Problem nieobecności nadzorczyń w badaniach
Dlaczego tak mało wiemy o nadzorczyniach obozowych?
Po napisaniu ebooka o nadzorczyniach z Ravensbrück, przeczytaniu wielu artykułów naukowych na temat kobiet w formacjach pomocniczych i obejrzeniu większości filmów fabularnych bazujących na autentycznych historiach Ocalonych dochodzę do jednego, smutnego wniosku: wciąż niewiele wiadomo na temat nadzorczyń SS! Właściwie już od czasu funkcjonowania obozu Ravensbrück kobiety zgłaszające się do pracy w charakterze nadzorczyń były... niewidzialne! Cały proces rekrutacji był specjalnie zatajany, a ogłoszenia jakie pojawiały się w prasie, nie mówiły wprost do jakiej pracy poszukiwane są młode kobiety. Zresztą popatrzcie sami na to ogłoszenie...
W pewnym sensie było to oszustwo. Kobiety chciały wierzyć w zwycięstwo Rzeszy Niemieckiej, były wychowane do tego, aby poświęcić wszystko dla swojej ojczyzny. W 1944 roku, kiedy Niemcy zaczęli przegrywać wojnę, coraz więcej kobiet zastępowało mężczyzn w pracach administracyjno-biurowych w różnych formacjach wspierających wojsko. Jednocześnie w obozach koncentracyjnych (które tworzyły już wtedy obszerną sieć na całym terytorium Rzeszy) brakowało żeńskiego personelu strażniczego w nowych podobozach kobiecych lub w fabrykach, gdzie pracowało niewolniczo tysiące kobiet. Ktoś tych kobiet musiał pilnować, a chętnych do takiej pracy ubywało z każdym miesiącem. Na niewiele zdało się odgórne rekrutowanie nowych strażniczek przez zarządy fabryk na polecenie komendanta obozu Ravensbrück. Kobiety, które zostały wybrane przez zarząd, nie mogły odmówić szkolenia w obozie Ravensbrück. Większość z nich nigdy nie słyszała o obozach koncentracyjnych i zetknięcie się z tym miejscem musiało być dla tych młodych Niemek równie przerażającym doznaniem, co dla samych Ofiar...
Źródło: wystawa "Im Gefolge der SS", Ravensbrück
Ale bywały sytuacje, bardzo rzadkie, kiedy można było zobaczyć nadzorczynię SS pilnującą więźniarki w miejscu publicznym, np. w dużym mieście. Zważywszy na to, że obozy lub podobozy (a także fabryki) ulokowane były na obrzeżach miast lub były całkowicie odizolowane od cywilizacji, widok więźniarek i żeńskiego personelu strażniczego mógł być dużym zaskoczeniem! Były to momenty, kiedy cywilni mieszkańcy miast mogli po raz pierwszy zobaczyć "wrogów narodu", jak określano więźniów przetrzymywanych w obozach. Wtedy na krótką chwilę nadzorczynie stawały się widoczne dla społeczeństwa. I my także możemy je zobaczyć w tych sytuacjach, gdyż zachowała się fotograficzna dokumentacja. Na poniższym zdjęciu można rozpoznać nadzorczynię. Przyjrzyjcie się uważnie:
To zdjęcie jest niezwykle ciekawe! Przede wszystkim zastanawiałam się, kto był jego autorem? Prawdopodobnie zostało wykonane na potrzeby dokumentacji straży pożarnej lub administracji podobozu. Co się tu wydarzyło? Po prawej stronie widzimy grupę kobiet w chustkach na głowach, które łopatami lub ręcznie sprzątają cegły lub inny gruz z ulicy. Poszukałam informacji w Internecie i znalazłam datę wykonania tej fotografii: 1944. Zdjęcie przedstawia więźniarki z podobozu Bremen-Obernheide w czasie odgruzowywania centrum miasta po bombardowaniu. Poniżej zdjęcie nieco wyraźniejsze:
Więźniarki z podobozu Bremen-Obernheide często wykorzystywano do prac przy porządkowaniu ulic po bombardowaniu. Podobóz był oddalony od miasta o 12 kilometrów i zajmował niewielki obszar pośrodku pól. 800 żydowskich kobiet zamieszkiwało trzy bloki. Podobóz należący do KL Neuengamme istniał od 26 września 1944 roku do 4 kwietnia 1945 roku, kiedy został ewakuowany do Bergen-Belsen. Kobiety dowożono do Bremen pociągiem, a po zbombardowaniu torów, ciężarówkami. Niekiedy musiały pokonać tą trasę pieszo.
Podobne zdjęcie zostało wykonane w miejscowości Templin w marcu 1944 roku po bombardowaniu miasta przez amerykańsko-brytyjskie samoloty. Po prawej stronie widać postać nadzorczyni w płaszczu, która pilnuje więźniarek z Ravensbrück pracujących przy odgruzowywaniu terenu:
Skoro tak trudno było już w czasie wojny zobaczyć nadzorczynie w ich codziennej pracy, to nie ma się czemu dziwić, że nie pojawiały się w powojennym dyskursie historycznym... Jak już parokrotnie pisałam tutaj na blogu, pierwsze artykuły naukowe opisujące żeński personel pomocniczy w obozach pojawiły się we wczesnych latach 90. w Niemczech i wywołały niemałą sensację... Powojenne procesy sądowe nie bardzo pokazały na czym polegała praca nadzorczyń. Zabrakło wnikliwych analiz i badań, kiedy sądzone były te najokrutniejsze strażniczki. Przez dziesięciolecia temat nazistowskich oprawczyń z obozów był przemilczany lub... żył swoim życiem. Tworzone były nieprawdziwe wizerunki nadzorczyń, które przenikały do pop-kultury. Nie miały one nic wspólnego z prawdą historyczną. Stąd pojawiała się tak duża ilość błędów w wyglądzie filmowych kostiumów strażniczek (np. czarne uniformy z trupimi czaszkami), złych dystynkcji czy oznaczenia funkcji... Sami Ocaleni często podawali nieprawidłowe informacje o nadzorczyniach, co zapewne wynikało z wyparcia strasznych obrazów przemocy, której doświadczyli w obozie. Dziś nadzorczynie wychodzą z cienia przeszłości i dzięki archiwalnym zdjęciom, coraz wnikliwszym badaniom historyków, a także prywatnym dokumentom, możemy mieć wzgląd w to, jak wyglądała ich służba. Uśmiechające się do obiektywu kobiety w uniformach stają się dla nas coraz bardziej wyraźne i znajome. Nie straszy nas już czarny, fikcyjny uniform ani skórzany pejcz wybijający rytm o wojskowe oficerki. Dziś nadzorczynie obozowe patrzące na nas z prywatnych zdjęć, mogą wydać się zwyczajnymi kobietami, jedynie uwikłanymi w system zagłady, do którego niekoniecznie samowolnie przystąpiły.
Trzy młode kobiety ze zdjęcia poniżej to strażniczki pracujące w podobozie Sömmerda. Podobóz, a nawet dwa podobozy, zlokalizowane były w południowej części miasta i w tym wypadku nie mogło być mowy o tym, że nikt nie widział personelu SS ani nie słyszał o istnieniu obozu kobiecego tuż pod oknami bloków mieszkalnych... Dokąd zaprowadziło mnie zdjęcie z albumu nadzorczyni Gertrud Libetrau i co znalazłam w trakcie wyjazdu do miasta Sömmerda - napiszę w kolejnym poście!
Przed chwilą oglądałam kawałek odcinka serialu "Wojenne Dziewczyny". Jedna z bohaterek jest więziona na Szucha, nagle do celi wchodzi SS-Helferin, z furażerką - jednak nie czarną, już bardziej przypominającą taką którą nosiły nadzorczynie. Naszywka z orłem jest prawidłowo z przodu, no ale oczywiście dodatkowo dodana jest tradycyjna trupia czaszka. To produkcja z tego roku. Jestem trochę zawiedziona. Czemu nikt nie może dobrze sprawdzić jak wyglądało umundurowanie tych kobiet, skoro pracuje nad tym tyle osób. Poza tym z tego co wiem to SS-Helferinnen nie pracowały nawet w tych więzieniach.
OdpowiedzUsuńPracowałam przez rok jako konsultant przy wysokobudżetowym filmie fabularnym o tematyce obozowej... I gdyby nie moja czujność, w KL Auschwitz transport kobiet odbierałyby SS-Helferinnen... Niestety takie są dziś realia, że brakuje fachowców, którzy mogliby udzielać konsultacji kostiumowej do seriali o tematyce wojennej... A tak naprawdę masz rację - na Pawiaku pracowały strażniczki, jednak nie były to nadzorczynie obozowe... U mnie na blogu jest artykuł o żeńskim personelu strażniczym na Serbii: https://ssaufseherin.blogspot.com/2018/03/za-mrami-wiezien-wachmajsterki-z-pawiaka.html
UsuńZresztą to samo było w serialu "Czas Honoru" - tam też na Pawiaku kobiet pilnowała SS-Helferin i co gorsza: nosiła pas wojskowy (ale bez pistoletu). I fason bluzy od uniformu był zapożyczony od formacji Wehrmachthelferin (łączność).
UsuńMoże kiedyś doczekamy się w 100% dobrze przedstawionych SS-Helferinnen i nadzorczyń w jakimś filmie lub serialu. Bo zwykle z umundurowaniem innych formacji, zwłaszcza tych nie kobiecych, nie ma problemu i są dość autentycznie wyglądające. No ale w sumie to dość zrozumiałe, bo o nich więcej wiadomo.
Usuń