Koniec naszego świata: fotosy z planu filmowego
Koniec służby = koniec świata?
Dla każdego, kto zetknął się z rzeczywistością niemieckiego obozu koncentracyjnego był to moment, w którym następował koniec świata, jaki dotychczas znał. Trzeba było porzucić wartości i zasady, jakie obowiązywały w cywilizowanym świecie i przystosować się do zupełnie nowego środowiska, nie wiedząc ile czasu się w nim spędzi. Od tego, czy dana osoba potrafiła się przystosować do zasad obowiązujących w obozie koncentracyjnym zależało to, czy w ogóle będąc więźniem takiego obozu - przeżyje.
Nie inaczej było w przypadku personelu SS. Szeregowi wartowniczy i nadzorczynie musieli zderzyć się z brutalną prawdą o miejscu, w którym przyszło im pracować. Ogłoszenia o pracy zawierające zachęcające slogany o "łatwej i niewymagającej wysiłku" pracy nijak miały się do chwili, gdy nowa nadzorczyni przekraczała bramę obozu i stawała na przeciwko kilkudziesięciu tysięcy więźniarek. Bywało i tak, że zarówno nowe więźniarki, jak i nowo zwerbowane młode nadzorczynie były w równym stopniu przerażone obecnością strony przeciwnej. Brak możliwości kontaktu słownego, brak zrozumienia komend wydawanych w języku niemieckim u większości więźniarek, brak możliwości jakiejkolwiek interakcji ze strony nadzorczyń niż bicie pejczem i krzyczenie uniemożliwiał właściwe porozumienie się. Każda ze stron musiała więc grać w grę o ustalonych regułach - w intencji więźniarek i nadzorczyń było jak najszybsze zapoznanie się z zasadami tej brutalnej "gry o przetrwanie".
Kadr z filmu "Koniec naszego świata" (1964), Fototeka Narodowa
Po zakończeniu wojny setki tysięcy więźniów opuściło tereny obozów koncentracyjnych, większość z nich przejawiało tzw. KZ-Syndrom, co na dzisiejszy język można przetłumaczyć jako syndrom stresu pourazowego. Czy nadzorczynie też mogły być zdiagnozowane jako świadkowie przemocy, odczuwający posttraumatyczne zaburzenia? Prawdopodobnie gdyby dziś przebadać grupę byłych nadzorczyń obozowych, w równym stopniu co byli więźniowie, także i one przejawiałyby bardzo silne emocje na wspomnienie o pobycie w obozie. W chwili opuszczenia obozu, kończyła się służba nadzorczyń. Ale żaden ich przełożony nigdy wyraźnie nie zwolnił ich ze służby! Koniec ich służby oznaczał wyzwolenie obozów i zakończenie działań wojennych. Jednak umysł tych kobiet wciąż funkcjonował w "trybie obozowym".
Nie było terapii, nie było badań ani żadnego wsparcia dla byłych członków załóg obozowych. A mówimy tu o tysiącach esesmanów, wartowników czy osób jakkolwiek związanych z funkcjonowaniem obozów (przedsiębiorcach, właścicielach fabryk i gospodarstw, kierowcach, maszynistach dowożących więźniów koleją - o ludziach z zaplecza administracyjno-logistycznego). Wszystkie osoby zatrudnione w szeroko pojętym systemie nazistowskich obozów koncentracyjnych były naocznymi świadkami Zagłady, a jednocześnie były jej sprawcami. Po wojnie świat domagał się natychmiastowego ukarania tych sprawców.
Ile czasu zajęło byłej nadzorczyni, żeby dojść do siebie po kilku miesiącach czy latach służby, podczas których widziała przemoc, agresję, choroby i śmierć tysięcy ludzi, niejednokrotnie samej będąc przyczyną tej przemocy? Niemieckie kobiety, byłe nadzorczynie, czytały w prasie o kolejnych procesach sądowych, o "bestiach" i "potworach" z obozów, które wieszano pośpiesznie w Hameln ręką najsłynniejszego kata Anglii. Dziś także, 80 lat po wojnie, polska czy niemiecka prasa szeroko opisuje poszukiwania byłych członków załóg obozowych, a jeśli dziennikarze taką osobę namierzą, natychmiast społeczeństwo domaga się jej rozliczenia za zbrodnię. Widowisko śmierci wciąż trwa, tylko szubienic brak.
Koniec świata, jaki znały nadzorczynie z lat 30. i wczesnych lat 40. XX wieku, zderzył je z nową powojenną rzeczywistością, w której nie było już miejsca na gloryfikowanie wodza i dumę z noszenia uniformu w kolorze feldgrau. To z pewnością musiał być szok dla tych niemieckich kobiet, którym od wielu lat wmawiano, że są nadludźmi i aryjskimi kobietami o czystej krwi. Indoktrynacja, której były poddawane od wczesnych lat swojego życia, została nagle przerwana, a one same musiały na zawsze zamknąć za sobą drzwi z tabliczką "SS-Gefolge".
Gdy podróżuję po Niemczech, często myślę o tych kobietach, których cichy dramat rozgrywał się w pierwszych powojennych latach: musiały się ukrywać, zmieniać nazwiska, wchodzić w związki małżeńskie z tajemnicą swojej przeszłości, zatajać co robiły w czasie wojny - za przyznanie się do służby w obozie groził im proces i realny wyrok śmierci. Do końca swojego życia, byłe nadzorczynie obozowe czuły oddech sprawiedliwości na karku.
Artykuł z magazynu "Film", 8 września 1963
"Koniec naszego świata" to także tytuł polskiego filmu fabularnego z 1964 roku. Pokazuje on osobistą traumę byłego więźnia obozu Auschwitz, Henryka, który oprowadzając amerykańskich turystów, na nowo przeżywa koszmar bycia naocznym świadkiem Zagłady. W jakimkolwiek miejscu byłego obozu by się nie znalazł - wciąż na nowo przeżywa własne cierpienie. Wspomina to, co się wydarzyło i chociaż z zewnątrz nie widać po nim emocji, w środku rozpada się na kawałki. Dramaturgii dodaje fakt, że amerykańskie małżeństwo zwiedzające muzeum byłego obozu Auschwitz, zadaje naiwne pytania nie mając pojęcia o tym, czym były i jak funkcjonowały nazistowskie obozy. "Koniec naszego świata" to przykład filmu o pojęciu poobozowego KZ-Syndromu i dramacie człowieka, który przeżył własną śmierć. Można powiedzieć, że w KL Auschwitz było 1,5 mln końców świata.
Film jest niezwykły pod każdym względem! Reżyserką obrazu była Wanda Jakubowska, ta sama pani, która nakręciła "Ostatni etap", czyli była więźniarka KL Auschwitz. Natomiast fabuła filmu oparta jest na wspomnieniach innego więźnia tego obozu - Tadeusza Hołuja, który z resztą sam zagrał rolę w tym filmie. Oprócz niego wśród aktorów mamy nazwiska innych byłych więźniów: Mariana Kołodzieja (autora artystycznej instalacji rysunkowej "Klisze Pamięci") oraz Wiesława Kielara, autora jednej z najważniejszych książek wspomnieniowych o KL Auschwitz - "Anus Mundi". Mamy tutaj w 100% autentyczną relację pochodzącą od byłego więźnia i przedstawioną w filmowej wersji przez byłą więźniarkę! A wisienką na torcie niech będzie fakt, że sceny obozowe kręcono w autentycznym Miejscu Pamięci, czyli na terenie byłych obozów KL Auschwitz i KL Auschwitz II-Birkenau!
Fototeka Narodowa opublikowała niezwykły zbiór fotosów filmowych, które wykonano w czasie pracy na planie. Obejrzyjcie je bardzo dokładnie - to nieocenione źródło dla każdego reżysera, scenografa czy charakteryzatora! Co ciekawe - uniformy nadzorczyń są kostiumami z filmu "Ostatni etap". Na wielu fotosach można rozpoznać charakterystyczne ujęcia z funkcjonowania obozu, jak np. przegląd czystości stóp u więźniów! Niektóre kadry to przełożenie 1:1 wspomnień więźniów oraz pozostawionych przez nich rysunkowych świadectw!
Zobacz też:
Komentarze
Prześlij komentarz