Efekt Lucyfera: zrozumieć nazistę


Skąd zło?

Wysłuchałam niedawno bardzo ciekawego wystąpienia dr Joanny Lubeckiej z krakowskiego Instytutu Pamięci Narodowej pt. "Zrozumieć nazistę. Wątki racjonalizacji i zrozumienia zachowania zbrodniarzy nazistowskich w procesach powojennych i badaniach psychologicznych". Dr Joanna Lubecka już parokrotnie poruszała w swoich tekstach naukowych problem nadzorczyń SS i jak do tej pory są to właściwie jedyne publikowane krótkie teksty o nadzorczyniach z obozów. Konferencja " Wina i kara. Społeczeństwa wobec rozliczeń zbrodni popełnionych przez reżimy totalitarne w latach 1939-1956. Rozliczenia z niemieckim nazizmem" odbyła się w 2014 roku w placówce edukacyjnej IPN w Warszawie. Podczas swojej prezentacji dr Lubecka przedstawiła trzy badania psychologiczne nad zaskakującą zdolnością dobrego, zwyczajnego człowieka do czynienia zła - jak to ujął prof. Zimbardo, twórca pierwszego z tych sławnych badań. Jak te badania ująć w kontekście nadzorczyń SS? Wielokrotnie sama się nad tym zastanawiałam. Dobre, zwyczajne niemieckie kobiety stały się sprawcami zła, a ich służba została po wojnie określona mianem "zbrodni przeciwko ludzkości". Jak to możliwe? 

Proces załogi Bergen-Belsen w 1945 roku. W tym momencie świat ujrzał Irmę Grese,
młodą kobietę, nadzorczynię, która stała się ucieleśnieniem nazistowskiego zła. 

Efekt Lucyfera to "stawanie się złym" w wyniku długoterminowych działań sprzyjających i popierających agresywne zachowanie wobec wybranej grupy osób. Co się takiego zadziałało w społeczeństwie niemieckim, że kobiety ochoczo wstępowały w szeregi SS-Gefolge? Po ustąpieniu działań wojennych, kobiety te doskonale przystosowały się do nowego społeczeństwa i ustroju, całkowicie pomijając wcześniejszą służbę w obozach. To także jest niebywale ciekawe: możliwość odkreślenia grubą linią swojej zbrodniczej przeszłości i kontynuowanie życia z rodziną jako całkiem nowa osoba. Mogło być też tak, że część tych negatywnych i sadystycznych cech osobowości u esesmanów była przed wojną niejako "uśpiona" i tylko czekała na sprzyjające warunki, aby się w pełni uzewnętrznić. Ludzka psychika jest zdumiewająca i nigdy nie możemy powiedzieć z pełną świadomością: "ja czegoś takiego bym nie zrobił!". 

Poniżej artykuł w polskim czasopiśmie "Polska Zbrojna" napisany pod wpływem mojego komiksu "Schnell!", opisujący też "efekt Lucyfera" na przykładzie nadzorczyń:



Jest to smutny wniosek, który po doświadczeniach II wojny światowej można podsumować: każdy człowiek jest zdolny do czynienia zła. Każdy człowiek może zabić drugiego człowieka jeśli mu się na to pozwoli i zachęci do tego! Trzeba tutaj wyraźnie podkreślić: nadzorczynie nie musiały zabijać więźniarek same z siebie! To, że nosiły pistolety nie oznaczało, że miały obowiązek z nich strzelać! A nawet miały niepisany zakaz używania tych pistoletów!!! 

W regulaminie obozowym był także wyraźny zakaz bicia i maltretowania więźniarek. W obozie KL Auschwitz II (Birkenau) wydano nawet specjalny rozkaz komendanta, po tym, jak nadzorczynie zbyt często i zbyt mocno używały batów i pejczy bijąc więźniarki na śmierć. Esesmani działali bardziej ODRUCHOWO niż psychologicznie! Dotyczyło to także nadzorczyń. Szkolenie polegało na zdobywaniu wiedzy poprzez praktykę, czynne działanie. Nadzorczynie były wyszkolone do funkcjonowania odruchowego na konkretne zachowanie więźniarek. Ich czynności były wyuczone, to był cel tych szkoleń - żadna nadzorczyni nie powinna zastanawiać się nad sensem swojej służby i nad losem więźniarek. Miały mechanicznie wykonywać rozkazy i polecenia. Za brak własnej dyscypliny były również karane.  Nadzorczynie wykonujące wszystkie rozkazy bez jakiegokolwiek zaprzeczenia, były najbardziej pożądanym typem obozowej strażniczki. 

Marthel, młoda nadzorczyni z podobozu Sömmerda, 1944. 
Sympatyczna dziewczyna czy sadystyczna zbrodniarka?

Nawet więźniarki widząc po raz pierwszy nadzorczynie, w większości młode kobiety, niewiele starsze od samych więźniarek, myślały, że może uda im się zaprzyjaźnić z żeńskim personelem SS, że nie będzie tak źle... Ale więźniarki bardzo się tutaj pomyliły, gdyż widząc więźniarkę, nadzorczyni przyjmowała natychmiast postawę agresywną, dr Lubecka powiedziała o tym, że taka reakcja przypominała raczej "psa Pawłowa" - była mimowolnym odruchem, utrwalonym podczas szkolenia. Stąd też relacje byłych więźniarek o tym, że tuż po skopaniu więźniarki i poszczuciu jej psem, nadzorczyni uśmiechała się zalotnie do esesmanów szybko zapominając o swoim brutalnym zachowaniu.

Obejrzyjcie wykład dr Joanny Lubeckiej, jest bardzo ciekawy!

   



Zobacz też:


Komentarze

Popularne posty:

Translate