'Bunkier' w Ravensbrück: śmierć w ciemności [vlog]


Zapraszam na krótki wideo-spacer wokół budynku tzw. 'bunkra' czyli aresztu więziennego w Ravensbrück. Film nagrałam w sierpniu 2020 roku.



Przeczytaj fragment mojego opracowania o 'bunkrze' w języku polskim:


Opracowanie w języku niemieckim:



"Zeznania z bunkra" (fragment)
Zofia Mączka-Patkaniowska,
były więzień obozu koncentracyjnego w Ravensbruck nr 7403

"20 lipca 1943 roku. Pięknie słoneczny dzień. Nawet więźniarkom obozu koncentracyjnego słoneczna pogoda dodawała otuchy i sił. Bardzo liczne spośród nas miewały prorocze sny i umiały je sobie zdecydowanie tłumaczyć. Niektóre sny były absolutnie prorocze, np. że przyjdzie z domu paczka żywnościowa.
Tej nocy miałam zły sen. Wiedziałam, że spotka mnie nowe, dodatkowe obozowe przejście. Byłam już zahartowaną więźniarką; miałam za sobą 5 miesięcy więzienia i przesłuchania gestapo oraz blisko dwa lata obozu koncentracyjnego. Wiedziałam, że mam wyrok gestapo „RU”, czyli: powrót niepożądany.
Od roku pracowałam w „rewirze”. Zdawałam sobie sprawę, że mogę być szczególnie obserwowaną, bo jestem fachowym świadkiem zbrodniczych doświadczeń, wykonywanych właśnie od roku na mych współtowarzyszkach. Nie wiedziałam tylko, że już „wpadłam”, że mój „lewy”, próbny list dostał się w ręce władz obozowych.
Jako pracownica rewirowa nosiłam czystą suknię i buty na nogach oraz żółtą opaskę na ramieniu, która pozwalała poruszać się po obozie. Więźniarki obozowe były brudne, bosymi, poranionymi stopami chodziły po żwirze, którym był obóz wysypany, mogły chodzić tylko piątkami prowadzone. Na sukni miałam jeszcze biały fartuch, bo właśnie kończyłam pracę godzin rewirowych, gdy weszła - w południe - „Aufseherin”, krzyknęła na mnie: „komm mit!” i poprowadziła mnie do „bunkra”. Bunkier to karcer w obozie, groza równa przesłuchaniu w biurze politycznym. (...) Zabrano mi biały fartuch, opaskę żółtą, bieliznę i buty. Zostałam bosa, tylko w sukni lagrowej. Wepchnięto mnie do ciemnicy w dolnej kondygnacji bunkra.
Znalazłam się w celi śmierci. Znałam te cele. Wynosiłam z nich zwłoki współtowarzyszek, gdy potworna, okrutna, a piękna Oberaufseherin Mandel stosowała karę głodowej śmierci. (...) Piwniczne zimno celi, ceglana podłoga, absolutna ciemność. Wiedziałam, że w górze jest małe, zakratowane okno, ale od zewnątrz zasunięte żelazną klapą; nie przepuszczało ono ani  promyka światła. Cela 5 kroków długa, 4 kroki szeroka. (...)


Ciemność celi poczęłam badać rękami. Na prawo od drzwi znajdowała się muszla klozetowa, spłukiwana wodą. Dalej stolik przypięty do ściany. Obok zydel umocowany w podłodze, nie przesuwalny. Naprzeciw tej ściany również przypięta do ściany prycza nie z desek, tylko z prętów. Na lewo od drzwi wodociąg. (...)
Zaczęłam chodzić po celi 5 kroków wzdłuż lub w kółko, stawać oparta o ścianę i próbowałam myśleć. Za co mnie zamknięto, co mnie czeka, kiedy i jak zaczną mnie przesłuchiwać, na co się przygotować. Zaczęłam odczuwać zimno. Bosa, tylko w letniej sukience, bez bielizny. Piwniczna cela murowanego bunkra z ceglaną podłogą. Wyjąca syrena, ten przeklęty i nieodłączny charkot piekła obozowego, zawyła na apel wieczorny, wdarła się w ciemność celi i przywróciła czas. Tak, dzień będę rozpoczynać po jej wyciu. Godzina 4 rano, 12 w południe i 7 wieczór.
Jest siódma wieczór, pewno otworzy się okienko w drzwiach i dadzą mi porcję brunatnej lury, zwanej kawą. Może będzie gorąca, może dadzą mi moją porcję chleba, jestem przecież głodna, od śniadania nic nie jadłam. Czekam, wsłuchuję się w przebieg apelu. Muszę nauczyć się słuchem i dotykiem zastąpić wzrok. Łapię czujnie wszystkie odgłosy, apel skończył się, udręczone biegną do bloków. (...)
Nikt nie zajrzał do celi, nikt nie podał kawy, ciemność nabrzmiała ciszą, zimno wilgocią. Ceglana podłoga do spania, pierwsza noc przede mną. Jest jednak woda w kranie, co za szczęście! Można się napić, można się umyć, mam nawet chusteczkę do nosa w ręku, uświadomiłam sobie. (...) 
Drugi dzień pobytu w bunkrze spędziłam na oczekiwaniu w napięciu, bicie? przesłuchanie? dostanę jedzenie? Nic z tego, kroki w korytarzu bunkra mijały drzwi mojej celi, minął dzień. Minęło napięcie, chociaż w nocy też mogli przesłuchiwać i zaczęłam odczuwać głód. Piłam wodę. Umyłam się i tak wzmocniona przed nocą, skuliłam się pod ścianą do snu. Sen przerywany przysiadami dla rozgrzania się. Znalazłam sposób obliczania godzin nocy po stopniu wysychania chusteczki. Ta chusteczka okazała się bardzo cenna.
Nadszedł dzień trzeci. Dzień, który nic nie zmienił mego losu. Nasiliło się tylko uczucie głodu i zimna. Zaczął mnie ogarniać niepokój. Krążyłam w ciemności celi, poznając rękami chropowatość ścian. Usiłowałam paznokciami wyżłobić kreski dni, aby się nie zgubić w ich liczbie, ale gubiłam w ciemności miejsca zaznaczone. Przeżyłam silny wstrząs, gdy w sąsiedniej celi przez grubość ścian docierały okropne wrzaski i jęki. Teraz kolej na mnie! Skurczyłam się w sobie. Kroki minęły moje drzwi. Ulga. Myśl: jak mi nie dadzą jutro jeść, bo w bunkrze przeważnie dawali co czwarty dzień jeść, to zapewne skazana jestem na śmierć głodową. Tylko za co? Czy za to, że wiem o zbrodniczych doświadczeniach, czy że jestem z wyroku gestapo, czy może „wpadł” mój list. Tak, to musi być list. (...)



Miałam tylko wodę z kranu. Nerki funkcjonowały, przewód pokarmowy opróżniał się, co mnie dziwiło, że jeszcze ciągle znajdowała się treść, brzuch się zapadał, w żołądku głodowe ssanie. Głowę ściskała obręcz, oczy zamykałam i miałam uczucie czerwonego światła. Myśli wirowały: jak się umiera z głodu? Kiedy i czy będą mnie przesłuchiwać, co powiem. I znowu woda i mycie i noc psa na podłodze, syrena o czwartej i piąty dzień.
W ten dzień zaglądano do mnie przez okienko w drzwiach, padał promień światła, wywołując w oczach ból. Coraz mniej miałam sił rozgrzewać się przysiadami. 
Szóstego dnia głodu, zimna, ciemności i samotności, zaczęłam mieć zwidywania. Jadłam te góry cukrowe, a głód jakby się zmniejszył. Pojawiały się na ścianie wirujące kręgi świetlne i znowu wracały góry cukrowe. Trwałam w tym grobie ciemności i oczekiwaniu śmierci i dnia następnego - dnia ósmego. W te dni częściej zaglądano przez okienko w drzwiach. Słyszałam zbliżające się kroki, podnosiłam się do pozycji stojącej i znowu opadałam oparta o ścianę. Piłam wodę, widziałam góry cukru kryształowe, słabłam. Musiałam mieć godziny zamroczeń, bo czas biegł jakby szybciej i na dźwięk syreny myślałam: przecież dopiero była syrena i znów syrena? Zacierały się odgłosy lagru tak dobrze już w ciemności poznane, malały cierpienia głodowe, jakbym już nie potrzebowała jeść. Malało całe ciało, czułam jego lekkość.
Tak nadszedł dziewiąty dzień. Zastał mnie siedzącą na podłodze, opartą o ścianę, nie mogłam już chodzić po celi, chociaż taki był nakaz, nie wiem, co myślałam i czy cierpiałam. (...) Przyszła syrena południa, potem syrena wieczoru, minął apel wieczorny i otwarły się po raz pierwszy od dziewięciu dni drzwi celi. Weszła dozorczyni. Krzyk: „wychodzić!” Szłam za nią siłą rozkazu, znalazłam się na placu apelowym w cieple dnia lipcowego, w świetle przedwieczoru i upadłam straciwszy przytomność". 




Zobacz też:



Komentarze

Popularne posty:

Translate