorczynie pracujące w obozach można dziś stwierdzić, że wiele aspektów zostało już powiedzianych wprost, nie szokuje fakt obecności niemieckich kobiet na terenie obozów koncentracyjnych ani nawet broń palna, którą nosiły na służbie. Kobiety traktowały swoją pracę jak każdą inną. Oczywiście jak już wdrożyły się w specyficzny system organizacji życia za drutami. Wojskowa, koszarowa rzeczywistość obwarowana regulaminami, przepisami, rozkazami nie była jednak niczym nowym ani nieznanym dla nadzorczyń. W większości były to młode kobiety, urodzone w latach 20. XX wieku. Ich młodość przypadła już na czas rządów Hitlera, one nie znały innej rzeczywistości! Widok uzbrojonych maszerujących żołnierzy, wojskowe marsze i defilady, wiwatujące tłumy z okrzykiem "Heil Hitler!" czy żeńskie organizacje paramilitarne zagarnęły każdy aspekt życia niemieckiej kobiety w latach 30. Państwo niemieckie miało wyłączny monopol aby mówić kobietom jak mają żyć, by jeszcze lepiej spełniać się w roli niemieckiej opiekunki ogniska domowego.
 
"Zaproszenie" [1985] reż. Wanda Jakubowska
 
Gdyby nie wzmożona potrzeba pozyskania żeńskiego personelu nadzorczego do obozów koncentracyjnych, prawdopodobnie nigdy nie ustanowiono by takiej formacji jak "SS-Aufseherin". Jednak to właśnie niemieckie, aryjskie kobiety miały pilnować "kobiet-podludzi" - więźniarek i kierować żeńskimi obozami. W tym zamkniętym świecie nie wszystko wyglądało tak, jak powinno. Omijanie oficjalnych przepisów, łapówki, kradzież mienia należącego do Rzeszy, wchodzenie w układy z więźniami były ciemną stroną służby w obozach, w której załoga SS doskonale się odnalazła, czerpiąc dla siebie niebywałe korzyści! Po pierwszym szoku u młodych nadzorczyń związanym z kontaktem z obozem i więźniarkami, przychodziła rutyna, następnie chęć zaznaczenia swojej obecności, znalezienia swojego "miejsca w szeregu" oraz dominacji. Nadzorczynie przesuwały granicę przyzwoitości coraz dalej, sprawdzając na ile mogą sobie pozwolić. A pozwalały sobie na wiele, co też nie uszło uwadze więźniarek. 
Jakie tematy mogą być dziś uznane za kontrowersyjne w związku ze służbą nadzorczyń? Wybrałam pięć tematów, które wymagałyby bliższego zbadania ich przez historyków w najbliższych latach.  
 
1. Volksdojczki w służbie Rzeszy
 
Wśród nadzorczyń spory procent stanowiły młode kobiety z podwójną narodowością, zaciągnięte do służby jako Volksdojczki. Niektóre nadzorczynie pozostały przy swoich polsko brzmiących nazwiskach. Inne starały się zmienić je na niemieckie odpowiedniki. Nadzorczynie wywodziły się z mniejszości czeskiej (północne tereny Czech i Moraw, tzw. Niemcy sudeccy), śląskiej oraz z terenów Prus Wschodnich. W większości kobiety te znały język polski lub posługiwały się gwarą regionalną. Nie wolno im było używać języka polskiego w kontaktach z więźniami ani z innymi członkami z załogi SS. Kobietom, które odmówiły podpisania Volkslisty groziły różnorodne kary oraz represje łącznie z osadzeniem w obozie koncentracyjnym w roli więźniarki. Niektóre nadzorczynie były siłą wcielane do SS-Gefolge, tylko dlatego, że były Volkdojczkami i mogły uzupełnić braki kadrowe w żeńskich obozach. W Ravensbruck jedną z najbardziej sadystycznych nadzorczyń pracujących w bloku karnym była nadzorczyni Lehmann ze Śląska, bardzo dobrze mówiąca po polsku.

"Na dwa tygodnie mniej więcej przed końcem, zlikwidowaniem obozu, spotkałam tam aufseherkę, która była moją klientką z Warszawy. Była ona Volksdeutschem. Spotkawszy mnie tam, poznała mnie i pomagała mnie i mojej matce, chroniąc mnie przed ciężką pracą. Dzięki temu przetrwałam ten obóz. Aufseherka była zmuszona do podpisania listy Volksdeutsch - jej matka była Niemką;  po wejściu Niemców do Polski bracia jej przyjęli Volksdeutscherstwo, a ją za to, że nie chciała podpisać tej listy, przetrzymano 9 miesięcy w obozie w Ravensbrück - wreszcie tam torturami zmuszono ją do podpisania listy, jak również przyjęcia funkcji aufseherki. Podczas pracy w obecności innych więźniarek nie rozmawiała ze mną po polsku. Odszedłszy jednak od nich, gdy byłyśmy same, rozmawiała ze mną po polsku i wiele razy skarżyła się płacząc na swój los".
Zeznanie spisane dnia 7.12.1945 r.
w Polskim Instytucie Źródłowym w Lund
 
2. Przymus do służby
 
Nadzorczynie od 1943 roku były odgórnie wysyłane do Ravensbruck na szkolenie. Kierowały je do tej służby albo urzędy pracy albo dyrekcja zakładu pracy, w którym aktualnie dana kobieta była zatrudniona. W latach 1943-44 coraz więcej fabryk pozyskiwało więźniarki do pracy fizycznej. Aby móc je umieścić w fabryce, zakłady pracy otrzymały nakaz oddelegowania wybranej ilości niemieckich kobiet z przeznaczeniem ich jako personel strażniczy. Były to całkowicie przypadkowe kobiety, wybrane przez dyrekcję fabryki. Zazwyczaj na szkolenie do Ravensbruck wysyłano około 5-7 kobiet z jednego zakładu pracy. Kobiety nie mogły odmówić. Odmowa mogłaby skutkować zwolnieniem z pracy i oczywiście donosem na gestapo. Niemki były tego świadome. Nie wiadomo jednak czy świadome były czym tak naprawdę jest obóz koncentracyjny? Do Ravensbruck przyjeżdżały na maksymalnie tydzień. W tym czasie szyto dla nich uniformy w zakładzie krawieckim Texled. Przez kilka dni szkolone były przez starsze dozorczynie w obchodzeniu się z więźniarkami. Po ukończeniu przyśpieszonego kursu, rozpoczynały pracę w wybranej fabryce pilnując więźniarek. 
 
"Byłam od 1940 roku pracownicą "Deutsche Spreewerke", Berlin-Spandau, Freiheit. W lipcu 1944 roku firma ta została zbombardowana. Zostałam wówczas przydzielona również jako pracownica do zakładów "Deutsche Industrie-Werke" w Spandau. We wrześniu 1944 roku  zostałam z innymi koleżankami zaciągnięta do tzw. obowiązkowej służby. Ja z moimi koleżankami byłam odkomenderowana do "SS" i musiałyśmy się udać do Ravensbruck. Urzędnik firmy mający nasze papiery odprowadził nas do Ravenbsruck. W Ravensbruck otrzymałyśmy uniformy. Nie było nam jednak dozwolone wchodzić  do obozu koncentracyjnego. Po 8 dniach zostałyśmy znów odkomenderowani do Elsnig przy Torgau. Nigdy potem nie byłam w obozie koncentracyjnym w Ravensbruck."
Erna Stolz, lat 38, Berlin-Spandau   
 
"Zaproszenie" [1985] reż. Wanda Jakubowska
 
3. Ciało i seksualność w obozie
 
Nadzorczynie były nie tylko personelem strażniczym związanym umową o pracę z SS-Gefolge. Były przede wszystkim kobietami i tak też je widzieli esesmani i więźniowie. Tutaj trzeba pokreślić, że nadzorczynie były jedynymi zdrowo wyglądającymi kobietami na terenie obozów koncentracyjnych, które przebywały w nim na stałe. Oprócz nich pracowały kobiety z formacji SS-Helferin, jednak nie miały one bezpośredniego kontaktu z więźniami. Nic więc dziwnego, że w powojennych wspomnieniach Ocalałych pojawiały się opisy nadzorczyń o seksualnym podtekście. Zarówno esesmani, jak i więźniowie mężczyźni rozmawiali na temat nadzorczyń komentując ich wygląd i zachowanie. Często sami więźniowie fantazjowali na temat stosunku seksualnego z nadzorczynią. Taka sytuacja została przedstawiona w opowiadaniu Mariana Pankowskiego. Nie wiadomo jednak czy więzień opowiadający Pankowskiemu swoją bliską relację z nadzorczynią mówił prawdę czy był to tylko wymysł jego wyobraźni lub erotycznych marzeń kierowanych do nadzorczyni:

"Na przyszły raz, ledwieśmy lagier opuścili,   ledwieśmy na pola białe wyjechali, moja Rottenführer podjedzie i - grube rękawice włóczkowe na wózek mi rzuci. I przy tym: Halt die Schnauze! - kapujesz? żebym się nie zdradził, że to od niej.
Głową potrząsnę, że jasne, że wiem, co to mordę trzymać w kubeł.
- Aż jednego dnia... przemówiła po polsku.
- Mieee-tek? - i wargi zwinę do środka - Ty nie zalewaj! Jak miała na imię?
- Johanna... Przemówiła, nie wiem już... Aha, zażartowała, kiedy pół po niemiecku, pół mrugając, prosiłem o pozwolenie, żebym... no bo lać mi się chciało, że za chwilę potop w portkach.
A ona pejczem gaik wskaże i.
- Loos..., a do hozów sobie nie nalej!
A mnie, brachu, zatkało. Wracam na drogę i jakoś mi głupio na nią popatrzeć, więc niby kotły popycham, żeby nie wypadły... a ona.
- Komm’ her! - mówi głosem..., że pejczem czuć w powietrzu. Wściekła, myślę sobie, uważaj, bo pewnie żałuje, że się ze swoim pochodzeniem zdradziła... No nic. Podbiegam i na baczność przed nią staję. A ona pejczem po udzie mnie pociągnie i.
- Szukej, szukej papirosa... - i bluzę swą esesmańską do pasa rozpiętą mi pokaże. I stanik biały widzę... Strach mnie obleciał... bo jak wpakuję łapę między cyce... powie, żem się na nią rzucił; zastrzeli na miejscu... A jak nie usłucham rozkazu - i tak zastrzeli, żebym się nie mógł wygadać... Ale to wszystko było w jednej sekundzie. Chuj mi pomógł. On zadecydował. Dęba! Tak ja rękawice na wózek i rękę w dekolt. A ona mi ją... wiesz... ona  moją ręką kieruje. A drugą... A tu auto z daleka słuchać. Ja wózek, ona na rower... i regulaminowo pięć, sześć metrów za mną."

"Moja SS-Rottenführer Johanna" (fragment)
Marian Pankowski ‘Fraza’ nr 18, 1997

Esesmani w swoich powojennych relacjach skracali opisy nadzorczyń do dwóch wyrażeń: "pełne piersi, mocne nogi" (określenie esemana Bernarda Gruensteina w odniesieniu do nadzorczyni Annelise Franz, Zofia Posmysz "Królestwo za mgłą"). Tak więc nadzorczynie często przedstawiane były w kontekście czysto seksualnym. I może właśnie to zaważyło na powojennym dyskursie dotyczącym sprawców, może stąd rozwinęły się komiksowe "stalagi" i filmy z dziedziny "pornografizacji Holokaustu"?
 
"Esesmani otaczają nas. Teraz dopiero spostrzegam, że wśród nich jest jedna Aufseherin. Śliczna młodziutka blondynka w lakierowanych wysokich butach z nieodstępną szpicrutą w ręce. Ma małą, obciągniętą skórkową  rękawiczką rączkę, ale jak smagnie szpicrutą przez plecy lub twarz, to pamięta się długo. Jakiś młody SS-man idzie koło niej, pokazuje nasze obnażone ciała i szepce coś do niej. Oboje śmieją się cynicznie."
Czesław Ostańkowicz "Ziemia parująca cyklonem"
 
Współczesna ikonografia dotycząca nadzorczyń SS jest kalką tego, na co zwrócili uwagę więźniowie obozów: młode kobiety w wysokich butach z pejczem w ręku, który ma podkreślać ich brutalność i gotowość do przemocy. Kultura popularna za wszelką cenę starała się po wojnie podkreślać zwłaszcza tą seksualną stronę przemocy nadzorczyń kierowaną w stronę więźniów, ale także ukazującą prywatne życie załogi SS.
 
4. Zakazana bliskość
 
Wśród nadzorczyń były kobiety o homoseksualnej orientacji. Pomimo tego, że za kontakty homoerotyczne niemieckie kobiety osadzane były w obozach koncentracyjnych, niektóre nadzorczynie świadome swojej inności, decydowały się dobrowolnie podjąć służbę w obozie, aby uniknąć niebezpieczeństwa i odgórnego przymusu więzienia. Chciały tym samym "przeczekać" pierwsze lata wojny, a w służbie widziały szansę na kontakty seksualne z niemieckimi więźniarkami. Nie wszystkie nadzorczynie-lesbijki pracujące w obozach miały odwagę ujawnić swoje upodobania. Wśród osób osadzonych w bunkrze w Ravensbruck były też nadzorczynie, które zostały przyłapane na intymnych relacjach z inną nadzorczynią lub więźniarką. W książce "Snow Flowers: Hungarian Jewish Woman in an Airplane Factory Markklennberg" (2009) opisana została relacja młodej węgierskiej więźniarki o pseudonimie Heidi. Wspomina ona swoje intymne relacje z jedną z nadzorczyń zwaną "Kocicą w butach", gdyż kobieta ta ciągle nosiła na nogach wysokie oficerki. Nadzorczyni była uważana za odpychającą, miała krótkie włosy i antypatyczny wygląd. Heidi wspominała, że nadzorczyni próbowała przekupić ją jedzeniem i cygarami. Czasem zostawały razem w pokoju i to wtedy prawdopodobnie dochodziło do bliższych kontaktów. Kiedy nadzorczynię przeniesiono do Ravensbruck, odwiedzała ona "swoją" więźniarkę w każdy  weekend przywożąc jedzenie. Po wojnie Heidi wyszła za mąż jednak wspomnienia z obozu mocno zaciążyły na jej psychice.  
 

5. Niechciane owoce miłości

Wydaje mi się, że najbardziej kontrowersyjnym tematem jeśli chodzi o obozy są zagadnienia typowo ginekologiczne, zarówno więźniarek jak i nadzorczyń. "Kobiece sprawy" były dla samych Niemców sporym problemem. Tysiące więźniarek zebranych w jednym miejscu, młodych, dojrzałych lub starych kobiet, skazanych było na przebywanie ze sobą na niewielkich przestrzeniach. Takie tematy jak kobieca menstruacja, ciąża czy porób były stałymi elementami obozowej rzeczywistości, wciąż za mało zbadanymi. Damsko-męskie uczucia w obozie, tuż pod dymiącymi kominami krematoriów nadal wzbudzają niesmak, konsternację, zażenowanie... Nieważne czy dotyczą więźniów czy załogi SS. Przemoc seksualna kierowana wobec więźniarek (przymusowa prostytucja) czy nadzorczyń w postaci gwałtów to chyba najmroczniejszy poziom tabu. Nadzorczynie, które zaszły w ciążę podejmowały zazwyczaj decyzję o urodzeniu dziecka, jeśli znały jego ojca, a dziecko było świadomym owocem miłości. Gorzej, jeśli nadzorczyni nie była pewna czy dziecko nie jest rezultatem nielegalnych kontaktów seksualnych z mężczyznami-więźniami, co nie było rzadkością. Wówczas nadzorczyni podejmowała decyzję o aborcji, która była całkowicie zakazana dla aryjskich kobiet, jakimi przecież były nadzorczynie. Strażniczki były jednak zbyt mocno zdeterminowane do tego, by pozbyć się "problemu" zanim ktoś inny go zauważy. Często nadzorczynie korzystały z usług więźniarek ginekolożek lub położnych, pracujących w obozowych rewirach (szpitalach). Jednak taka operacja niosła ryzyko infekcji. Nadzorczynie ryzykowały własnym życiem. Zapewne zdarzały się przypadki, że przerażona sytuacją niedoświadczona nadzorczyni próbowała sama dokonać zabiegu aborcji ze wszystkimi jej tragicznymi skutkami.

 
 "Zaproszenie" [1985] reż. Wanda Jakubowska


 Zobacz też:
 
https://ssaufseherin.blogspot.com/2019/01/czego-nie-wolno-byo-robic-nadzorczyniom.html
 

Komentarze

  1. Na tej stronie
    https://www.dw.com/en/ravensbr%C3%BCck-female-concentration-camp-guards/a-54517319
    Znajduje się ciekawe zdjęcie nadzorczyń osadzonych w amerykanskim więxieniu wojskowym

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to artykuł dotyczący nowej wystawy o nadzorczyniach w Muzeum Ravensbrück.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty:

Translate