5 pytań o nadzorczynie, które zostaną bez odpowiedzi

 

Niby o nadzorczyniach wiemy już bardzo dużo. Badania prowadzone w Niemczech od lat 90. XX wieku odsłoniły najważniejsze aspekty obecności kobiet na terenie obozów koncentracyjnych w charakterze sprawczyń. Dziś nikt już raczej nie mówi o nadzorczyniach obozowych stosując określenia "blond bestia" czy "wilczyca SS" - takie słownictwo pasowałoby raczej do artykułów prasowych lub naukowych o bardzo wątpliwej jakości edukacyjnej. Przeszła też już pierwsza, a nawet i druga fala ekscytacji tym tematem. Kiedy opadły emocje a historycy Zagłady zaczęli docierać do coraz nowszych, niezbadanych obszarów funkcjonowania nazistowskich strażniczek, zdali sobie sprawę, że są też i takie pytania, na które oni sami nigdy prawdopodobnie nie będą umieli odpowiedzieć. 

Nikt, kto nie pracował w roli obozowego strażnika nie może wyobrazić sobie, jakie uczucia i motywacje kierowały tymi ludźmi, którzy (zwłaszcza dobrowolnie) wstępowali w szeregi personelu strażniczego. Nieliczne "pamiątki" jakie pozostawili po sobie nazistowscy oprawcy z obozów nie mogą w pełni ukazać nam codzienności ich życia i służby za drutami. Sama wielokrotnie miałam takie odczucie, że im więcej dowiaduję się o nadzorczyniach, im więcej i dłużej "siedzę w temacie" (a siedzę już 15 lat!) tym mam wzmożone wrażenie, że... nic o nich nie wiem! Zasłona milczenia, która opadła w latach 90. XX w. dotycząca badań nad kobietami z formacji SS-Gefolge rodziła i rodzi więcej domysłów niż faktycznie pozwala zajrzeć za tą "kotarę", by móc zobaczyć ich wojenną codzienność egzystencji. 

Dodatkowym obciążeniem tego stanu niewiedzy, jest fakt, że naprawdę mało jest współcześnie żyjących osób, które mogą powiedzieć coś konkretnego o nadzorczyniach. Odchodzą ostatni świadkowie tamtych dni i już za chwilę nie będzie naocznych obserwatorów, którzy widzieli personel strażniczy z obozów na własne oczy, słyszeli ich głosy czy czuli na ciele ślady po uderzeniu pejczem. Wielokrotnie zderzałam się z tą powszechną niewiedzą o nadzorczyniach, pracując przy różnych projektach dotyczących tematyki około-obozowej. Chyba największe doświadczenie zebrałam pracując jako konsultant filmowy przy dużej produkcji fabularnej. Niekiedy wizja reżysera świadomie wypacza autentyczny obraz obozu - po co więc zatrudnia się konsultantów, aby potem nie stosować się do ich wytycznych? 

Jako osoba, która hobbystycznie zajmuje się nadzorczyniami poświęcając im spory kawałek swojego życia, wciąż stawiam pytania i szukam na nie odpowiedzi, aby mieć jak najpełniejszy obraz wojennej rzeczywistości, w której nadzorczynie funkcjonowały. Nie wystarczy znać kilku komend po niemiecku czy założyć wysokich butów z cholewami, aby mieć 100% pewności, że tak właśnie wyglądały te kobiety i tak wyglądała ich praca. Bo były "potworami" a ich zadanie polegało tylko na biciu więźniarek? Na tematykę sprawców Zagłady nakłada się kilkadziesiąt innych tematów i zagadnień bez znajomości których "zobaczenie" świata nadzorczyń nie byłoby możliwe. Kawałek po kawałku doszukuję się prawdy, staram się poskładać całość z rozsypanych elementów. Gonię upiory z przeszłości. Patrzę na wojnę ich oczami, podążam ścieżkami do miejsc, w których pracowały i w których popełniały zbrodnie, gdzie były sądzone i do miejsc, gdzie umierały na szubienicy, by ostatecznie spocząć w zimnych, anonimowych grobach. 

Są jednak takie pytania, na które nie znajduję odpowiedzi. Tych pytań jest oczywiście coraz więcej... Wybrałam jednak pięć, bo nie dają mi spokoju, a odpowiedzi na nie mogłyby pomóc mi w lepszej rekonstrukcji ich sylwetek i bliższym zrozumieniu ich życiowych decyzji.

Pytanie 1: Ile faktycznie było nadzorczyń?

Na to pytanie chyba nigdy nie uda się jednoznacznie odpowiedzieć! Nikt nigdy nie policzył wszystkich nadzorczyń, bo... nie da się! Po prostu się nie da! Jedyne dokumenty, z których można wyciągnąć informację o zatrudnieniu nadzorczyń pochodzą z Ravensbrück lub tworzone były na podstawie zachowanych list z nazwiskami kobiet, które pracując w obozie otworzyły konto bankowe w Fürstenbergu. Muzeum Ravensbrück mniej więcej zna nazwiska nadzorczyń, które zostały przeszkolone na terenie tego obozu. Ale przecież w 1944 roku otworzono kilka innych ośrodków szkoleniowych dla nadzorczyń i tutaj brakuje już pełnych list z nazwiskami. Bardzo często nadzorczynie przenoszone były z obozu do obozu i mogły zdarzyć się pomyłki z ich rejestracją. Pod koniec wojny mogły być przypadki, że zatrudniano kobiety bez szkolenia. Wypadały one z systemu ewidencji (nie przechodziły przez szkolenie w Ravensbrück) i od razu zatrudniane były przez konkretne filie obozów. Wiele nazwisk się powtarzało i dziś nie można wskazać konkretnej kobiety z przypisaną do niej konkretną zbrodnią. W wielu niemieckich publikacjach podawana jest liczba około 3500 - 40o0 nadzorczyń. Nigdy jednak nie zostanie podana konkretna liczba. Mimo wszystko ta liczba nadzorczyń jest niewspółmiernie niska, jeśli zestawi się ją z liczbą kobiet, które należały do jednostek wspierających Wehrmacht, a ich liczba jest szacowana na... 500 000! Rzecz jasna obozy koncentracyjne nie miały aż tak wielkiego zapotrzebowania na żeński personel strażniczy, system obozów tylko dla kobiet-więźniarek właściwie nie istniał. Ravensbrück był jedynym żeńskim obozem w całym systemie KZ. Więźniarki przebywały głównie w podobozach, gdzie tworzono dla nich specjalne miejsce i wówczas zatrudniano od 10 do 40 nadzorczyń, w zależności od ilości więźniarek w takim podobozie. Gdyby wojna nie skończyła się w 1945 roku można się domyślać, że system żeńskich obozów byłby systematycznie rozbudowywany, a wówczas istniałoby o wiele większe zapotrzebowanie na przeszkolone nadzorczynie.

Pytanie 2: Kto zaprojektował uniformy dla nadzorczyń?   

Wielokrotnie mnie samą o to pytano! Czy uniformy zaprojektował słynny Hugo Boss? Raczej wątpię...  Początkowo nadzorczynie nosiły szare fartuchy i wizerunkowo za bardzo nie różniły się od więźniarek. Zwyczajne płócienne fartuchy były nieciekawe i nie podkreślały rangi personelu strażniczego. Tak było od maja 1939 roku, kiedy otwarto obóz Ravensbrück. Nadzorczynie miały pełnić służbę podobną do służby więziennej w zakładach penitencjarnych dla kobiet. Taka też była wizja Johanny Langefeld, pierwszej kierowniczki obozu Ravensbrück. Obóz miał pełnić funkcję przede wszystkim wychowawczą dla niemieckich dziewcząt i kobiet, które zostały w nim osadzone, gdyż popełniły jakiś występek względem społeczeństwa aryjskiego. Pierwszymi więźniarkami były więc niemieckie kobiety mające za sobą kilka miesięcy lub kilka lat pobytu w różnych więzieniach. Dopiero po ataku Niemiec na Polskę, a tym samym po rozpoczęciu działań wojennych funkcja Ravensbrück uległa zmianie. Nie był to już tylko ośrodek separacji niemieckich kobiet - przeciwniczek reżimu, tylko także miejsce, w którym mieli pojawić się wrogowie spoza Rzeszy - ludność cywilna z krajów okupowanych. To właśnie wybuch wojny spowodował zmianę nastawienia do nadzorczyń. Kobiety w fartuchach raczej nie wzbudziłyby strachu ani respektu u osadzonych. Wówczas prawdopodobnie postanowiono o zaprojektowaniu nowych strojów służbowych na wzór uniformów noszonych przez mężczyzn z SS. Nigdy nie udało mi się dotrzeć do informacji kto zaprojektował pierwszy krój uniformów nadzorczyń. Trzeba jednak przyznać, że uniformy były bardzo eleganckie a kobiety dobrze się w nich prezentowały. Dopasowana marynarka z białą koszulą, długa spódnica z kontrafałdami, na głowie wojskowa furażerka - wizerunek strażniczki stał się bardziej militarny i wzbudzał szacunek. Uniformy szyto dla kobiet na miarę w obozowych zakładach krawieckich.

Pytanie 3: Jaką broń palną posiadały nadzorczynie?

Kwestia broni palnej jest niezwykle ważna, gdyż to właśnie nadzorczynie jako jedyna kobieca nazistowska formacja pomocnicza miała oficjalne prawo i zgodę na posiadanie broni palnej w czasie służby! Na żadnym archiwalnym zdjęciu nigdy jednak nie zobaczycie nadzorczyni z założonym pasem wojskowym i z kaburą! Jeśli takie zdjęcie jest w Internecie i je zobaczycie - prawdopodobnie jest to kadr filmowy, taki jak ten zamieszczony przeze mnie w artykule. Broń palna, z której korzystały nadzorczynie to był temat tabu dla samych nadzorczyń już w czasie ich służby. Nie jest tajemnicą, że nadzorczynie broń posiadały - dowodem na to są zachowane oficjalne dokumenty administracji obozowej np. z Ravensbrück. Nadzorczynie przechodziły szkolenie z obsługi broni palnej i także zachował się dokument z obozu na Majdanku dotyczący właśnie skierowania nadzorczyń na szkolenie ze strzelania. Nie jest więc prawdą to, co często twierdziły nadzorczynie na swoich procesach, że nigdy nie miały broni ani nie umiały z niej strzelać. Nieumiejętne obchodzenie się z bronią czasami kończyło się tragedią - pijane strażniczki celowały odbezpieczoną bronią w więźniarki niekiedy (jak w przypadku Anny Dawid z Majdanka) je zabijając. Inne zabijały całkiem świadomie, wiele relacji pochodzących od byłych więźniarek wskazywało na Irmę Grese, która postrzeliła czy nawet zastrzeliła w czasie swojej służby w Birkenau kilka więźniarek na oczach świadków. Przede wszystkim każda nadzorczyni wychodząca z komandem poza ścisły teren obozu musiała mieć przy sobie broń palną. Do obrony własnej lub do wykorzystania w krytycznej sytuacji ucieczki więźniarki. Wielokrotnie szukałam informacji jaki był to model pistoletu - i nigdy nie natrafiłam na żadną informację ani zdaną przez świadków ani tym bardziej przez byłe nadzorczynie. Nigdy nie padła konkretna nazwa broni, jak np. Walther... Wspominam o tym, gdyż robiąc rekonstrukcję historyczną sylwetki nadzorczyni zastanawiałam się jaką broń pokazać i w jakiej kaburze? Czy kabura ma być sztywna czy miękka? Czy to może być Walther P-38 czy PPK? Jaki kolor kabury? Jedyne, co jest dla mnie pewne to wygląd pasa głównego SS z klamrą. Reszta czyli to, co można było przytroczyć do pasa pozostaje tajemnicą.

Pytanie 4: Czy nadzorczynie były ofiarami wojny?

Ta teza może być nieco kontrowersyjna, gdyż o nadzorczyniach zwykło się mówić, że były po stronie sprawców Zagłady. Ale czy trzeba je traktować tylko i wyłącznie w charakterze nazistowskich katów? Sprawa jest bardziej skomplikowana niż można byłoby przypuszczać. Przede wszystkim trzeba wyjść od zagadnienia kobiecości i wizerunku nazistowskiej kobiety jaką wykreowali sami Niemcy. Kobiety nie musiały być dobrze wykształcone, a od mniej więcej 1936 roku niemal każda dziewczynka musiała należeć do młodzieżówki nazistowskiej, gdzie otrzymywała gruntowne przyuczenie do spełnienia jedynego celu, jaki przyświecał każdej aryjskiej kobiecie: sprowadzenia na świat dziecka czyli przyszłego żołnierza Rzeszy. Nie przejmowano się edukacją dziewczynek, musiały umieć pisać i czytać, jednak dalsza wiedza o świecie była im zbędna - jak twierdzili nazistowscy wychowawcy. Światem każdej niemieckiej kobiety miała być kołyska i dom pełen uwielbienia dla wodza i narodu. Co ma to wspólnego z nadzorczyniami? Bardzo wiele! Bowiem formacja "SS-Aufseherin" była całkowitym zaprzeczeniem wizji nazistowskiej kobiety, którą sami Niemcy stworzyli i do której tak bardzo dążyli! Produktem końcowym, który powstał z zapotrzebowania na żeński personel strażniczy była sadystyczna, pozbawiona uczuć kobieta, chodząca w męskich wojskowych butach i strzelająca do ludzi z pistoletu! To działania wojenne prowadzone przez Niemcy stworzyły nadzorczynię czyli kobietę-potwora. W tym sensie nadzorczynie mogły być ofiarami wojny prowadzonej przez ich własny kraj! Tylko nadzorczynie, będąc niemieckimi kobietami, były sądzone po wojnie jako zbrodniarki wojenne, a w świetle prawa przedstawiano ich udział jako zbrodnię przeciwko ludzkości. Zostały wkręcone w mechanizm totalnej zagłady i już z momentem przekroczenia bramy obozu stawały się wykonawczyniami planu eksterminacji. Co gorsza, wiele kobiet zostało podstępem oszukanych i sprowadzonych do Ravensabrück pod zupełnie innym pretekstem. Wiele kandydatek myślało, że jadą do pracy przyfrontowej, biurowej. Jakie musiało być ich zdziwienie, kiedy wysiadając na dworcu w Fürstenbergu widziały swoje rodaczki szczelnie okryte pelerynami w wojskowych butach? Czasami można natrafić na ślady świadczące o tragedii kobiet skierowanych przymusowo do pracy w obozie. Funkcjonowanie w typowo męskim świecie, w niezwykle brutalnej rzeczywistości przesyconej obrazami przemocy nie dla wszystkich kobiet oznaczało karierę i chęć zaistnienia. Niektóre z nich nie wytrzymywały i próbowały popełnić samobójstwo jeszcze przed ukończeniem szkolenia, jak przyjaciółka Erny Bodem, która po odmowie zwolnienia ze służby rzuciła się do jeziora. Lub "Aufseherin K." której nazwiska nigdy nie poznamy, a która za odmowę służby sama stała się więźniarką Ravensbrück! Nigdy nie dowiemy się ile nadzorczyń odebrało sobie życie lub zostało osadzonych w obozie za sprzeciw wobec działań prowadzonych przez Rzeszę. Są to ciche, anonimowe ofiary - miały być przykładem wzorcowej aryjskiej kobiety - stały się "elementem" niepożądanym (na równi z tym, który był skazany na śmierć w obozach!), błędem w systemie, który także trzeba było wyeliminować. Nigdy też nie poznamy szczerej relacji pochodzącej od byłej nadzorczyni. Żadna z nich nigdy nie spisała ani nie wydała swoich wspomnień w formie książki. Poza zeznaniami procesowymi oraz kilkoma wypowiedziami byłych strażniczek przed kamerami nie mamy możliwości wglądu do prawdy o tym, czym była i jak faktycznie wyglądała służba tych kobiet w obozie. Tą prawdę zabrały ze sobą do grobu - już na zawsze...

Pytanie 5: Co stało się z nadzorczyniami po wojnie?

Pytanie, które także często słyszę i nie potrafię na nie jednoznacznie odpowiedzieć. Zaraz po tym pytaniu pada inne: "dlaczego tak wiele nadzorczyń uniknęło odpowiedzialności za swoje czyny?". To zagadnienie także jest bardzo złożone. W procesach powojennych sądzone były tylko te z nadzorczyń, które zostały szybko zidentyfikowane i ujęte. Zazwyczaj były to kobiety, które pełniły w obozach wyższe funkcje: były kierowniczkami bloków, komand roboczych czy zarządzały całym podobozem. Czemu akurat te nadzorczynie? Ponieważ właśnie te konkretne kobiety były natychmiast rozpoznawane przez byłe więźniarki! Najczęściej aresztowano byłe nadzorczynie na ulicy, gdyż zostały rozpoznane przez swoje niedawne ofiary. Nikt ich nie śledził, one same zresztą były zbyt pewne tego, że w cywilnym ubraniu będą wyglądały inaczej. To fakt, uniform zmienia wygląd człowieka, jednak jak stwierdziła na procesie Irma Grese: "twarz zawsze jest ta sama". Więc dziś wiemy tylko o tych nadzorczyniach, które zostały przesłuchane i osądzone. Skazano je na karę śmierci lub wieloletni areszt. Inne, po kilku miesiącach czy latach przebywania w obozach dla internowanych i więzieniach były zwalniane i wracały do swoich rodzinnych miejscowości. Wiodły całkiem zwyczajne życie, zakładały rodziny, wchodziły w nowe związki, zmieniały nazwiska... To, co mnie najbardziej zastanawia i nie daje spokoju, to fakt, że te setki, tysiące kobiet (pamiętajmy, że w czasie wojny służbę w obozach pełniło około 4000 nadzorczyń!) płynnie weszło w powojenne społeczeństwo niemieckie! Dostosowały się do nowej, powojennej rzeczywistości i mam wrażenie, że potrafiły pozostawić za sobą wszystko to, co widziały i robiły w czasie służby w obozach! Zupełnie tak, jakby coś się skończyło i trzeba było zacząć życie na nowo: zamknąć za sobą rozdział nazwany: "Mój piękny czas służby w KZ". Kobiety, które dorastały w czasach nazistowskich, które od lat uczone były nienawiści do innych ras i narodów a apogeum przemocy osiągnęły pracując w ośrodkach eksterminacji - umiały odciąć się od własnej przeszłości i stać się kimś zupełnie innym, normalnie funkcjonującym w społeczeństwie. Umiały lub były do tego zmuszone przez nową sytuacje polityczną, zresztą specjalnie zatajały informacje o tym, co robiły w czasie wojny lub specjalnie umniejszały charakter swojej służby na rzecz narodu. Tutaj zderzamy się z całkowitą zasłoną niewiedzy i milczenia. Tylko nieliczne wzmianki pochodzące od krewnych czy dzieci byłych nadzorczyń wskazują na traumę, z jaką przez dziesiątki lat rozliczało się powojenne pokolenie Niemców z własną wojenną przeszłością. 

*

Jak sami widzicie takich pytań może być znacznie więcej! Jestem ciekawa czy Wy także szukacie odpowiedzi na trudne pytania o Zagładę, o które spierają się historycy i badacze? Na szczęście im więcej lat upływa od czasu zakończenia wojny, tym więcej faktów i dokumentów wychodzi na światło dzienne. Może za kilka lat poznam odpowiedzi na dręczące mnie pytania, dzięki czemu moja wiedza o nadzorczyniach będzie pełniejsza. 

Zdjęcia: Kadry z filmu "Ostatni etap", 1947, Fototeka Narodowa


Zobacz też:

Komentarze

  1. Właśnie jedną z rzeczy, która najbardziej mnie ciekawi są powojenne losy nadzorczyń. Szkoda, że nie ma więcej informacji o tym jak potem układały sobie życie, czy może niektóre z nich, podobnie jak byłe więźniarki, nadal miały czasem przed oczami obraz obozu, nawracające wspomnienia, może nawet koszmary. Ostatnio podczas oglądania różnych kilkugodzinnych świadectw byłych więźniarek, gdy pojawiały się jakieś wzmianki o SS-Aufseherinnen naszła mnie myśl, że ciekawie by było posłuchać takich relacji właśnie ze strony samych nadzorczyń, jak to wszystko wyglądało z ich perspektywy, bo niewiele jest takich relacji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O powojennych losach nadzorczyń wiemy tylko z nielicznych procesów sądowych, które toczyły się w Niemczech wschodnich i zachodnich w latach 60. i 70. XX wieku. Jeszcze wtedy przypadkiem natrafiano na ślady byłych nadzorczyń i je przesłuchiwano. W przypadku Luisy Danz były to nawet lata 90.! Jednak wyroków skazujących nie było, brakowało świadków i dowodów popełnienia konkretnej zbrodni. Czyli rozmyła się odpowiedzialność karna nadzorczyń. Najnowsze informacje o byłych nadzorczyniach i ich dalszych losach pochodzą od relacji ich własnych, dorosłych dzieci, które same z siebie przyjeżdżały do Ravensbrück, aby o tym powiedzieć i podzielić się rodzinnymi pamiątkami. Taką sytuację pokazano w filmie dokumentalnym "Was bleibt".

      Usuń
    2. Była jedna, jedyna kobieta, która pracowała w Ravensbrück jako nadzorczyni i osobiście przyjechała do Miejsca Pamięci w latach 90. - nagrano z nią kilka wywiadów, a jego fragmenty można zobaczyć dziś na wystawie "Im Gefolge der SS". Napiszę o niej osobny post.

      Usuń
    3. Jakiś czas temu widziałam kawałek wywiadu z Margarete T. na kanale Ravensbrück Memorial Museum, chyba to o nią chodzi

      Usuń
    4. Tak, to chyba jedyny "przypadek" byłej nadzorczyni, która otwarcie wspominała czas swojej służby. Jednak z tego wywiadu wyłania się obraz bardzo naiwnej dziewczyny... zresztą też podstępem ściągniętej do obozu... Pytanie, na ile to, co mówiła było prawdą...

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty:

Translate